Wczoraj rozpoczął się 31. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tegorocznym dyrektorem artystycznym imprezy jest
Mirosław Bork, który zastąpił na tym stanowisku
Macieja Karpińskiego i już widać zmiany. Organizatorzy 31. Festiwalu postanowili rozbudować nieco formułę jednego z najstarszych i najważniejszych rodzimych festiwali. Przede wszystkim postawili na młodość, zapraszając do udziału w imprezie aż 14 filmów debiutantów i tworząc nowe sekcje, w ramach których prezentowane będą produkcje naszych sąsiadów (w tym roku Niemiec) oraz absolwentów szkół filmowych. Pojawiła się również nowa nagroda pozaregulaminowa.
Bursztynowe Lwy będą przyznawane od tego roku wspólnie przez dystrybutorów i kiniarzy filmowi, który odniósł w kinach największy sukces frekwencyjny.
- Chciałem sprawić, żeby młodzi ludzie zaczęli pokazywać swoje filmy na festiwalu - mówił na konferencji prasowej
Mirosław Bork. - Przyjeżdżam tutaj od 20 lat i za każdym razem miałem wrażenie, że jestem jednym z najmłodszych uczestników imprezy. To się musiało zmienić.
W ramach nowej sekcji
"Absolwenci w Gdyni" będą od tego roku pokazywane obrazy absolwentów wszystkich szkół filmowych w Polsce. Na razie sekcja ma charakter przeglądu, ale
Mirosław Bork nie wyklucza, że kiedyś mogłaby zmienić się w konkurs z wartościowymi nagrodami. - Na razie za wcześnie o tym mówić, ale takie są plany - mówi
Bork.
W konkursie głównym o Złote Lwy rywalizują w tym roku 24 filmy, które oceniać będzie jury pod przewodnictwem
Feliksa Falka. - Filmy powinny być dobre - odpowiada
Falk pytany o to, jakie kryteria oceny przyjęło tegoroczne jury. - W jury zasiada 8 osób, każda ma inne doświadczenia, gusta i preferencje. Nie narzucamy sobie z góry jakiś kryteriów, ale będziemy szukali w konkursie obrazów, które odkryją nam coś na nowo i wpłyną na nasze emocje.
Przewodniczącym jury konkursu Kino Niezależne jest reżyser
Janusz Kijowski, który na to samo pytanie odpowiada - temperatura, szczerość, odwaga, szukamy filmów, w których znajdą się te trzy elementy.
Feliks Falk i Janusz Kijowski Na konferencji prasowej
Mirosław Bork przyznał, że podczas selekcji tytułów festiwalowych komisja dokładała wszelkich starań, żeby w rywalizacji o Złote Lwy znalazło się jak najwięcej filmów młodych reżyserów i debiutantów. - Nawet, jeśli mieliby potem dostać od Państwa lanie - mówił na konferencji
Mirosław Bork. - Takie lanie na początku kariery jest bardzo zdrowe, a moim zdaniem najgorszą rzeczą dla każdego debiutanta jest sytuacja, kiedy nie może on pokazać swojego obrazu publiczności. Chcieliśmy, żeby Gdynia, gdzie jest bardzo dobra publiczność, stała się taki miejscem, w którym będą mogli oni zaprezentować nie tylko swoje dzieła, ale i siebie.
Wydaje się, że głównie dzięki temu podejściu w konkursie znalazł się film
Mariusza Gawrysia "Sztuka masażu", który mimo profesjonalnych aktorów w obsadzie sprawia wrażenie produkcji niezależnej.
Bohaterką obraz jest 30-letnia masażystka Renia potrafiąca przez masaż dotrzeć jak nikt do zakamarków ludzkiej duszy. Klienci jej Salonu Piękności Ciała, który prowadzi wspólnie z Dorką i Grażką, odznaczają się wyjątkową gadatliwością. Renia, niczym dobra wróżka, chce wszystkim pomóc. Zdobytą podczas wysłuchiwania zwierzeń wiedzę wykorzystuje do snucia miłosnych intryg.
Kadr z filmu 'Sztuka masażu' Do udziału w filmie udało się Gawrysiowi zaprosić znanych aktorów
Agnieszkę Dygant i
Wojciecha Mecwaldowskiego, ale większość obsady stanowią amatorzy - absolwenci warsztatów aktorskich organizowanych przez reżysera. Zapewne z tego powodu, jak również dlatego, że film powstawał bez scenariusza (tworzono go na planie)
"Sztuka masażu" sprawia wrażenie produkcji nieco chaotycznej. Reżyser przeplata w nim kilka wątków, ale robi to w taki sposób, że niekiedy można pogubić się w tym kto jest kim i co robi na ekranie, tworząc film o ciekawych korzeniach (o nich za chwilę), ale banalnym przesłaniu, o braku porozumienia między ludźmi i potrzebie miłości.
Jak przyznaje sam reżyser
"Sztuka masażu" jest wynikiem organizowanych przez niego półtorarocznych warsztatów aktorskich. - Nie chciałem, żeby ludzie, którzy przez wiele miesięcy uczyli się aktorstwa później rozeszli się do domów. Chciałem, żeby spróbowali swoich sił przed kamerą - tłumaczył
Gawryś na konferencji prasowej.
Mariusz Gawryś, absolwent monachijskiego Hochschule für Film und Fernsehen jest popularyzatorem metody aktorskiej
Lee Strasberga, w myśl której aktorzy starają się w rzeczywistym życiu odtwarzać emocjonalne warunki, w jakich funkcjonuje ich bohater, aby móc potem stworzyć autentyczne kreacje. Zdaniem
Gawrysia metoda ta pozwala również amatorom na zostanie aktorami, gdyż - jak twierdzi reżyser - wszystko jest kwestią treningu.
Scenariusz
"Sztuki masażu" rodził się bezpośrednio na palnie. Żaden z aktorów przed rozpoczęciem zdjęć nie wiedział, jak potoczą się losy jego bohatera na ekranie. Przed rozpoczęciem każdego dnia zdjęciowego reżyser mówił im jedynie jaką scenę mają odegrać i nad tym pracowali. Nie każdy się w tym systemie pracy odnalazł. Najlepiej wypadli oczywiście aktorzy profesjonalni, czyli
Mecwaldowski i
Dygant,,agnieszka, ale z pozostałymi bywało już różnie, co najbardziej słychać w improwizowanych, a przez to mocno chaotycznych dialogach.
Mariusz Gawryś Historia powstania
"Sztuki masażu" jest, niestety, ciekawsza od samego filmu. Mimo ambitnego pomysłu i olbrzymiego wysiłku (45 dni zdjęciowych) nie udało się
Gawrysiowi zrobić produkcji mogącej konkurować w kinach z profesjonalnymi i zrobionymi za „normalne" pieniądze produkcjami. Warto jednak
"Sztukę masażu" odnotować w pamięci jako próbę realizacji w Polsce niezależnego filmu przy wykorzystaniu metody aktorskiej
Lee Strasberga.
Przed nami drugi dzień festiwalu i kolejne emocje. Z największą niecierpliwością oczekujemy na premierę polskiego westernu
Piotra Uklańskiego "Summer Love", ale z dużym zainteresowaniem wypatrujemy również zapowiadanej od lat
"Wieży" Agnieszki Trzos oraz
"Wściekłych pięści węża" zespołu filmowego Skurcz, których specjalny pokaz odbędzie się dziś wieczorem. O tym co warto i nie warto będzie zobaczyć w polskich kinach dowiecie się już z następnych naszych relacji.
Informacje o festiwalu FPFF Gdynia: Polski western nie podbił serc widzów - dzień drugi Polisz Kicz Projekt, czyli festiwal polskich filmów w Gdyni - dzień trzeci Kwieciński i Matwiejczyk niezawodni - dzień czwarty Dobre kino w Gdyni na Festiwalu Polskich Filmów - dzień piąty FPFF: "Emilka płacze" wygrywa Konkurs Kina Niezależnego "Plac Zbawiciela" zdobywa Złote Lwy! Jest lepiej niż gorzej - podsumowanie 31. FPFF