Relacja

13. T-MOBILE NOWE HORYZONTY: Żywe trupy

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/13.+T-MOBILE+NOWE+HORYZONTY%3A+%C5%BBywe+trupy-97672
Tym razem wybraliśmy się na nietypowy film o zombie pt. "Halley", a potem spędziliśmy "Noc" w domu w głębi lasu.

Zabij mnie jeszcze raz

Alberto to zombie, jakiego w kinie jeszcze nie było. Nie powłóczy nogami i nie rzęzi jak zepsuty traktor. Nie czuje głodu ludzkiego mięsa i umie wmieszać się w tłum. Potrafi mówić, pracuje jako ochroniarz na siłowni, codziennie pielęgnuje rozkładające się ciało. I głównie z tego powodu "Halley" to horror docierający głębiej niż większość zombie movies. Pokazuje, że bycie nieumarłym – jedną z ikon popkultury i etatowym mięsem armatnim w kinie grozy – to w istocie egzystencjalna gehenna, związana z widmem wiecznego cierpienia. W świetnym filmie Sebastián Hofmanna zabraknie dziarskiego skauta ze strzelbą w dłoniach i nonszalancką odzywką na ustach, który to cierpienie skróci.


Ciało Alberta gnije. Na jego plecach pojawiają się sine wykwity, z otwartej rany na brzuchu sączą się płyny ustrojowe, oczy zachodzą bielmem. Proste czynności higieniczne pozwalają ukryć przed światem brzydotę i odór martwych tkanek, ale w końcu musi dojść do przesilenia. Wycieńczony Alberto trafia do kostnicy, gdzie cykl życia po śmierci rozpoczyna się od nowa. Pat.

Pochodzący z Meksyku Hoffman znalazł fantastyczny wizualny ekwiwalent dla sytuacji bohatera: mamy tu skąpane w chłodnym, błękitnym świetle kadry, płynne zmiany planów, wytłumioną ścieżkę dźwiękową z podkręconymi efektami w chwilach ingerencji bohatera we własne ciało, rozmywanie ekranu, zabawy perspektywą, zdejmowanie aktorów przez szkło, folię, przepierzenia. Samotność bohatera jest tu ograna na każdym poziomie formalno-fabularnym. Przestrzenie są puste i sterylne, w scenach dialogowych Alberto filmowany jest zwykle z ptasiej perspektywy, uczucie melancholii i poczucie pustki przyjmują postać mlecznego filtru otulającego bohaterów. Ci są niespełnieni, apatyczni i samotni, za wyjątkiem bywalców siłowni, prężących naoliwione muskuły; sprowadzonych przez reżysera do roli maszyn w ludzkiej skórze. O opresyjnym kulcie ciała Hoffman nie mówi w zasadzie nic nowego, jednak na poziomie metafory jego film pozostaje niezwykle efektowny: trudno wyobrazić sobie w tym kontekście coś jaskrawszego niż zombie z zazdrością podglądającego kulturystów.


Na to, czy Alberto znajdzie wreszcie ukojenie, reżyser nie udziela klarownej odpowiedzi. Jest w jego filmie poetycka sekwencja rejsu wśród wielkich lodowców. W świecie, w którym tożsamość równa się zdrowemu i pięknemu ciału, właśnie tak musi wyglądać raj nieumarłych. Ukryci przed wzrokiem zdrowych i pięknych mogą gnić i odradzać się przez wieczność. (mw)

Dom w głębi lasu

Grupa młodych ludzi przyjeżdża do położonej w kniei chatynki, w której samobójstwo popełnił ich wspólny przyjaciel. Na miejscu żałobnicy dokonują znaleziska w postaci taśm z tajemniczymi nagraniami. Wiedzeni ciekawością zaczynają je odsłuchiwać. Atmosfera zagęszcza się, w rękach jednego z bohaterów ląduje strzelba i... to by było na tyle. Pomimo pewnych punktów wspólnych "Noc" nie jest, niestety, kolejną częścią "Martwego zła". To arthouse pełną (i brzydką) gębą.


Reżyserski debiut Leonarda Brzezickiego przypomina katalog najbardziej zużytych klisz kina autorskiego. Postaci muszą albo milczeć, albo raczyć się pretensjonalnymi frazami, od których usychają uszy. Ptaki świergoczą, drzewa szumią, a cierpiący bohaterowie snują się samotnie po lesie, szukając sensu istnienia. Prawdziwa sztuka nie może się też obejść bez obowiązkowej sceny masturbacji wśród wysokiej trawy i kilkuminutowych statycznych ujęć kamery kontemplującej piękno, dzikość i nieprzemijalność świata przyrody. Jedno trzeba Brzezickiemu przyznać: obrazy te są na tyle sugestywne, że ma się wrażenie, jakby seans trwał całą wieczność, a nie półtorej godziny.

Jedyną rzeczą, która w tym filmie budzi moje uznanie, jest udźwiękowienie przygotowane przez Leandra de Loredo (współpracował wcześniej m.in. z Francisem Fordem Coppolą przy "Tetro"). Nagrania zmarłego Miguela są takie jak jego krótkie życie: przypadkowe, chaotyczne, pełne nieprzewidzianych zwrotów akcji. Odgłosy z burczącego brzucha zderzają się tu ze śpiewem polskiego księdza odprawiającego mszę, a relacja ze snów nakłada się na wyznanie miłosne. Kilka razy Brzezickiemu i de Loredo udaje się zmontować dźwięk z obrazem w  nieoczywisty i błyskotliwy sposób, nadając ekranowym zdarzeniom zupełnie nowy sens. Te ożywcze fragmenty są jednak zbyt krótkie i nieliczne, by odeprzeć drzemkę kinomana.

Co ciekawe, "Noc" miała być pierwotnie filmem krótkometrażowym. Nie wiem, jakim cudem reżyser doszedł do wniosku, że ta rachityczna i niemrawa historia kryje potencjał  na pełny metraż. Po zachodzie słońca można przecież robić tyle przyjemniejszych rzeczy niż eksperymentować z kamerą. (łm)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones