Artykuł

ARTYKUŁ: Brzezińska o ekranizacjach Szekspira

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/ARTYKU%C5%81%3A+Brzezi%C5%84ska+o+ekranizacjach+Szekspira-57121
Po co kinu Szekspir? A może raczej należałoby odwrócić pytanie i zapytać, jaki byłby dzisiaj Szekspir bez kina? Pewnie inny, może nieco uboższy, skromniejszy o intensywność kinowego przeżycia, o zbliżenia twarzy aktorów, ukazujące najmniejszy cień emocji, o popkulturowość i wizualne przewrotki, pogonie i szermierki, o możliwości kreacyjne dorównujące kroku wyobraźni, w końcu o publiczność, zdolność przyciągnięcia uwagi całego świata, rozgłos... "Szekspir naszej epoki pokazany został naprzód w filmie. To film odkrył renesansowego Szekspira" (1) . Przy tym, warto zauważyć, że do owego odkrywania kino rzuciło się będąc jeszcze w wieku niejako niemowlęcym, w zaledwie cztery lata od prezentacji wynalazku braci Lumiére. Za pierwszą próbę zmierzenia się z tekstem szekspirowskim w kinie uznawana jest adaptacja "Króla Jana" z roku 1899. Króciutki niemy film zapoczątkował w kinie, jak chcą badacze (2), pierwszy etap zmagań filmowych reżyserów ze spuścizną Stratfordczyka. Do wartych wspomnienia, wymienianych przez badaczy, adaptacji w okresie kina niemego należą m.in. "Hamlet" w kobiecych kreacjach – Sary Bernhardt z roku 1900 oraz Asty Nielsen z roku 1920, realizacje Georgesa Mélièsa oraz ekspresjonistyczny niemiecki "Othello" z roku 1922 z wielkim Emilem Janningsem w roli nieszczęsnego Maura. Dalej! żwawo! hasa! hej! Buchaj, ogniu! kotle, wrzej! Przygodę Szekspira z kinem dźwiękowym (3) rozpoczyna "Poskromienie złośnicy" z roku 1929 z duetem Mary Pickford - Douglas Fairbanks. Kolejnymi interesującymi adaptacjami, choć różnie ocenianymi i niezdolnymi przynieść swym twórcom splendoru czy wielkich pieniędzy, są "Sen nocy letniej" w reżyserii Maksa Reinhardta i Williama Dieterle'a z roku 1935 (na podstawie wcześniejszej wersji scenicznej) oraz George’a Cukora "Romeo i Julia" z 1936 z Lesliem Howardem i Normą Shearer. Szekspir filmowy tego czasu to bardziej próby, podejmowanie wyzwań niż w pełni świadome, przemyślane filmowe przedsięwzięcia. W roku 1944 za sprawą premiery "Henryka V", spektaklu ku pokrzepieniu angielskich serc (balansującym między widowiskiem o charakterze propagandowym a próbą zrewolucjonizowania dotychczasowego sposobu filmowania szekspirowskich dramatów), w reżyserii Laurence’a Oliviera rozpoczyna się drugi, bardziej złożony, dojrzały etap filmowego zainteresowania szekspirowskim tekstem. Olivier, legenda teatru i filmu, późniejszy pierwszy dyrektor National Theatre w Londynie, wykorzystywał w pracy nad dramatami Szekspira w filmie swoje doświadczenia teatralne. Jego adaptacje są rodzajem kompromisu między filmowym medium a teatralną perspektywą, a może raczej próbą poszerzenia teatralnej przestrzeni sceny za pomocą kamery. Scenograficzna prostota, utrzymana w teatralnej tradycji kompozycja przestrzeni, statyczność i klarowność przekazu, słowo i gest aktora dominują u Oliviera od pierwszego filmowego spektaklu, czyli od przeniesienia na ekran "Henryka V", konstruowanego z użyciem chwytu "teatru w teatrze", choć zdecydowanie najbardziej jest widoczna w jego monochromatycznym "Hamlecie" z roku 1948. Jużem tak głęboko W krwi zagrzązł, że wstecz iść niepodobieństwo W tym roku objawia się także drugi tytan kina i teatru – Orson Welles ze swoim "Makbetem", budzącym do dziś kontrowersje, śmiałym, bogatym lecz pełnym niejasnej niekiedy symboliki (4). W roku 1952 Welles zekranizuje "Otella", trzy lata później Olivier dokończy swoją szekspirowską trylogię pełnym kolorów "Ryszardem III" z centralną figurą mrocznego, złowrogiego władcy o kruczoczarnych włosach, dominującym w kadrze niczym na teatralnej scenie. Welles powróci jeszcze do Szekspira w latach 60., opowiadając o jednym z jego bohaterów, o trochę bezczelnej, trochę żałosnej, znakomitej figurze żołnierza-samochwała – o Johnie Falstaffie, czyli jakby także nieco… o sobie. Lata 50. to kino szekspirowskie, które staje się coraz bardziej międzynarodowe. Powstaje "Juliusz Cezar" Josepha Mankiewicza z Markiem Antoniuszem w wykonaniu Marlona Brando, "Romeo i Julia" Renato Castellaniego, a także wersja "Makbeta" w realiach feudalnej Japonii, czyli "Tron we krwi" Akiry Kurosawy. Nie należy również zapominać o rosyjskim wkładzie w kino szekspirowskie; w roku 1955 Siergiej Jutkiewicz adaptuje Otella (jednak, jak chcą badacze, w sposób nieco pretensjonalny(5)), lecz prawdziwym mistrzem okaże się Grigorij Kozincew ze swoim niemal doskonałym "Hamletem" (1964). Lata 60. przyniosły kilka tytułów filmowych nie do przeoczenia, a są to: "Poskromienie złośnicy" z 1968 w reżyserii Franco Zeffirellego z iskrzącym się duetem Elizabeth Taylor - Richard Burton, oraz tegoż "Romeo i Julia" (1968), film stawiający na młodość i niewinność, z niedoświadczonymi aktorami w rolach głównych (Olivia Hussey i Leonard Whiting). Lata 60. zamyka skromny, bardzo oszczędny i umowny (warto zauważyć, że jest to jedyna znana mi adaptacja, w której zrezygnowano z prób ukazania widzowi postaci ducha ojca Hamleta) klaustrofobiczny "Hamlet" Tony'ego Richardsona. Ta noc rozstrzygnie, czy tryumf i chlubę Los mi przeznaczył, czy klęskę i zgubę. Drugi etap rozwoju szekspirowskiego kina kończy się adaptacją "Makbeta" dokonaną przez Romana Polańskiego w roku 1971, uważaną za kontrowersyjną, choć dla mnie ciekawą i przekonującą. Lata 70. przyniosły także dwie słynne filmowe wersje "Króla Leara" w reżyserii Petera Brooka oraz Grigorija Kozincewa. W tym czasie BBC postanowiła zrealizować projekt polegający na sfilmowaniu wszystkich dramatów Szekspira. Rozpoczęto pod koniec lat 70. a zakończono w 1985 roku, całe przedsięwzięcie przypominające teatr telewizji, oceniane jako nie do końca udane, dziś wydaje się interesujące głównie z uwagi na mniej znane kreacje sławnych dziś aktorów (m.in. Helen Mirren, Alan Rickman, John Cleese, Bob Hoskins, Anthony Hopkins), inscenizacje rzadko wystawianych i obecnych na ekranie sztuk oraz bezbłędne, jedyne w swoim rodzaju brzmienie języka angielskiego. Kolejną dekadę rozpocznie Derek Jarman "Burzą", a Kurosawa w roku 1985 przypomni o swojej wyobraźni w "Ran" inspirowanym "Królem Learem". "Ran" to wyjątkowa synteza doskonałego szekspirowskiego tekstu, japońskiej kultury i wizualnej, kinowej wyobraźni reżysera. "Otwarta, podległa tylko przyrodzie przestrzeń, ograniczona jedynie horyzontem, symbolizująca zazwyczaj swobodę i wolność, w "Ran" stała się więzieniem dla Hidetory, starca, który błąka się po pustkowiu i powraca ciągle do miejsc swych zbrodni"(6). Trzeci, trwający do dziś okres rozwoju kina szekspirowskiego rozpoczyna w roku 1989 ponownie (ale jakże odmiennie) "Henryk V" w debiutanckiej interpretacji Kennetha Branagha. Zdolny, młody aktor rodem z Belfastu stanął w szranki z legendą Oliviera i jego "Henryka V", bez lęku i z pewną ręką. Utrzymany w ciemnej kolorystyce, realistyczny film młodego reżysera z utytłanym w błocie władcą, żołnierzem, któremu w bitewnym znoju nie przygrywają trąby i nie powiewają kolorowe proporczyki, sytuuje się na antypodach dotychczasowego wyobrażenia szekspirowskiego dramatu. "Jeśli za dominanty wizualnej stylistyki filmu Oliviera uznać piękno i iluzję (sygnalizowaną choćby przez malowane plenery, zaburzenie perspektywy, nienaturalność koloru), to w "Henryku V" Branagha panują brzydota i prawda" (7). Co tu dużo mówić… Ruszyło nowe! U Branagha czuć już nowym kinem szekspirowskim, bardziej śmiałym, doskonalszym technicznie, choć podobnie jak i klasyczne, czerpiącym z teatru. Szekspirowskie kino to wciąż w dużej mierze wyzwanie dla ludzi wyrastających z teatralnego doświadczenia (Branagh, Nunn, Noble, Taymor…). Wiesz o mnie wszystko: otwarłem przed tobą Księgę najskrytszych tajemnic mej duszy. Lata 90. były dla kinowego Szekspira wyjątkowo szczęśliwe, nie tylko dla kinowego zresztą. Interesujące, że po kilkudziesięciu latach starań udało się pod koniec lat 90. sfinalizować projekt wybudowania (z inicjatywy amerykańskiego aktora i producenta Sama Wanamakera) repliki teatru The Globe w Londynie. Ekspozycja wraz ze zwiedzaniem z przewodnikiem (co ciekawe, zimową porą zwiedzający zostają zaopatrzeni w kubeczek gorącego wina z korzeniami), drewniany teatr i wspaniałe przedstawienia pod gołym niebem ściągają pod żelazne wrota prowadzące do teatru (The Bankside Gates zaprojektowane przez 130 rzemieślników z 12 krajów świata) tłumy miłośników Szekspira, którym zaoferowano nowe teatralne przeżycie. Bard końca wieku też jest bogatszy o najnowsze XX-wieczne doświadczenia okrucieństwa, wojen domowych i upadków ustrojów, ma za sobą rewolucję medialną, przemiany kinowego oraz teatralnego odbioru i cały ten bagaż doświadczenia z chęcią zabiera z sobą przed kamerę. Ogromna różnorodność produkcji od roku 1989 do 2004 (z którego to roku pochodzi najnowsza znana mi ekranizacja "Kupca weneckiego" w reżyserii Michaela Radforda) a także próby przenoszenia na ekran przeróbek szekspirowskich tekstów (dla przykładu niech posłuży znakomity "Rosencrantz i Guildenstern nie żyją" z 1990 roku, w reżyserii Toma Stopparda na podstawie własnej sztuki) – imponuje. Nie będzie chyba przesadą twierdzenie, że kino lat 90. zachłysnęło się Szekspirem (i może szerzej – kostiumem, nie tylko elżbietańskim, ale również wiktoriańskim i edwardiańskim) i oddało mu to, co najlepsze: osobowości reżyserskie, nowe pomysły oraz sprawność realizacyjną na granicy wizualnego szaleństwa. I tak, w przeciągu dekady widzowie otrzymali m.in. trzy wersje "Hamleta" (Zeffirellego, Branagha i Almereydy), dwie wersje "Snu nocy letniej" (jak proponuje Sylwia Kołos w swoim opracowaniu: odpowiednio "interpretację" Adriana Noble’a i "pokazywanie" (8) Michaela Hoffmana) i "dwóch" "Ryszardów III" (Loncraine’a i Pacino). O, po cóż z lasu pragniesz się wydostać? Czy chcesz, czy nie chcesz, musisz tu pozostać. Spośród reżyserów laur wyróżnienia należy się Branaghowi, który po sukcesie "Henryka V" z wirtuozerią przystąpił do kolejnych ekranizacji, w tym do swego trwającego cztery godziny opus magnum – "Hamleta", w którym ponownie zmierzył się z mitem Oliviera, Hamleta oraz poniekąd ze swoją własną sławą i talentem. Trudno jednak szukać partnera dla Branagha (na wzór Wellesa, który "partnerował" Olivierowi), lata 90. to czas zbyt wielu indywidualności, by dokonać prostego wyboru, a Branagh wyróżnia się ponadto w tym okresie wyjątkową pracowitością. Lata 90. to czasy powrotów (Zefirelli powraca z "Hamletem" w wykonaniu Mela Gibsona, zbyt racjonalnego na szaleństwo człowieka czynu), wizjonerskich poszukiwań (Greenaway w swoich mistrzowskich "Księgach Prospera"), zerwania z konwencją (po "Otellu" z Laurence'em Fishburne'em trudno patrzeć na "malowanych" Maurów z wcześniejszych adaptacji), śmiałych przedsięwzięć ("Stracone zachody miłości" Branagha w musicalowej formie). Baz Luhrmann w "Romeo i Julii" utrzymanej w wideoklipowym rytmie, odszedł od dramatu zakochanych młodych na rzecz wizji świata pełnego kiczu, obrazu "pozbawionego tożsamości społeczeństwa" (9). Równie uniwersalne i podobne w tym kontekście okazują się dwie kolejne warte wspomnienia realizacje. Amerykańska reżyser Julie Taymor (po wypróbowaniu żywotności tekstu na scenie teatralnej) odważnie uwspółcześniła omijanego przez realizatorów groteskowego "Tytusa Andronika", przywracając sztukę widzom w wersji, w której stała się przypowieścią o współczesnej wizualności i rozrywce, a przy tym, w swym symbolicznym okrucieństwie bliską jednak również teatralnej tradycji. "Hamlet" Michaela Almereydy z Ethanem Hawke, który w tytułowej roli przypomina widza otoczonego przez komputery i kamery, czy też zafascynowanego obrazami artystę. Samotny wielkomiejską samotnością, rozpływa się gdzieś pomiędzy realnością a przedstawieniem ze swoim postanowieniem nieistotnej już zemsty i niezauważalnymi monologami. Film zrealizowany w scenerii korporacji i nowoczesnego miasta, bawiący się elektronicznymi obrazami, wydaje się najbardziej odległy od wszelkich teatralnych nawiązań. Adaptacja Almereydy choć nie jest filmem wielkim, z obrazów i obrazowania (w tym elektronicznego i wideo) czyni filmowy lejtmotyw, wyznaczając nowy ślad, wart, jak sądzę, podjęcia w przyszłości. Z tej jednak, jak na razie – nie dochodzi żaden nowy głos. "Kupiec wenecki" Michaela Radforda z roku 2004 był poprawnie zrealizowany, lecz na tle różnorodności szekspirowskiego kina lat 90. i wcześniejszej klasyki, nie zaproponował nic nowego.   *** W charakterze śródtytułów wykorzystałam fragmenty sztuk Szekspira w przekładach zaczerpniętych z: Marta Gibińska, Marta Kapera, Jacek Fabiszak, "Szekspir. Leksykon", Wydawnictwo Znak, Kraków 2003. 1. Jan Kott, Szekspir współczesny, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997, s. 356. 2. Opieram się tutaj na opracowaniu Olgi Katafiasz, Próby wrażliwości. Szekspirowskie ekranizacje Laurence’a Oliviera i Kennetha Branagha, Towarzystwo Naukowe Societas Vistulana, Kraków 2005. Inną nieco klasyfikację podaje Piotr Tyczyński w: tegoż, Szekspir i kino, "Teatr" nr 2 1986. 3. Korzystam tu z potężnego opracowania: The Oxford Companion to Shakespeare, ed. Michael Dobson, Stanley Wells, Oxford University Press, 2005.   4. Zob. interpretacja: Sylwia Kołos, Nowe kino szekspirowskie, Rabid, Kraków 2007.   5. Za: Sylwia Kołos, dz. cyt. 6. Tamże, s. 82. 7. Olga Katafiasz, dz. cyt., s. 49. 8. Sylwia Kołos, dz. cyt., s. 229. 9. Tamże, s. 116.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones