Relacja

Bieg przez płotki, czyli TIFF 2012

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Bieg+przez+p%C5%82otki%2C+czyli+TIFF+2012-89003
W niedzielę 16 września zakończyła się 37. edycja Toronto International Film Festival, najważniejszej imprezy tego typu w Ameryce, uchodzącej za nieoficjalny start oscarowego wyścigu.

To nagroda publiczności najbardziej wielokulturowego miasta świata uchodzi za papierek lakmusowy gustów członków Akademii. Przypominały o tym znamienne trailery, w których mowa była o tym, że planowany do wydania bezpośrednio na wideo "Slumdog. Milioner z ulicy"  właśnie w Toronto zaczął gromadzić zyski, które w końcu dotarły do niemal 400 milionów dolarów. To tu tryumfowały przed Oscarami "American Beauty", "Jak zostać królem" czy "Tsotsi", choć różnorodna etnicznie i liberalna widownia wybiera także obrazy niesprawdzające się w USA, jak "Hotel Rwanda" czy "Wschodnie obietnice".

W tym roku liderami rankingu były filmy bardzo odmienne i nie wszystkie pewnie wytrzymają bieg przez płotki międzynarodowej kariery, choć w niektórych można spekulować o potencjalnych nominacjach. Pierwsze miejsce i nagrodę zgarnął "Silver Linings Playbook" Davida O. Russella, opowieść o powrocie do życia byłego nauczyciela po pobycie w szpitalu psychiatrycznym, kiedy zdradziła go żona i współpracownicy. W głównej roli popisowy Bradley Cooper (Oscar za rolę męską?), który pokazuje całą determinację bohatera, ulegającego jednak różnym dziwactwom i angażującego się w związek z przypadkowo napotkaną młodą wdową-nimfomanką. Z kolei na trzecim miejscu uplasował się "Zaytoun" Erana Riklisa, autora prześmiesznej "Misji kadrowego". Nowy jego obraz podejmuje odwieczny topos kina drogi łączącej dwóch wrogów: palestyńskiego partyzanta i izraelskiego pilota, który zostaje zestrzelony i uwięziony po drugiej stronie muru. Zawarłszy pakt, że pierwszy uwolni drugiego w zamian za możliwość powrotu do rodzinnej wioski, przemierzają spustoszony krajobraz, powoli pokonując wzajemne uprzedzenia.

 
(Silver Linings Playbook)

Druga w klasyfikacji "Operacja Argo" to kolejny, już trzeci film w reżyserii Bena Afflecka, który oczywiście nie odmówił sobie zagrania głównej roli. Historia tak nieprawdopodobna, że musiała być prawdziwa: gdy po ataku na ambasadę USA w Teheranie w 1979 roku szóstka Amerykanów chroni się na terenie kanadyjskiej placówki, jeden z jej pracowników wpada na brawurowy pomysł podmiany. Oto Amerykanie będą udawali członków ekipy filmowej, szukającej w Iranie plenerów do awangardowej produkcji science-fiction... Affleck oryginalnie zmienia tonację w połowie filmu z pamfletu na Hollywood i komedię charakterów na dramat polityczny w drugiej części, niestety zapominając przy tym o pogłębieniu psychologii bohaterów (Oscar za scenariusz?).

Sporo zamieszania narobiła światowa premiera "Atlasu chmur" długo oczekiwanej produkcji Wachowskich i Tykwera, nie tylko dlatego że w międzyczasie od "Matriksa" Larry zmienił płeć i wystąpił jako Lana z uroczymi różowymi dredami. Ekranizacja uchodzącej za niemożliwą do sfilmowania powieści Davida Mitchella budzi podobnie mieszane uczucia, jak spożywanie jednogarnkowej potrawy burgundzkiej, do której wrzucono sto składników. Twórcy łączą wątki z różnych czasów i gatunków, jak: USA 1850 (dramat społeczny, wyzwolenie niewolnika), Holandia 1931 (dramat psychologiczny, emancypacja geja-artysty), Kalifornia 1975 (film noir, ekologia vs ekonomia), Londyn 2012 (komedia omyłek, perypetie wydawcy-nieudacznika), Neo-Seul 2144 (science-fiction, etyka klonów) i jego ruiny w XXIII wieku (kino przygodowe, multikulturowe spotkania). Choć występy tych samych aktorów w tak odmiennych epokach, rasach, a nawet płciach robią wrażenie (Oscar za charakteryzację?), to zupełnie siada identyfikacja emocjonalna i ciągłe zmiany tempa i tonacji.

Na ironię, "Atlas chmur" z racji budżetu 100 milionów dolarów zebranego poza studiami określany jest jako największa do tej pory produkcja niezależna (czy to słowo coś jeszcze znaczy?). Tym niemniej, w Toronto pokazano jeszcze trochę prawdziwego kina indie, z których szczególnie spodobały mi się "Frances Ha", "Yellow" i "Much Ado About Nothing". Reżyser pierwszego, Noah Baumbach, dał się poznać jako błyskotliwy scenarzysta Wesa Andersona i autor m.in. pokazywanego na wrocławskim American Film Festival "Greenberga". Tytułowa Frances Ha z nowego filmu to nieco roztrzepana, ale przesympatyczna  dziewczyna, która zmaga się z rozpadającą się przyjaźnią oraz brakiem wymarzonej pracy i fajnych chłopców – główną rolę fantastycznie kreuje Greta Gerwig, wschodząca gwiazda kina niezależnego. Wszystko w tym filmie gra jak w jazzowej improwizacji: dialogi skrzą się humorem, scenariusz meandruje i zaskakuje, a na najważniejszego bohatera wyrasta sam Nowy Jork, tyle że tym razem miejsce Manhattanu zajmuje Brooklyn.

Podobna postać kobieca – łącząca w sobie sprzeczności: ambicję i niekonsekwencję, plan i bałagan, urok i irytację widzów – pojawia się także w "Yellow". Reżyser Nick Cassavetes, syn wielkiego Johna, wybrał jednak modną ostatnio konwencję przełamywania zewnętrznego realizmu przez wewnętrzne projekcje bohaterki. I tak, gdy ta nadużywająca leków nauczycielka przeżywa zjazd, wyobraża sobie, jak woda z rur i okien zalewa klasę, a gdy zostaje wezwana na dywanik za spontaniczny seks z rodzicem ucznia, rozmowa rozgrywa się na teatralnej scenie i w operowym śpiewie. O źródłach problemów bohaterki wiele mówi kontekst rodzinny: młodsza siostra wciąż podejmuje rozpaczliwe próby samobójcze, brat siedzi w więzieniu, babcia oskarża ją o śmierć ojca, a matka udaje, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zwariowany, ale ciepły film z niespodziewanie pozytywnym zakończeniem.

 
("Much Ado About Nothing")

Wreszcie Joss Whedon w nowej ekranizacji szespirowskiej komedii "Jak wam się podoba" zrywa z kanonicznością wcześniejszej o dwie dekady wersji Kennetha Branagha. Nawet jednak, jeśli akcja rozgrywa się we współczesnej Kalifornii, błyszczą limuzyny i smartfony, na czarnobiałej taśmie rozbrzmiewa smooth jazz, a postaci strażników czynią prześmieszne aluzje do kina policyjnego lat 50., to treść jest ta sama i zawsze aktualna. Główni bohaterowie, zawzięty kawaler i wyniosła panna, muszą oczywiście ulec wzajemnemu uczuciu, odpowiednio podsycanemu przez otoczenie. Slapstickowe gagi nie mogą jednak przyćmić wyśmienitego aktorstwa (Amy Acker i Alexis Denisof) w tym skromnym filmie, nakręconym w tylko dwa tygodnie w tylko jednym domu przez – tak, tego! – autora megaprodukcji "Avengers".

Swoje premiery w Toronto miało także wiele wyśmienitych amerykańskich dokumentów. Publiczność pokochała szczególnie i nagrodziła "Artifact" Bartholomew Cubbinsa o walce Dawida z Goliatem: procesie alternatywnej grupy 30 Seconds to Mars z wytwórnią EMI. Zespół, założony przez braci Shannona i Jareda Leto – tak, tego! – jak wiele innych podpisał diabelski kontrakt, oddający majorsowi wszystkie prawa do wszystkich aktywności na przestrzeni siedmiu lat. Poprzez obciążenie muzyków wieloma ukrytymi czy wirtualnymi kosztami (pakowanie płyt, poligrafia okładek), mimo milionów sprzedanych płyt, nie tylko nie widzieli oni dolara zysków, ale w opinii koncernu są mu wręcz dłużni setki tysięcy… Niby wszystko wiadome, ale okraszone świetnym rockiem i wyścigiem z czasem o wydanie kolejnego albumu, więc dla fanów – obowiązkowe. Dwa inne obrazy pokazywały rzadko obecne w dokumencie profesje – alfonsa w "Iceberg Slin: Portrait of a Pimp" Jorge Hinojoysa i dilera w "How To Make Money Selling Drugs" Matthew Cooke'a – dowcipnie i od wewnątrz, z udziałem samych bohaterów i wielu gwiazd typu Ice-T czy Snoop Dogg (w tym pierwszym).

To oczywiście tylko przebłyski całego kosmosu zaprezentowanych w Toronto 370 filmów, z których blisko 140 miało tu światowe premiery! Z polskich akcentów warto wymienić koprodukcję "Imagine" Andrzeja Jakimowskiego i "Baby Blues" Kasi Rosłaniec (występującej wszakże w programach i jako Kataryna, i jako Kataryzyna). Na szczęście dla tych, który nie mogli być w Kanadzie, sporo filmów – także tych opisanych wyżej – będzie miało swe polskie premiery. Nieprzypadkowo w kuluarach kręcili się selekcjonerzy wielu czołowych rodzimych festiwali i dystrybutorów, ale na razie informacje o konkretnych wyborach musi spowić mgiełka dyskrecji...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones