Recenzja filmu

Czas wojny (2011)
Steven Spielberg
Jeremy Irvine
Peter Mullan

Czy konie mnie słyszą?

"Czas wojny" potraktujcie jak destylat dotychczasowej twórczości autora "Szczęk". Znajdziecie w nim wszystko, za co kochaliście (lub nie znosiliście) takie tytuły jak "Imperium słońca",
Jaki jest koń – pardon! Steven Spielberg – każdy widzi. Złote dziecko kina od czterdziestu lat kręci filmy, w których na przemian klei ze sobą wielką przygodę, sztubacki humor, hollywoodzki rozmach, ale także patos i ckliwość. "Czas wojny" potraktujcie jak destylat dotychczasowej twórczości autora "Szczęk". Znajdziecie w nim wszystko, za co kochaliście (lub nie znosiliście) takie tytuły jak "Imperium słońca", "Szeregowca Ryana" czy... "E.T.".

Zaczerpnięta z bestsellerowej książki fabuła zawiera w sobie elementy zarówno opowieści inicjacyjnej jak i pełnokrwistego dramatu wojennego. Główny bohater – poruszający się z gracją, której mogłyby mu pozazdrościć modelki Dolce&Gabbana,  koń Joey – biega po zielonych  angielskich pastwiskach. W wolnych chwilach pomaga swemu właścicielowi uratować rodzinną farmę oraz popisać się przed dziewczyną z wyższych sfer. Czasy nie sprzyjają jednak niewinnym igraszkom. Za moment Joey zostanie przymusowo wcielony w szeregi brytyjskiej armii. Pozna tam, jak smakuje rozłąka, cierpienie, a wreszcie śmierć bliskich.

Dla Spielberga odyseja konia przez kolejne fronty staje się okazją do narysowania emocjonalnego pejzażu I Wojny Światowej. Reżyser przygląda się zarówno obu stronom konfliktu jak i cywilom, których domostwa za chwilę znajdą się pomiędzy wrogimi okopami. Pomimo niesprzyjających okoliczności bohaterowie odsłaniają przed nami jedynie pozytywne cechy charakteru: szlachetność,  honor, a wreszcie zdolność do poświęceń. Świetnie widać to chociażby w scenie, gdy brytyjski i niemiecki żołnierz ramię w ramię biorą się za uwalnianie konia zaplątanego w drut kolczasty. Działa i karabiny na chwilę zamilkły. Pole bitwy zamieniło się w pole walki o życie zwierzęcia.  Wojskowi na powrót stali się zwykłymi facetami, którzy w innych czasach mogliby pójść na piwo i pożartować o teściowych. W krwawych oparach wojennego absurdu udało im się ocalić człowieczeństwo.

Nowy film Spielberga z pewnością spodoba się tym widzom, którzy mają już dosyć komputerowych efektów wypełniających dziś niemal każdą amerykańską superprodukcję. Na przekór trendom "Czas wojny" został nakręcony zgodnie z prawidłami starej szkoły – efektowne wybuchy nie śmierdzą kartą graficzną, a prochem strzelniczym, zaś konie i zadziorny gęsior (znakomity epizod – wieszczę wielką karierę!) grają przekonująco wyłącznie dzięki talentowi własnemu oraz treserów. Przygotujcie się na rozczulające "Ooo", które rozlegnie się na sali kinowej,  gdy Joey po raz pierwszy pozwoli sobie założyć uprząż. Chyba nigdy wcześniej oddanie się komuś w niewolę nie miało szansy spotkać się z takim aplauzem publiczności. Zamiast więc wyciągać kopyta przed telewizorem, osiodłajcie konie i wybierzcie się na "Czas wojny". 
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Konie mają w sobie magię. To piękne, silne, majestatyczne zwierzęta, których urodę podziwia nie tylko... czytaj więcej
Steven Spielberg znany jest głównie, jako wybitny twórca filmów sci-fi, przygodowych i dramatów... czytaj więcej
Gdy Spielberg wchodził na scenę ze swoim pierwszym dużym filmem, miał 28 lat. Dziś posiada już... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones