Wystartował 6. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą. Na otwarcie – polska premiera "Reality", nagrodzonego Grand Prix na tegorocznym festiwalu w Cannes filmu Matteo Garrone, twórcy "Gomorry". Pierwszy dzień w Kazimierzu objawił gościom festiwalu prawdziwe znaczenie zwrotu "gorące przyjęcie". Temperatura rzędu 35 stopni i tropikalna wilgotność sprawiły, że ludzie zmieniali stan skupienia i wyciekali z kinowego namiotu strużkami. Sam słaniam się na nogach i mógłbym bez charakteryzacji wystąpić w kolejnym filmie
George’a A. Romero, ale nie czas na łzy. Organizatorzy nazywają festiwal "małym Cannes" i wbrew pozorom są ku temu przesłanki. W konkursie znalazło się aż siedem walczących o tegoroczną Złotą Palmę tytułów, w tym inaugurujące festiwal, długo oczekiwane dzieło twórcy
"Gomorry", czyli
"Reality".
Recenzję obrazu
Matteo Garrone przeczytacie poniżej. Napisany przez Joannę Ostrowską tekst o drugim pokazywanym wczoraj filmie,
"Shadow Dancer" autorstwa
Jamesa Marsha (
"Człowiek na linie") znajdziecie
TUTAJ. Zajrzyjcie też do naszej relacji wideo. Na inaugurację przepytaliśmy dyrektor artystyczną festiwalu,
Grażynę Torbicką, przespacerowaliśmy się po pięknym Kazimierzu i – oczywiście – nakręciliśmy dla Was uroczyste otwarcie imprezy.
Wielki Brat patrzy! Matteo Garrone rozpoczyna swój nowy film w chmurach. Inaczej niż w
"Gomorrze", w której od początku wąchaliśmy neapolitańską glebę, kamera opada prosto z nieba i podąża za osiemnastowieczną karocą, przemierzającą uliczki współczesnego miasta. Pojazd mija kolejne samochody, by w końcu dobić do celu – rezydencji w klimacie epoki, w której odbywa się wystawne wesele. Ta scena znajdzie w filmie swoje lustrzane odbicie. Tyle że zamiast o wcielonej w życiu fantazji będzie to już opowieść o ciężkiej paranoi.
Na weselu poznajemy Luciano – mężczyznę, którego siła wyobraźni może się równać tylko determinacji. Luciano nosi obcisłe koszulki, sprzedaje ryby i choć czasem pozwala sobie na drobne przekręty, to facet do rany przyłóż (odgrywający go
Aniello Arena ma charyzmę komediowych gwiazd kina niemego). W normalnych okolicznościach trudno byłoby go wyłowić z osiedlowej, neapolitańskiej społeczności: rozwrzeszczanych matron, półnagich cwaniaczków, wąsatych królów życia i otyłych dzieciaków. Okoliczności nie są jednak normalne. Namówiony przez dzieci bohater bierze udział w castingu do włoskiej edycji "Big Brothera". To, co z początku wydaje się niegroźną zabawą, szybko przeradza się w obsesję. Zwłaszcza, że w oczach znajomych i nieznajomych Luciano staje się bohaterem. Z uchem przy telefonie i pięścią przy czole, bohater oczekuje zaproszenia do programu…
Opowiadając historię Luciano,
Garrone przemawia głosem empatycznego obserwatora. Jego film jest pogodny, a konwencja to swobodny miks neorealizmu oraz realizmu magicznego. Paradoksalnie, jest to połączenie tak naturalne w warstwie fabularnej, że kiedy później reżyser kieruje opowieść w nieco mroczniejsze rejony, łatwo tę zmianę kursu przeoczyć. Próbując jeszcze parokrotnie tasować nastrojem opowieści,
Garrone otwiera kilka furtek. Niestety, nie przekracza żadnego z progów.
"Reality" jest zbyt łagodny, by stanowić wiarygodną satyrę na świat telewizji (abstrahując od faktu, że dyskontowanie popularności reality show jest passe od jakichś dziesięciu lat). Jest też niewystarczająco sugestywny wizualnie i atrakcyjny narracyjnie, aby opowiadać o klątwie lub darze wybujałej wyobraźni. Nie sprawdza się również jako utwór o chorobie psychicznej, gdyż reżyser inwestuje zbyt mało energii, aby pokazać zderzenie bohatera z rodziną i najbliższymi, nie mówiąc już o ekspansywnej neapolitańskiej społeczności.
Zarówno komediowe, jak i dramatyczne tony, są u
Garrone nieco przytłumione. Jakby do samego końca nie mógł się zdecydować, na których strunach zagrać. Ostatecznie, wybiera formułę słodko-gorzkiej bajki z morałem. Szkoda że wszystkie morały o Wielkim Bracie znamy już na pamięć.