Wywiad

Camerimage 2005: Koszmary, gangsta i kowboje

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Camerimage+2005%3A+Koszmary%2C+gangsta+i+kowboje-25528
Szósty dzień festiwalu już za nami. Coraz bliżej niedzieli, kiedy to po raz trzynasty już zostaną rozdane Złote, Srebrne i Brązowe Żaby dla autorów najlepszych zdjęć filmowych. Jak na razie wszystko zdaje się przeczyć temu, że 13 jest cyfrą pechową. Tegoroczny festiwal tętni życiem a filmy na nim pokazywane, z drobnymi wyjątkami, zasługują na uwagę. Jednym z nich jest z całą pewnością "Nuit Noire", czyli Czarna Noc - surrealistyczne i zachwycające wizualnie dzieło belgijskiego filmowca Oliviera Smoldersa.

Bohaterem filmu jest młody człowiek - Oscar, nękany przez traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa. Jest przekonany, że jako dziecko miał siostrę, która zginęła w tragicznych okolicznościach. Jego lekarz twierdzi, że dziewczynka jest jedynie dziełem jego wyobraźni, ale Oscar nie daje temu wiary kultywując w sobie pamięć o niej.
Pewnego dnia w jego mieszkaniu pojawia się jedna z pracownic muzeum, w którym zatrudniony jest również Oscar. Kobieta cierpi na tajemniczą chorobę i wkrótce umiera. Jej ciało zamienia się w kokon, z którego wykluwa się piękna dziewczyna...

- To mroczny i ciekawy film, choć przyznam się szczerze, że nie wszystko w nim rozumiem - mówił przed projekcją operator Louis-Philippe Capelle, autor zdjęć do "Nuit Noire". I rzeczywiście trudno się z nim nie zgodzić.
Olivier Smolders w swoim obrazie w rzeczywistości nie opowiada spójnej i konkretnej historii. "Nuit Noire" ma charakter snu, czy też bardziej koszmaru zaludnionego przez niecodzienne i fantastyczne postacie. "Chciałem zrobić film opowiadający film przez pryzmat kawałków potłuczonego lustra, bądź historię dającą się oglądać przez kolorowe światła kalejdoskopu" - mówił o swojej produkcji Olivier Smolders w jednym z wywiadów.

Obraz belgijskiego reżysera wyrasta z tradycji francuskiego kina surrealistycznego, doskonale odnajdą się w nim miłośnicy twórczości Petera Greenawaya, Terry'ego Gilliama, czy Davida Lyncha. Pole do popisu będą mieli również analitycy. W "Nuit Noire" aż gęsto bowiem od nawiązań do Kafki, czy Orwella.

Film Oliviera Smoldersa przeznaczony jest dla wąskiego grona odbiorców. Ludzi, którzy w kinie cenią nie tyle fabułę, co wyjątkowy klimat, atmosferę towarzyszącą obrazowi. Mimo niejasnej historii "Nuit Noire" w doskonały sposób angażuje widza na poziome wizualnym.

Nie wiem, czy obraz Oliviera Smoldersa wejdzie na polskie ekrany. Raczej w to wątpię. Jeśli jednak kiedyś będziecie mieli okazję go obejrzeć, a podobały Wam się takie dzieła jak "Mulholland Drive" oraz "Brazil" z całą pewnością nie powinniście przegapić projekcji.

Belgijski reżyser tworzy swoje surrealistyczne obrazy już od ponad 20 lat i wielokrotnie współpracował już z operatorem Louisem-Philippem Capelle. - Bardzo wiele nas łączy - mówił o swojej pracy z Olivierem Smoldersem gość festiwalu. - Obaj urodziliśmy się w Kongo, w tym samym mieście, w tym samym szpitalu i w tym samym roku w odstępie zaledwie tygodnia. Zatem nasze spotkanie oraz późniejsza współpraca musiały nam być przeznaczone.

"Nuit Noire" jest pierwszym obrazem w karierze Smoldersa zrealizowanym w kolorze. Wcześniejsze produkcje belgijskiego reżysera kręcone było bowiem na taśmie czarno-białej. - Podobnie miało być również w przypadku tego filmu - mówił operator. - Dopiero po skończeniu zdjęć Olivier obejrzał materiał i stwierdził, że w kolorze wygląda na tyle dobrze, że w takiej postaci może zostać pokazany na ekranie. Zabawne jest to, że ponieważ film miał być pokazywany w formie czarno-białej podczas kręcenia zdjęć nie mieliśmy na planie ani jednego kolorowego monitora.

"Nuit Noire" obfituje w zdjęcia przedstawiające owady, których kolekcjonowaniem zajmuje się główny bohater. Louis-Philippe Capelle przyznał, że ich sfilmowanie nie należało do najłatwiejszych. - Zawsze trudno jest sfilmować coś, co ma dwa centymetry długości a musi zostać pokazane na dużym ekranie - mówił operator. - Wszystkie zdjęcia z owadami kręciliśmy po godzinach i zajęły nam one bardzo dużo czasu, ale wydaje mi się, że się opłaciło. W swojej karierze pracowałem już przy filmach dokumentalnych, które nauczyły mnie między innymi cierpliwości. Ta cecha okazała się niezwykle przydatna podczas pracy na planie "Nuit Noire".


Największym wydarzeniem szóstego dnia festiwalu był pokaz, biorącej udział również w konkursie, brytyjsko-południowoafrykańskiej produkcji "Tsotsi" w reżyserii Gavina Hooda - tegorocznego kandydata do Oscara z RPA i laureata nagród publiczności na festiwalach w Toronto, Denver i Los Angeles.

Akcja obrazu, do którego scenariusz powstał na podstawie popularnej południowoafrykańskiej powieści Athola Fugarda, rozgrywa się w getcie Johannesburga. Jednym z jego mieszkańców jest tytułowy Tsotsi (słowo to znaczy gangster) - agresywny i zamknięty w sobie młody człowiek. Pewnego dnia w jego życiu pojawi się małe dziecko, które sprawi, że do niedawna pełna przemocy i nienawiści egzystencja drobnego przestępcy nagle odmieni się oraz nabierze sensu.

"Tsotsi" opowiada w rzeczywistości bardzo prostą historię. Historię, którą ponadto każdy z nas widział już w jakimś filmie bądź przeczytał w którejś z książek. Z drugiej strony robi to w taki sposób, że przez cały czas projekcji widz nie może oderwać oczu od ekranu. Krajobrazy biednej dzielnicy Johannesburga, muzyka Kwaito, brawurowe aktorstwo oraz wspaniałe zdjęcia Lance'a Gewera składają się na doskonały i poruszający obraz, który na pewno nie rozczaruje żadnego miłośnika dobrego kina.

Film porównywany jest przez krytyków z głośnym brazylijskim "Miastem Boga". Wydaje mi się, że jest to jednak porównanie nieco na wyrost. W "Tsotsi" nie znajdziemy ani takiej dawki brutalności, jak w obrazie Fernando Meirellesa, ani tak wspaniałej pracy kamery. W południowoafrykańskim obrazi dominują bowiem statyczne ujęcia.

- Nie chcieliśmy kopiować "Miasta Boga" - mówił na konferencji prasowej operator filmu Lance Gewer. - Z drugiej strony uznaliśmy, że do tej historii nie pasują zdjęcia z ręki, czy szalona praca kamery. Nie chcieliśmy, żeby widz skupiał się na zdjęciach, ale na historii i to im podporządkowaliśmy wizualną stronę filmu. Kiedy widz widzi ruch kamery wtedy czuje się, jakby jeszcze ktoś trzeci był wraz z nim w pokoju. My chcieliśmy tego uniknąć.


Lance Gewer i Piotr Fudakowski

Producentem "Tsotsi" jest Polak od lat mieszkający w Londynie, Piotr Fudakowski, dla którego obraz Gavina Hooda jest również debiutem w roli samodzielnego producenta. - Byłem zaskoczony tym, że los rzucił mnie do Południowej Afryki by tam kręcić film. Gdyby jeszcze 3 lata temu ktoś mi powiedział, że będę tam pracował uznałbym go za wariata - mówił podczas spotkania z dziennikarzami Piotr Fudakowski. - Przypadkiem trafiła w moje ręce książka Athola Fugarda, która spodobała mi się na tyle, że pomyślałem, iż warto byłoby ją zekranizować. Okazało się, że powieść ta jest doskonale znana w Afryce a o jej filmowej adaptacji mówi się już od 20 lat. Dostałem nawet do przeczytania jedną z wersji scenariusza, ale była okropna. Wtedy zadzwoniłem do Gavina Hooda, którego poznałem chyba 6 lat wcześniej na festiwalu w Cannes. Zaproponowałem mu pracę przy "Tsotsi", którą ten przyjął bez zastanowienia mówiąc - zawsze chciałem to zrobić.

Mimo mrocznej historii "Tsotsi" zachwyca widzów pięknymi, skąpanymi w słońcu zdjęciami przedstawiającymi johannesburskie getto. - Przy tego rodzaju historiach z reguły korzysta się z ciemnych kolorów my jednak postanowiliśmy użyć światła by pokazać ciemność - mówił Lance Gewer. - Chcieliśmy, żeby światło rozjaśniło mrok duszy głównego bohatera, pozwoliło widzom zobaczyć to, co się w nim dzieje.


Szósty dzień festiwalu zakończyłem specjalnym pokazem filmu Lasse Hallstroma "Niedokończone życie" z Robertem Redfordem, Morganem Freemanem i Jennifer Lopez w rolach głównych, którego autorem zdjęć jest gość tegorocznego festiwalu, jeden z członków jury przyznającego Złotą, Srebrną i Brązową Kijankę - Oliver Stapleton.

W swoim najnowszym obrazie szwedzki reżyser po raz kolejny powraca na prowincję, którą wcześniej wspaniale pokazał w filmach "Co gryzie Gilberta Grape'a", "Czekolada". czy "Kroniki portowe". Niestety, tym razem nie jest to powrót udany.

"Niedokończone życie" opowiada historię młodej kobiety, która po kolejnej awanturze opuszcza wraz z dzieckiem swojego partnera i wraz z córką postanawia zamieszkać ze swoim teściem w niewielkim miasteczku w stanie Wyoming. Mężczyzna niechętnie wita ją u siebie bowiem obwinia ją o śmierć o swojego syna. Z czasem jednak, głównie dzięki rezolutnej wnuczce, ustępuje miejsca sympatii, a wreszcie miłości.

Najnowszy film Lasse Hallstroma jest typową, szablonową i przewidywalną hollywoodzką produkcją. Od chwili, kiedy Jean wkracza na ranczo swojego teścia widz wie w jakim kierunku podąży i jak skończy się historia. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Hallstrom - prawdziwy autor filmowy, zrealizował obraz składający się praktycznie z samych ogranych wątków i motywów. W niejednej już produkcji Robert Redford wcielał się w postać zgorzkniałego kowboja, jako ofiara sadystycznego chłopaka Jennifer Lopez wystąpiła już wcześniej w "Nigdy więcej" a Morgan Freeman w "Niedokończonym życiu" praktycznie powtarza swoją oscarową kreację z "Za wszelką cenę".

"Film staje się problemem, kiedy mimo gwiazdorskiej obsady i uznanego reżysera najciekawszą rzeczą w nim jest niedźwiedź" - pisał o filmie złośliwy krytyk magazynu "Variety". Łódzka publiczność była równie złośliwa głośnymi oklaskami bądź gromkim śmiechem nagradzając co bardziej sentymentalne dialogi, których w obrazie Hallstroma nie zabrakło.


Festiwal Camerimage jest również okazją dla operatorów do spotkań i dyskusji o swojej pracy. W czwartek 25 operatorów z całego świata sygnowało pierwotną wersję Deklaracji o Warunkach Pracy Operatorów w Filmie i Przemyśle Telewizyjnym. W Łodzi historia zatoczyła koło - używający ultranowoczesnych technik twórcy dzieł filmowych niczym łódzcy tkacze z początku wieku zażądali poprawy swoich warunków pracy.

Deklaracja jest efektem całodziennej, środowej dyskusji i pracy zespołu operatorów, który przyjął nazwę International Assamble of Cinematographers on the CAMERIMAGE Festiwal [Międzynarodowe Zgromadzenie Operatorów Filmowych na Festiwalu CAMERIMAGE]. W nocy ze środy na czwartek powstał tekst rewolucyjnej deklaracji, w której operatorzy po raz pierwszy tak otwarcie mówią o tym, że ich zawód jest niedoceniany i żądają równych praw z reżyserem i producentem jako twórcy filmu. A oto jej tekst:

DEKLARACJA DOTYCZĄCA WARUNKÓW PRACY W PRZEMYŚLE FILMOWYM I TELEWIZYJNYM
30 listopada 2005 roku Międzynarodowe Zgromadzenie Operatorów Filmowych na Festiwalu CAMERIMAGE stworzyło deklarację, która ma być przedstawiona instytucjom rządowym, władzom zajmującym się pracą i bezpieczeństwem socjalnym, firmom producenckim oraz odpowiednim międzynarodowym grupom i organizacjom zawodowym.

· Warunki pracy przy filmach i produkcjach telewizyjnych na całym świecie znacznie się pogorszyły i osiągnęły poziom krytyczny, zatem konieczne jest natychmiastowe działanie.

· Potępiamy przesadnie długi dzienny czas pracy i niebezpieczne warunki pracy, na które narażeni są ludzie filmu i telewizji, i które często są sprzeczne z ich realnymi prawami.

· Wzywamy ludzi związanych z przemysłem filmowym i telewizyjnym oraz władze rządowe do wsparcia operatorów w ich próbach rozwiązania tych problemów.

Oczekujemy zachęty ze strony organizacji związanych z filmem dla odpowiednich władz, które zakazałyby tych praktyk i przywróciły odpowiednie warunki pracy.

Przede mną siódmy dzień festiwalu, który podobnie jak czwartek obfitował będzie w pokazy. Już za chwilę rozpocznie się premiera finlandzkiego "Game Over" pokazywanego na imprezie w ramach przeglądu filmów europejskich. W konkursie zostaną zaprezentowane dziś "Cudowna noc w Splicie" oraz debiut reżyserski Tommy'ego Lee Jonesa "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady".


Camerimage 2005: Walka z przerywaniem filmów reklamami
Camerimage 2005: "Los utracony" i nowy film Clooneya
Camerimage 2005: Nowe, mistrzowskie dzieło Carlosa Saury
Camerimage 2005: Sex, & Drugs & Rock and Roll
Camerimage 2005: Trzy wesela i pogrzeb
Emmanuelle jak Chanel - wywiad z Denisem Roudenem
Camerimage 2005: Morderstwa, magia, miłość i odkupienie
Camerimage 2005: Anty-Dogma, Piekło i Zemsta
"Jestem" laureatem nagrody specjalnej festiwalu Camerimage
Węgierski "Los utracony" wygrywa Złotą Żabę

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones