Artykuł

Kino w stanie przedudarowym

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Kino+w+stanie+przedudarowym-86870
Ludzie są jak rybki w coraz dłużej podgrzewanym akwarium. Gdy woda zaczyna parzyć, ogarnia je panika i desperacko walczą o przetrwanie. Podobnie jest z upałem - działa on na bohaterów filmowych równie stymulująco jak wrząca woda na rybki.  

Zanim jednak wydarzy się jakiś kataklizm, upał przyniesie postaciom trochę przyjemnego urozmaicenia.  Sprawi, że zmęczony temperaturą premier zechce się zrelaksować i na ten czas przekaże władzę dwójce Starszych Panów ("Upał", reż. Kazimierz Kutz). Oni zaś wprowadzą na ulice rządy liryzmu i abstrakcyjnego humoru. Pozwolą działać uroczej żeńskiej Drużynie Przeciwudarowej pod przewodnictwem Kaliny Jędrusik. Sprawią, że pojęcie "gorącego patriotyzmu" zmaterializuje się w duszy, a zwłaszcza w ciele Miss Upału, próbującej ratować kraj przed dyplomatycznym skandalem. Bo wrogie siły czają się zawsze i wszędzie. Upał szczególnie sprzyja "wodnemu terroryzmowi".

Lepiej nie pojawiać się w trakcie wysokich temperatur na plaży. Jeśli jesteśmy Jamesem Bondem, to  z pieniących fal wyłonią się kobiety doskonałe i szybko wpędzą nas w tarapaty. Czy miłosne uniesienia będą tego warte? A cóż dopiero począć ma zwykły śmiertelnik, który ulegnie pokusie słońca i wody? Upał całkowicie pozbawi go mechanizmów obronnych i skaże na odwet matki natury. Sterroryzuje go własna niepoprawna głupota, uosobiona w drapieżnych rekinach czy piraniach. W końcu, ile razy można zakazywać wstępu do wody? Upał właśnie dlatego jest zdradliwy, że budzi w nas trudne do odparcia pragnienie picia i kąpieli. To sprzyja spekulantom w rodzaju złowieszczego doktora Plamy z "Hydrozagadki" Andrzeja Kondratiuka, który wpada na pomysł sprzedaży naszego wodnego dobra narodowego w postaci pary maharadży z egzotycznego państewka. W obliczu ginących zasobów H2O do akcji wkroczyć musi rodzimy Superman - As. Gdyby żył wcześniej niż w PRL-u i pod inną szerokością geograficzną, to może przywołałby do porządku także głównego bohatera "Ballady o Cable’u Hogue’u" Sama Peckinpaha, który dorobił się pieniędzy, sprzedając wodę podróżnikom przemierzającym w upale tereny Dzikiego Zachodu.



A skoro przy konwencji westernu jesteśmy. Nic tak nie podnosi temperatury starcia kowbojów, jak upał. Najpierw jest długie polowanie na siebie w piekącym słońcu. Trudno w takich warunkach utrzymać koncentrację i precyzję strzału - jak z trwogą wyznaje jeden z bohaterów "Siedmiu wspaniałych" Johna Sturgesa - "w ustach sucho, a dłonie się pocą". Pot przyciąga muchy i czasem nawet największy zakapior prerii nie jest w stanie wytrzymać natrętnego bzyczenia nad głową. Przypomnijmy sobie słynna scenę otwierającą arcydzieło Sergio Leone "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie". Trzech bandziorów na stacji kolejowej czeka na przybycie pociągu z ich prawdopodobną ofiarą. Wokół pusta przestrzeń i żar lejący się z nieba. Cieszę przerywają tylko odgłosy telegrafu, kapiącej z sufitu wody, skrzypiących przedmiotów i… muchy, napastującej spoconą twarz herszta bandy. Niewielu reżyserów potrafiło z równą Leone finezją wykorzystywać dramaturgiczne walory upału. Także estetyczne, bo to kamera włoskiego mistrza spaghetti westernów pokazała widzom w zbliżeniach ogorzałe i przepocone od upału gęby rewolwerowców. Skończyła się era wymuskanych, śpiewających kowbojów, którzy odjeżdżali w kierunku słońca namalowanego na dekoracjach.

"Estetyka upału", fetyszyzująca ciało w jego pięknie lub brzydocie, jest bardzo bliska kilku współczesnym reżyserom, zwłaszcza tym realizującym tzw. "popcorn movies" - sztampowe kino akcji dla masowego widza. Większość z tych produkcji wchodzi na ekrany latem, a ich akcja rozgrywa się w miejscach znanych z ciepłej aury, np. Los Angeles albo Miami. Przywołajmy dokonania takich królów "upalnego kiczu", jak Michael Bay, czy producenci Joel Silver i Jerry Bruckheimer. U Baya blask kalifornijskiego słońca sprawia, że ekranowe osoby i rzeczy nabierają znamion biblijnych złotych cielców. Obiektami kultu stają się tutaj sylwetki głównych bohaterów, ich gadżety w rodzaju efektownych pojazdów i oręża, a także nowoczesne technologie. W skwarze wszystkie te ciała, silniki i mechanizmy z "Bad Boys", "Twierdzy", "Armageddonu", "Pearl Harbor", "Wyspy" czy "Transformers" promienieją witalnością godną sztucznych owoców z reklam.

Są jednak autorzy filmów sensacyjnych, którzy motyw upału pożytkują efektywniej, jak Luc Besson i Michael Mann. Sztandarowe dzieła wspomnianych reżyserów - "Leon zawodowiec" i "Gorączka" - przedstawiają fabuły osadzone w realiach wielkomiejskiej spiekoty. Gęsta i duszna atmosfera upału metaforyzuje w nich wąskie możliwości działania bohaterów, niby silnych, większych niż życie, a mimo to ponoszących porażki.

Jest bowiem w filmowych upałach jakiś rodzaj fatalnego determinizmu, który niweczy wszelką ludzką aktywność, nieważne czy szlachetną, czy nikczemną. Wystarczy obejrzeć znakomite produkcje Spike’a Lee: "Rób co należy", "Malaria", "Crooklyn", "Autobus", "Gra o honor". Afroamerykański reżyser wyjątkowo upodobał sobie portretowanie skutków upału na Brooklynie - współczesnym tyglu kulturowym. Wysokie temperatury i ograniczona przestrzeń niczym w podgrzewanym akwarium powodują, że wystarczy byle pretekst, aby na ekranie roznieciła się rasowa dyskryminacja i przemoc. W "Rób co należy" czarnoskóremu narwańcowi nie podoba się, że na ścianę odwiedzanej przez niego codziennie pizzerii zdobią tylko fotografie włoskich gwiazd. Być może prawdziwym powodem jego irytacji jest mała ilość sera na otrzymanym kawałku pizzy, niemniej od pyskówki do pyskówki zorganizuje tragiczny w konsekwencjach bojkot powszechnie lubianej w okolicy knajpy. Jednym z najbardziej brutalnych uczestników zajść okaże się upośledzony wyznawca Martina Luthera Kinga i Malcolma X. Zamieszki obrócą się przeciwko wszystkim biorącym w nich udział. Każdy na swój sposób ucierpi przez upał.



Na drugiej półkuli świata wcale nie będzie lepiej. W rosyjskim filmie "Upał" Rezo Gigineiszwiliego czwórka przyjaciół spotyka się w moskiewskiej kawiarni, aby pogadać o swoich losach. Zdarzenie to angażuje mężczyzn w serię niefortunnych wypadków potwierdzających najnegatywniejsze stereotypy o Rosji i Rosjanach: że się tam nieustannie kradnie, że wszędzie panuje korupcja, że na ulicach grasują bandyci… Bodajże jedyny w tym osobliwym filmie przełamany stereotyp o naszych wschodnich sąsiadach wiąże się właśnie z pogodą. Dowiadujemy się mianowicie, że w Moskwie też może być upalnie. Ukłon w stronę globalizacji? Raczej ironiczna deklaracja, że wysoka temperatura nie zmienia temperamentów i natury "przyjaciół Moskali".

Komu nie odpowiadają upały rosyjskie, może zaznać upałów austriackich i francuskich. "Upały" Ulricha Seidla i "Fala upałów" Jeana-Jacquesa Jauffreta stanowią wyzwanie percepcyjne dla odbiorcy. Opowiadają zwyczajne historie zwyczajnym językiem. To niemal dokumentalne zapisy sytuacji, w których człowiek osiąga stan wrzenia i daje upust swoim emocjom. W obu filmach mamy całą panoramę takich wybuchowych zachowań, po widoku których wraz z bohaterami domagamy się jakiegoś deszczu odnowy. Upał urasta tutaj do rangi egzystencjalnej metafory kondycji człowieka.

Wspomniane filmy  - jakże różne kulturowo i artystycznie - łączy coś, co można by nazwać poetyką upału: powolny rytm narracji, epizodyczna struktura, wiele rozgrywających się równolegle wątków, szczypta surrealizmu i perwersji, gwałtowne, kontrastujące z wcześniejszą akcją punkty kulminacyjne. Charakterystyka ta definiuje styl jeszcze jednego filmu, należącego do kanonu "upalnych dzieł kinematografii", czyli "Rejsu" Marka Piwowskiego. Wprawdzie reżyser głosił, że poetykę swojego filmu oparł na koncepcji "dzieła otwartego" autorstwa Umberto Eco, ale zdjęcia na statku wycieczkowym trwały tak długo, że można przypuszczać, iż to słońce inspirowało ekipę bardziej niż teorie włoskiego literaturoznawcy. Gdyby nie upał, historia kina byłaby zatem pewnie dużo uboższa. Na przykład Roman Polański nie nakręciłby zmiażdżonego przez krytykę "Co?", które jak wspominał, powstało z chęci przedłużenia pobytu w urokliwej, skwarnej okolicy Włoch.



Były czasy, kiedy fikcyjne, gorące powietrze, niejako usprawiedliwiało wybryki obyczajowe bohaterów, zwłaszcza płci żeńskiej. Żeby David Hasselhoff i Pamela Anderson mogli sobie pobiegać po plaży w "Słonecznym patrolu", rozpalić wyobraźnię widzów musiały: opalająca się Brigitte Bardot w "I Bóg stworzył kobietę" czy schładzająca się w rzymskiej fontannie Anita Ekberg w "Słodkim życiu", nie wspominając o szczycie wulgarnej erotyki, jaką było nadmorskie mizianie pomiędzy Burtem Lancasterem a Deborah Kerr w "Stąd do wieczności". Miejmy wiarę, że w dobie globalnego ocieplenia doczekamy się równie rewolucyjnych i inspirujących przykładów zachowań wywołanych przez upał.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones