Felieton

Arest: Oscar dla przeciętniaka

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Arest%3A+Oscar+dla+przeci%C4%99tniaka-69857
Oscary czy nawet, przyznawane przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, Złote Globy nie są przeznaczone dla najlepszych filmów świata. To nie artystyczne igrzyska olimpijskie.

12 nominacji do Oscara dla "Jak zostać królem" przypomina, że kiedy inni oglądają filmy, większość członków Amerykańskiej Akademii Filmowej naciąga u chirurgów skórę twarzy. Film Toma Hoopera to koncertowo zagrana, sympatyczna produkcja, ale żeby taki nokaut? Czy naprawdę w 2010 kino nie miało do zaoferowania nic więcej niż ta grzeczna opowieść o nieśmiałym, jąkającym się władcy? Żadnych szalonych pomysłów, rewolucyjnych rozwiązań technicznych, zaskakujących narracji, ekstremalnych doznań, potencjalnych filmów życia?


"Jak zostać królem"


PRAWIE JAK NOBEL

Nominację co roku przypominają, że ludzie decydujący o najważniejszej nagrodzie filmowej to gremium ani młode, ani poszukujące, ani otwarte, ani nawet o dobrym guście. Jeśli wyjątkowo uda się uniknąć żenady, ten, kto chodził do kina w miarę regularnie, na skompilowaną przez akademików listę nominacji  patrzy jak wyrozumiała matka na rysunek dwulatka – jak na krzywe, to całkiem proste. A przed każdym kolejnym obrazkiem pociechy zeruje jej się pamięć i zamiast przyznać przed sobą otwarcie, że jej dziecko jest plastycznym kretynem, oczekuje, że jego następne dzieło będzie śliczne i sensowne. Tylko niby dlaczego? Niby dlaczego Oscary powinny wędrować do najlepszych? Skąd takie oczekiwania i skąd te wnioski?


"Titanic"

Logiczne byłoby, gdyby prestiż nagrody wyznaczali nagrodzeni. Oscar powinien być wart tyle, co nagrodzone nim znakomitości. Zwykle tak to przecież działa - ci, co dostają literackiego Nobla, mogą podbijać swoje poczucie wartości, szepcząc sobie cichutko "jak Brodski, jak Camus, jak Hemingway, jak Mann!". Jeśli Oscar przydarzy się nielubianemu koledze, możecie pofolgować zazdrości, przypominając, że taką samą nagrodę ma na koncie Nicholas Cage. Ostatecznie to ta sama Akademia, która obejrzawszy dziesiątki filmów w 2005 roku, uznała, że w ciągu 12 miesięcy nie powstało nic lepszego niż nadęte "Miasto gniewu", a w 1997 nic nie równało się arcydziełu o tytule "Titanic". Ale złe wybory i niekompetentna kapituła nie są w stanie obniżyć prestiżu pozłacanego rycerza.


Nicolas Cage

Najważniejszego Oscara – dla najlepszego filmu – odbiera jego producent, bo to nagroda przewidziana dla najlepszej filmowej produkcji, najlepszego produktu. Dziennikarze z uporem maniaka przypominają, że walka o statuetkę jest mniej starciem kilku filmów, niż kilku kampanii promocyjnych. Akademicy głosują na filmy, które widzieli, a widzieli te, które miały dobrą promocję. Koszty takiej promocji, której istotną część stanowią nakłady na to, by film został przez wybierających zauważony, przewyższają często sam koszt produkcji. "Wielki oscarowy film" robi się nie na planie, ani nawet w montażowni, ale w szeroko pojętym procesie reklamy. Oczywiście u podstaw potrzebny jest dobry produkt. Nawet w efekcie wielomilionowej kampanii nie da się – jak to ujął kiedyś w kontekście naszej piłkarskiej reprezentacji Maciej Szczęsny – z kija od miotły wystrugać orła. Ale "magia" dzieje się gdzie indziej niż na płaszczyźnie artystycznych doznań.

CO ROBI REŻYSER?

Oscary czy nawet, przyznawane przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, Złote Globy nie są przeznaczone dla najlepszych filmów świata. To nie artystyczne igrzyska olimpijskie. Średnie filmy anglosaskie bez trudu wypierają filmy z innych stron świata i nawet drugoligową sekcję "filmu nieanglojęzycznego" wygrywają filmy przeciętne, które często od przeciętniaków z Hollywood różni tylko niższy budżet. Komik Ricky Gervais, który odczytując nominacje na rozdaniu Złotych Globów w 2009 roku, zaczepił ze sceny gwiazdę "Lektora". "A nie mówiłem ci, Winslet? Mówiłem – zrób film o Holocauście, to nagroda przyjdzie sama".


"Lektor"

Aktorka śmiała się, bo wyroki Akademii są karykaturalnie przewidywalne. Nic tak nie podnosi notowań filmu jak Holocaust. Towarzystwu trzeba po prostu podpowiedzieć: To Ważny Film, bo podejmuje Ważny Temat. Żeby akademik docenił kreację aktorską, aktorstwo musi być zauważalne i podkreślone, jak temat w zeszycie ośmiolatka – bohater powinien więc być wariatem albo chociaż oszpecić się dla potrzeb roli, jak Charlize Theron w "Monster" czy Nicole Kidman z doklejonym nosem w "Godzinach". Obrazka dopełnia, gdy ktoś dostanie zasłużonego Oscara przez pomyłkę, jak choćby nagrodzona za wspomnianego "Lektora", Kate Winslet, która w tym samym roku dużo ciekawszą kreację stworzyła w "Drodze do szczęścia". Albo tegoroczny nominowany za rolę jąkającego się króla Colin Firth, który większego pazura pokazał w 2009 roku, w "Samotnym mężczyźnie".


"Samotny mężczyzna"

Tę bezradność widać też w kategorii "Reżyser". Okazuje się, że także dla samych filmowców zagadką jest to, czym w zasadzie zajmuje się najważniejsza osoba na planie. Nagroda, która powinna teoretycznie trafiać do autora największego reżyserskiego osiągnięcia, przypada najczęściej twórcy zwycięskiego filmu. Ot, żeby także on – nie tylko producent – mógł postawić sobie coś na kominku. Można też nagrodzić nią twórców zasłużonych,  których nie doceniło się przed laty. Ani Martin Scorsese, ani Roman Polański nie zdobyli Oscarów dzięki swoim najlepszym filmom. Obaj też dostali statuetki długo po tym, jak odebrali je tacy "giganci reżyserii", jak Kevin Costner czy Mel Gibson.

BŁĘDY I WYPACZENIA

I mimo wszystko, gdy podane zostają do wiadomości nominacje, wybucha histeria i oburzenie, jakby aktualna edycja hańbiła nieskalaną świętość. Ta dziwna impreza, którą powinno się oglądać tak, jak kartkuje się "Twój Styl", nadal traktowana jest jak oficjalne mistrzostwa świata w sztuce filmowej, która wyłania najlepszych, punktując uczciwie, z użyciem stopera. A w wypowiedziach pojawia się kategoria "błędu". Pomylili się! Nominowali zły film! Przegapili dobry! Jakbyśmy uznawali, że Złotą Palmę zgarnie ten, co przyjaźni się z jurorami, Niedźwiedzia w Berlinie ten, kto wstrzeli się w modny trend, a weneckie Lwy zgarnie jakiś debiutant, bo przewodniczący jury Tarantino chciał komuś zrobić na złość. Ale Oscary są jak walec, który przyjedzie, wyrówna i wyłoni zwycięzcę – to wyrok wyższego rzędu. Tu przypadek powinien roztopić się w anonimowym kilkutysięcznym tłumie akademików.

Ale tak się nie dzieje. "Błędy" w tegorocznych nominacjach widać gołym okiem. Brak "Trona" w kategorii efektów specjalnych wywołał poruszenie specjalistów. Zabrakło też w kategorii montażu rozgrywającej się jednocześnie na kilku płaszczyznach czasowych "Incepcji". Całkiem pominięto takie świetne (i nawet całkiem anglojęzyczne) filmy, jak "Autor Widmo" czy "Agora".


"Tron: Dziedzictwo"

Wygląda więc na to, że akademicy zwyczajnie nie znają się na rzeczy. A ponieważ nagrody, które przyznają, jakoś dziwnie nie tracą na popularności, może powinniśmy rozważyć opcję proponowaną w kwestii wyboru amerykańskiego prezydenta. Bo skoro działania człowieka zasiadającego w Białym Domu mają niebagatelny wpływ na losy całej planety, to może – jak sugerują niektórzy – do urn wyborczych należałoby dopuścić mieszkańców całej planety? Analogicznie, może powinno się zabrać amerykańskiemu przemysłowi jego własne nagrody i urządzić wielkie internetowe głosowanie? Ostatecznie, jak pomyślimy o wybranym w ten sposób prezydencie i potencjalnie nagrodzonych Oscarami filmach, stary system przestaje się wydawać taki zły. Ciężko wziąć na własne barki odpowiedzialność za zwycięzcę

"Jak zostać królem" według Akademii przynajmniej w 12 dziedzinach jest wielkim osiągnięciem kina. Jak pokazują doświadczenia kolekcjonerów nominacji, to "osiągnięcie" może równie dobrze skończyć przygodę np. jedynie ze statuetką za scenografię.
I ostatecznie nie jest to zły film. Jest to film oscarowy. Wiadomo mniej więcej, co to znaczy. I wiadomo, że nie znaczy to nic więcej.


Od redakcji: Do tekstu wdarły się drobne błędy. Z Waszą pomocą udało się nam je wyłapać i naprawić. Dziękujemy za czujność.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones