Wywiad

Kwieciński i Matwiejczyk niezawodni - relacja z FPFF w Gdyni

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Kwieci%C5%84ski+i+Matwiejczyk+niezawodni+-+relacja+z+FPFF+w+Gdyni-30926
Czwarty dzień festiwalu już za nami. Przed nami jeszcze tylko jeden dzień projekcji konkursowych, a my wciąż nie zobaczyliśmy filmu lepszego od wyróżnionego znakiem jakości Filmweb Poleca!"Placu Zbawiciela"Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze. Z przykrością musimy przyznać, że większość tegorocznych tytułów festiwalowych albo nas rozczarowuje, albo pozostawia obojętnym. Choć, zdarzają się i rodzynki. Pokładanych w niej oczekiwań nie spełniła "Hiena"Grzegorza Lewandowskiego. Obraz zapowiadany jako produkcja z pogranicza dreszczowca i horroru, aczkolwiek doskonały od strony technicznej rozczarowuje pod względem fabularnym. Akcja "Hieny" przenosi nas na Śląsk. Mały - kilkunastoletni chłopiec - mieszka z matką, ojciec zginął w kopalnianym wypadku. Dziecko nie wierzy w jego śmierć, a irracjonalny strach zaczyna zaprzątać jego wyobraźnię. Nie darzy też sympatią adoratorów zagubionej matki. Fascynuje go jednak obcy mężczyzna, któremu Mały ukradkiem przynosi jedzenie. Mieszka on w miejscu, gdzie przed laty rozegrała się wielka tragedia, a teraz, w niewyjaśnionych okolicznościach, giną dzieci. Mały początkowo oskarża o to hienę, zwierzę, które ponoć uciekło z Zoo.Kadr z filmu 'Hiena'Jak już wspominałem z dużą niecierpliwością oczekiwałem na premierę "Hieny". Intrygująca fabuła i fakt obsadzenia Borysa Szyca aż w 3 różnych rolach dawały nadzieję na niezapomniane filmowe przeżycia. Niestety, podczas projekcji po raz kolejny boleśnie przekonałem się, że choć rodzime produkcje z roku na rok stają się coraz lepsze technicznie, to scenariuszowo pozostawiają jeszcze wiele do życzenia. Grzegorz Lewandowski starał się w swoim filmie połączyć dwa gatunki. Fabularnie "Hiena" jest dreszczowcem, ale nosi bardzo wiele znamion rasowego horroru. Reżyser wie jak operując obrazem, światłem i dźwiękiem wywołać u widzów uczucie niepokoju, które towarzyszy im przez większą część projekcji. Wplątując do fabuły atrakcyjnie przedstawione elementy miejskiej legendy rozbudowuje historię Małego i jego dziwnego przyjaciela umieszczając jednocześnie w opowieści wątek tajemnicy przykuwający naszą uwagę. Wszystko to jednak idzie na marne z chwilą, kiedy przekonujemy się, że Lewandowski może i miał pomysł na swój film, ale za bardzo nie wiedział jak go przedstawić publiczności.Grzegorz Lewandowski i Arek TomiakFabuła "Hieny" pełna jest pytań, na które w filmie nie znajdziemy odpowiedzi. Wiele z decyzji i motywów bohaterów pozostanie dla nas zagadką, podobnie jak losy kilku z nich. Z punktu widzenia scenariusza nie ma również najmniejszego znaczenia fakt obsadzenia Borysa Szyca w trzech różnych rolach. Kiedy Wiktor Grodecki proponował Cezaremu Pazurze podobne rozwiązanie w swoim "Nienasyceniu" tłumaczył to tym, że chciał aby każdy z mężczyzn, jacy wywarli wpływ na życie głównego bohatera, miał twarz jego ojca. W przypadku "Hieny" trudno dopatrzyć się głębszego uzasadnienia decyzji reżysera. Czy te trzy postaci grałby jeden aktor, czy trzech różnych nie miałoby to najmniejszego znaczenia dla fabularnej konstrukcji obrazu. Muszę jednak przyznać, że "Hiena" jest jednym z najlepiej zrealizowanych filmów tegorocznego festiwalu. Doskonałe zdjęcia Arka Tomiaka w połączeniu z muzyką zespołu Variete i niesamowitymi plenerami przemysłowego Śląska tworzą zapadającą w pamięć kompozycję. Podobnie jak retrospektywne sceny opowiadające o tragicznych losach Bryndzy, w których czarno-białych kadrach pojawia się czerwony kolor. Grzegorz Lewandowski przyznaje, że fascynuje go kino azjatyckie. Miłośnicy wschodnich horrorów z łatwością dopatrzą się w "Hienie" nawiązań do tego gatunku poprzez charakterystycznie budowane kadry, muzykę i dźwięk. Jednak w filmie można się również dopatrzyć inspiracji kinem z Hollywood. Bryndza - jeden z czarnych charakterów - nosi charakterystyczny sweter w pasy, który nieodparcie kojarzy się nam z postacią Freddy'ego Kruegera. [MK] Nie rozczarował mnie natomiast Dominik Matwiejczyk - triumfator ubiegłorocznego konkursu Kino Niezależne, autor "Ugoru", "Krwi z nosa", czy "Bolączki sobotniej nocy". W swoim najnowszym filmie "Rzeźnia nr 1" opowiada nam autentyczną historię jaka wydarzyła się w jego rodzinnej miejscowości. Bohaterem filmu jest Krzysztof, drobny złodziej spędzający upalne dni na ławce przed wiejskim sklepem i flirtując z pracującą tam Magdą. Pewnego dnia pojawia się tam Artur, syn właściciela miejscowej masarni, a zarazem najbogatszego mieszkańca wioski. Artur twierdzi, że jego ojciec został okradziony przez jednego ze swoich pracowników - ciapowatego Wojciechowskiego. Prosi Krzysztofa i jego kumpla Gąsiora by namówili domniemanego złodzieja aby ten przyznał się do winy... Dominik Matwiejczyk, choć w tym roku miał szansę spróbować swoich sił w kinie "oficjalnym" realizując "Krótką histerię czasu", wciąż doskonale czuje się jako twórca niezależny. Jego "Rzeźnia nr 1" to z całą pewnością jeden z najlepszych tytułów pokazywanych podczas tegorocznego konkursu - dynamiczny, świetnie sfilmowany, nieźle zagrany, a przede wszystkim dopracowany fabularnie.Kadr z filmu 'Rzeźnia nr 1'W "Rzeźni nr 1"Matwiejczyk łączy ze sobą kilka różnych wątków tworząc intrygujące portrety prowincjonalnych krezusów, biedaków i kryminalistów jak również pokazując, problemy z jakimi się borykają. Rzeźnik Kisała nie może porozumieć się ze swoimi dziećmi. Magda marzy o wyjeździe do dużego miasta, a Krzysztof chciałby się wreszcie ustatkować, choć nie ma zupełnie pomysłu na nowe życie. W obsadzie filmu obok znanych z wcześniejszych produkcji Matwiejczyka: Krzysztofa Zycha i Radka Fijołka, znalazło się pokaźne grono zawodowych aktorów: Łukasz Garlicki, Aleksandra Kisio, Wojciech Mecwaldowski, Olga Frycz, Krzysztof Boczkowski i Andrzej Gałła. Przed kamerą nie zabrakło również znanej widzom "Ugoru" babci reżysera - Reginy Grudzień, która wcieliła się w postać babki Wojciechowskiego. "Rzeźnia nr 1" to kolejna udana produkcja w karierze Dominika Matwiejczyka. Mam nadzieję, że zostanie doceniona również przez jury tegorocznego konkursu. [MK] W sekcji Panorama pokazany został "Pod powierzchnią"Marka Gajczaka. Czwórka bohaterów Piotr (Zbigniew Kaleta), Iza (Beata Kozikowska), Michał (Tomasz Karolak) i Ania (Magda Boczarska) spotykają się w domu nad jeziorem. Podczas wspólnie spędzanych chwil odżywają w nich skrywane namiętności. Piotr z uwielbieniem przygląda się Ani, dziewczynie przyjaciela, a jednocześnie jest szaleńczo zazdrosny o Izę. - Mieliśmy do dyspozycji dom na Mazurach, chcieliśmy zrobić lekki film wakacyjny, ale wszystko poszło w inną stronę - mówił reżyser. Zamiast lekkiej obyczajowej historyjki powstał film o emocjach, często trudnych do nazwania. Dialogi nie są tu najważniejsze, wszystko, co istotne kryje się poza słowami. Piękna, malownicza okolica staje się w "Pod powierzchnią" inspiracją dla erotycznych fantazji. Przyroda współgra z pięknem kobiecego ciała, a nagości w filmie Gajczaka jest sporo.Kadr z filmu 'Pod powierzchnią'Podczas spotkania z publicznością reżyser zdradzał, że chciał swoją opowieść podszyć symboliką. - Woda jako nieświadomość - to punkt wyjścia dla tej historii - mówił. - "Pod powierzchnią" opowiada przede wszystkim o męskim pożądaniu, pokazując typowo męski punkt widzenia. Kobiety stanowią tu jedynie tło, fotografowane i charakteryzowane tak jakby były wytworem wyobraźni mężczyzny. Film został wyprodukowany bez dotacji, cała ekipa pracowała za darmo. W ciągu 25 dni zdjęciowych powstał produkt umiarkowanie ciekawy. Podobnie jak erotyczna relacja między czwórką bohaterów. Film miejscami dłuży się, a kolejne zdjęcia pięknej Ani i zbliżenia twarzy zauroczonego nią Piotra nie wnoszą wiele więcej do całej historii. Ale duży plus dla twórców za umiejętne kreowanie klimatu. Fotografie pięknego kobiecego ciała w wodzie lub na jej tle w niebieskawo szarym odcieniu tworzą specyficzną aurę wzbogacaną skutecznie przez muzykę zespołu Agressiva 69. [DK] Bardzo pozytywne reakcje wśród widzów i krytyków wzbudziła komedia Michała Kwiecińskiego"Statyści", której polska premiera odbyła się podczas tegorocznego festiwalu. Zrealizowany przez - co można było wyczytać na plakacie promującym film - twórców serialu "Magda M." uwiódł nas ciepłym humorem i doskonałymi kreacjami aktorskimi. Akcja "Statystów" rozrywa się w Koninie, gdzie chińska ekipa przygotowuje dramatyczną historię o miłości. Zdecydowali się zrealizować ją w Polsce, gdyż - jak słyszeli - Polacy to wyjątkowo smutny naród, a ponure twarze stanowić będą doskonałe tło dla rozdzierającej serce historii rozdzielonych kochanków. Na planie filmu spotykają się mieszkańcy miasta. Za każdym z nich kryje się inna, niekiedy bolesna historia. Przypadkowa znajomość przerodzi się w prawdziwą przyjaźń, która pozwoli im pokonać wszelkie problemy. "Statyści" są kolejną komedią w karierze utalentowanego scenarzysty Jarosława Sokoła, współtwórcy między innymi telewizyjnego cyklu "Wielkie rzeczy"Krzysztofa Krauzego oraz "Superprodukcji"Juliusza Machulskiego. W "Statystach" udało mu się połączyć inteligentną komedię z ciepłym, obyczajowym kinem przywodzącym na myśl filmowe dokonania naszych południowych sąsiadów. W parze z pogodną, choć nie pozbawioną dramatycznych akcentów idą piękne, utrzymane w żółtej tonacji zdjęcia Arka Tomiaka oraz wspaniała muzyka Michała Lorenca nadające konińskim plenerom wyjątkowy urok i aurę.Michał Kwieciński i Stanisław BrudnyW role "statystów" wcielili się doskonali aktorzy, wśród których znaleźli się Krzysztof Kiersznowski, Anna Romantowska, Kinga Preis, Krzysztof Stelmaszyk, Łukasz Simlat i Bartosz Opania. Każdy z nich stworzył niewielką, ale zapadającą w pamięć kreację. W dużej mierze to właśnie dzięki nim, a nie tylko oryginalnemu konceptowi fabularnemu, "Statyści" stają się filmem w pewnym sensie wyjątkowym. Podczas spotkania z dziennikarzami, które odbyło się po pokazie filmu, cała ekipa z dużą sympatią wspominała prace na planie. - Na półtora miesiąca zamknęliśmy się w Koninie. Spędzaliśmy ze sobą bardzo wiele czasu i bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Na planie wytworzyła się wyjątkowa atmosfera - wspominał Michał Kwieciński, dodając jednocześnie, że w pewnym momencie sielankowa aura może źle odbić się na filmie, gdyż jak mówi stare przysłowie filmowców - miło na planie, fatalnie na ekranie. ;) O tym, czy w tym przypadku przysłowie faktycznie mówi prawdę będziecie mogli przekonać się już 27 października kiedy film wejdzie na ekrany kin. Twórcy nie wykluczają również dystrybucji "Statystów" w Chinach, choć - jak przyznaje reżyser - w tym przypadku decyzja zależy tylko i wyłącznie od chińskiego Ministerstwa Kultury. Przed nami już ostatni dzień festiwalowych projekcji. Dziś zobaczymy "Bezmiar sprawiedliwości"Wiesława Saniewskiego, "Fundację"Filipa Bajona oraz głośne "Z odzysku"Sławomira Fabickiego. Informacje o festiwaluMłodość i nowa nagroda na festiwalu filmów w Gdyni - dzień pierwszyFPFF Gdynia: Polski western nie podbił serc widzów - dzień drugiPolisz Kicz Projekt, czyli festiwal polskich filmów w Gdyni - dzień trzeciDobre kino w Gdyni na Festiwalu Polskich Filmów - dzień piątyFPFF: "Emilka płacze" wygrywa Konkurs Kina Niezależnego"Plac Zbawiciela" zdobywa Złote Lwy!Jest lepiej niż gorzej - podsumowanie 31. FPFF

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones