Artykuł

Czytelnia FILMu: Fiesta czy sjesta

FILM /
https://www.filmweb.pl/article/Czytelnia+FILMu%3A+Fiesta+czy+sjesta-61711
Na nasze ekrany w ciągu ostatniego roku weszło jedenaście hiszpańskich filmów. Redakcja "Filmu" postanowiła zapytać, czy kino z Półwyspu Iberyjskiego to jedna z lepszych kinematografii światowych, czy przypadkowo modne kino, rozsławione jedynie dzięki  Almodóvarowi? Więcej tekstów z "Filmu" znajdziecie w czytelni magazynu na Filmwebie.


FIESTA  CZY  SJESTA

W lutym 2010 roku, podczas uroczystości wręczania hiszpańskich nagród filmowych Los Premios Goya, premier José Luis Rodríguez Zapatero mówił do filmowców: Jesteśmy dumni, że jesteście naszymi oczami, naszymi twarzami, naszym głosem i naszą historią. Żywotność kina oznacza żywotność kraju. Silne kino to silna Hiszpania.
 
Czy premier rzeczywiście miał się czym zachwycać, czy przesadzał, jak to politycy łaknący popularności mają w zwyczaju? Sukcesy kina hiszpańskiego w ostatnich latach świadczą na korzyść słów Zapatero. Najsłynniejszym Hiszpanem jest, oczywiście, Pedro Almodóvar (np. ostatnio "Przerwane objęcia"). Ale to przecież nie jedyny kinowy sukces Iberyjczyków. Reżyser Alejandro Amenábar zasłynął filmami "Otwórz oczy", "Inni" (z Nicole Kidman), "W stronę morza"  i "Agora". Aktor Javier Bardem dostał w 2008 roku Ocara za najlepszą rolę drugoplanową w "To nie jest kraj dla starych ludzi", a Penélope Cruz rok później tę samą nagrodę za rolę w filmie Woody’ego Allena "Vicky Cristina Barcelona" (nakręconym w stolicy Katalonii).  Hiszpańskie pieniądze współprodukowały również takie nagradzane dzieła jak "Labirynt fauna" meksykańskiego reżysera Guillerma del Toro czy "Gorzkie mleko" Peruwianki Claudii Llosy. Jeśli chodzi o kino gatunkowe, straszyły nas takie horrory jak "Sierociniec" czy "[REC]". Kino hiszpańskie regularnie zdobywa Złote Globy, nagrody BAFTA, Cezary oraz laury w Cannes, Wenecji czy Berlinie.    

350 milionów "piratów"

Niedawno oglądaliśmy na polskich ekranach świetny dramat obyczajowy "Ja też!" Álvaro Pastora i Antonia Naharro, o cierpiącym na zespół Downa mężczyźnie zakochanym w "normalnej" kobiecie. Álvaro Pastor był obecny w Polsce na premierze. "Film" rozmawiał z nim o kondycji kina hiszpańskiego. Bardzo daleko nam do kinematografii brytyjskiej czy francuskiej – mówił reżyser. – Jako naród wcale nie cenimy kultury samej w sobie. Przodujemy w Europie np. w sprzedaży pirackich płyt DVD bądź nielegalnym ściąganiu ich z sieci.
    
Rzeczywiście w 2008 roku ilość nielegalnych ściągnięć filmów z internetu wyniosła w Hiszpanii 350 milionów! Amerykański przedstawiciel Sony Pictures Entertainment stwierdził niedawno, że wkrótce Hiszpania w ogóle przestanie być opłacalnym rynkiem do sprzedaży DVD. Władze hiszpańskie poniekąd tolerowały dotąd handel nielegalnymi kopiami DVD, uznając, że lepiej, aby zajmujący się nim nielegalni imigranci z Afryki stali przy stoiskach niż zajmowali się brutalniejszymi formami przestępczości.

Álvaro Pastor krytykuje także komercjalizację hiszpańskiej kinematografii: "Większość pieniędzy na filmy pochodzi z telewizji, stacje TV zaś chcą w kinach komedyjek z gwiazdami seriali, bądź imitacji Hollywood. Nie mamy hiszpańskiego HBO! Kino staje się więc powoli dużym ekranem telewizyjnym". W obronie kina hiszpańskiego staje Piotr Kobus z Agencji Promocyjnej MaĖana, od 10 lat organizator Dni Kina Hiszpańskiego: Hiszpania to stare, mądre i zamożne państwo. Mieli, co prawda, dyktaturę Franco, ale elity, które u nas w komunizmie ścięto, tam przetrwały. Hiszpanie nie są dorobkiewiczami, jak my. My odbudowujemy naszą tożsamość, a u nich jest ona silna i niewywracalna.

Zdaniem Piotra Kobusa dzisiejsza Hiszpania to nowoczesny, reformujący się kraj, co widać także w kinematografii: To dobrze poukładany przemysł. Robią ponad 100 filmów rocznie [dwukrotnie więcej niż w Polsce w ostatnich latach – przyp. red]. Udziały ma centralny rząd, ale jest także decentralizacja i zawsze druga część pieniędzy pochodzi z regionu – Katalonii czy kraju Basków. Między regionami jest duża konkurencja i różne pomysły na kino. Postawili na różnorodność: dokumenty, fabuły, kino eksperymentalne. Oczywiście, kręcą też masakryczną komerchę koszącą kasę... Ale przecież pieniądze są tam olbrzymie, bo do rynku hiszpańskiego dochodzi Ameryka Łacińska i zamieszkane przez Latynosów Południe USA. Dobry film hiszpański, który ląduje w tamtejszych kablówkach, zarabia ogromne sumy! Dzięki temu są nadal kulturalnym imperium.

Jednak Álvaro Pastor ma wątpliwości co do wielokulturowości kina hiszpańskiego: Istotnie, mamy wiele głosów – ale one wcale się nie wspierają. Katalończycy nie dadzą pieniędzy komuś, kto nie mówi po katalońsku, ale sami chętnie sięgają po pieniądze z Madrytu. Nie jest to zbyt przyjazne! Mało komu zależy na dialogu. Każdy chce podkreślić swoją odrębność.

Ambitna komercja?

Czy rzeczywiście jest tak źle, jak opisuje to Pastor? "Film" rozmawiał także z krytykiem filmowym pracującym w krakowskim Instytucie Cervantesa, Rafaelem Gonzálezem Tejelem. Prawdziwą siłą hiszpańskiego kina jest jego oryginalny charakter – mówi González. – To kino autorskie, ale o aspiracjach komercyjnych, którego moc leży w dużej mierze w pracy świetnych aktorów. Jest to więc wciąż kino ambitne, ale bliskie koncepcjom przemysłu filmowego. Na przykład Alejandro Amenábar wciąż tworzy własne kino, ale coraz mocniej wykorzystuje język Hollywood.

Czy popularność Almodóvara pomaga młodym filmowcom? González: Almodóvar funkcjonuje jako odrębna gałąź, niepowiązana z przemysłem kinematograficznym. Zajmuje ziemię niczyją i czuje się niedoceniany przez Hiszpanów. Jego kino nie będzie miało swoich kontynuatorów czy dziedziców. Almodóvar robi to, na co ma ochotę, bez zobowiązań i obciążeń. Podobnie zresztą Luis Bunuel czy Carlos Saura, którzy bardziej wpłynęli na kino zagraniczne niż hiszpańskie. Oni pozostali na marginesie przemysłu filmowego w Hiszpanii.

Jak widać, chwaleni na zewnątrz Hiszpanie są bardzo samokrytyczni, co trochę upodabnia ich do Polaków. Mają jednak dziesiątki razy większy od polskiego rynek zbytu, a co za tym idzie – kilkakrotnie większe fundusze na produkcję filmową. Podczas gdy Polski Instytut Sztuki Filmowej wyda w tym roku około 133 mln zł (ok. 33 mln euro), budżet jego hiszpańskiego odpowiednika – ICAA – to 84 mln euro.    

Álvaro Pastor: Nasze kino, przez dyktaturę Franco, jest 40 lat za Europą. Jest lepiej, ale przed nami jeszcze długa droga. A producenci oraz reżyserzy wciąż są zbyt konserwatywni. Przypomnijmy, że prawicowa dyktatura Franco skończyła się w Hiszpanii dopiero w 1975 roku. Wtedy kraj, w tym filmowcy, mogli wreszcie zacząć opowiadać swoje historie, nieskrępowani przez cenzurę polityczną i obyczajową (silny Kościół katolicki). W reakcji na lata moralnego konswerwatyzmu pojawił się m.in. Pedro Almodóvar, ze swoją swobodą obyczajową i oryginalną, żywą kolorystyką, oddającą zmiany w kraju.  

Czego możemy się spodziewać w przyszłości? W ostatniej dekadzie zadebiutowało aż 500 filmowców, ale tylko 20 procent z nich nakręciło drugi film – mówi González. – Większość filmowców koncentruje się na zdobyciu pieniędzy na produkcję, zapominając zupełnie o promocji i dystrybucji. To oznacza, że większość filmów ma ubogie premiery, z małą liczbą kopii i publiczności. Główną drogą prowadzącą do zrobienia filmu fabularnego jest dziś zaczęcie od krótkiego metrażu, ze względu na niski koszt produkcji oraz możliwość pokazania go na międzynarodowych festiwalach.

Piotr Kobus: Rzeczywiście Hiszpanie długo wychodzili z systemu totalitarnego i przez długi czas mieli zamknięte, skostniałe kino. Jednak teraz jest coraz lepiej. Są bardzo kreatywni i pewnie wyprodukują jeszcze niejedno arcydzieło.


Sebastian Łupak

Za pomoc i tłumaczenie dziękuję paniom: Magdalenie Śliwce oraz Magdalenie Izdebskiej z Instytutu Cervantesa w Warszawie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones