Felieton

Maciejewski: Szyc i lans

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Maciejewski%3A+Szyc+i+lans-54247
Nie sposób go nie zauważyć. Nawet na drugim planie gra zawsze główną rolę. Borys Szyc: najciekawszy aktor młodego pokolenia. Ma zawodowe szczęście, osobowość i talent: trzy cechy, bez których w aktorstwie trudno mówić o spełnieniu. A przecież jeszcze niedawno, dwa-trzy lata temu, wydawało się, że Szyc konsekwentnie podąża w stronę innych, niegdyś równie dobrze jak on zapowiadających się kolegów (koleżanek), którym na pewnym, z reguły początkowym etapie kariery, wydawało się, że są już królami (księżniczkami) życia i bankietów, a wkrótce okazywało się, że zostają  bez korony, królestwa i propozycji. Tymczasem Szyc, niekoronowany - nomen omen - lider kolumn towarzyskich w tabloidach, przygotował niesamowity aktorski come-back. 2009 to jego rok. Jest właściwie poza konkurencją. NARODZINY GWIAZDY Nie czekał na swoje pięć minut. Nie musiał. Niektórzy wielcy artyści sceny (kina) wyczekują latami na swoją szansę, inni – to właśnie przypadek Szyca – zostają dostrzeżeni natychmiast. Był gwiazdą już podczas studiów w  stołecznej Akademii Teatralnej. Wyróżniał się, budził emocje – zazdrość albo podziw. Jego Płatonow z dyplomowego spektaklu wyreżyserowanego przez Agnieszkę Glińską, pierwszą zawodową mentorkę Szyca, do dzisiaj stawia się za wzorzec intensywnej aktorskiej obecności na scenie. W tym samym 2001 roku zagrał u Glińskiej również Bucefała w głośnym "Bambini di Praga" według Hrabala, jednym z najgłośniejszych przedstawień pierwszej połowy dekady. Kino nie czekało na oklaski. Najpierw pojawiło się kilka epizodów, mniej znaczących ról, ale szybko przyszły ciekawe propozycje od Konrada Niewolskiego (Albert w "Symetrii") i Juliusza Machulskiego (Julian w "Vincim"). Obwieszczono narodziny gwiazdy. Szyc był zresztą idealnym materiałem na bożyszcza tłumów. Posiada bowiem zestaw osobowościowych cech, których najczęściej brakuje polskim aktorom, czy szerzej – Polakom. Ma bezwiedny wdzięk, poczucie humoru, optymizm i dystans do siebie. Krótko mówiąc: Szyc jest wyluzowany. W życiu, na scenie i planie filmowym. Dobrze się z nim rozmawia, świetnie bawi. Niespecjalnie przystojny - może zagrać lewusa i prymusa, a już na pewno nie grozi mu szufladka pod tytułem "na wieki wieków amant", za to bardzo emocjonalny i rozbrykany. Swój chłopak. Taki, co to lubi wypić, zabalować i od czasu do czasu powiedzieć gruby dowcip. Podobny wizerunek Borysa Szyca wyłania się z dziesiątek artykułów, wywiadów i piktoriali. Nie ma takiego grzechu, którego Szycowi by nie przebaczono, bo przecież bez niego zwyczajnie byłoby nudniej. Ale zarówno tabloidy jak i poważniejsze media wydają się nieco zakłopotane, kiedy od balang trzeba przejść do tak zwanych osiągnięć zawodowych. Borys Szyc ma zbyt bogate zawodowe dossiers, żeby je pominąć, a nawet pobieżna lektura dokonań aktora z ostatnich lat jest najlepszym dowodem, że być może rzeczywiście Szyc lubi się zabawić, pokokietować dziennikarki i z miną łobuziaka pozować do fotek, ale przede wszystkim kocha pracować. W ubiegłym roku właściwie nie schodził z filmowego planu, a po drodze były przecież spektakle w Teatrze Współczesnym (w tym przełomowa kreacja Józefa K. w "Procesie" Kafki w reżyserii Macieja Englerta z 2008 roku), telewizyjne chałtury, koncerty. Jak na dyżurnego bankieciarza warszawki, na którego stylizują Szyca plotkarskie portale, musi być wyjątkowo zapracowanym lanserem. COME BACK Chociaż zawsze wysoko ceniłem aktorskie umiejętności Borysa Szyca, był moment, kiedy w niego zwątpiłem. Szyc tanio mizdrzący się w jakimś polsatowskim szicie, podśpiewujący Prince'a i Marylę Rodowicz, grający za dużo i zbyt przewidywalnie, to nie był ten sam facet, którego polubiłem za role w telewizyjnym "Wampirze" Dejczera czy w "Vincim". Zawodowo przestał mnie interesować. Na szczęście, zarówno w profesję aktora, jak i krytyka filmowego często wpisane są niespodzianki. Kiedy wydawało mi się, że po jego rolach w "Oficerze", "Chaosie" i "Hienie" oraz dekoracyjnych popisach w "Lejdis", "Testosteronie" czy w "Sercu na dłoni", wiem już o Szycu wszystko, Borys znowu mnie zaskoczył. Silny w "Wojnie polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego, Stefan w "Handlarzu cudów" Jarosława Szody i Bolesława Pawicy, wreszcie Grot w "Enenie" Falka to jego najlepsze role w karierze. Znowu jest na szczycie.   W "Wojnie polsko-ruskiej" celowo osłabił Silnego: jego dresiarz pod kreszowym mundurkiem wstydliwie chował naiwność i marzenia, w "Enenie" Falka Szyc gra intelektualistę, psychiatrę, który uzależnia się od pacjenta. Trudny temat, skomplikowana rola i ani cienia przesady, szarży, przerysowania. Również Stefan z "Handlarzu cudów", alkoholik przechodzący osobowościową metamorfozę pod wpływem dwójki małoletnich uchodźców z Dagestanu, w interpretacji Szyca nie żebrze o sympatię widowni, nie doprasza się tanich  wzruszeń. Jest nieprzenikniony, chłodny, intrygujący. Bohaterowie nowych filmów i spektakli z udziałem Borysa Szyca śmieją się trochę zbyt głośno, manifestują swoją odmienność, ale jeżeli zechcemy wsłuchać się w ten ich śmiech, okaże się, że znajdziemy w nim również echa glissand rozpaczy. Tak jakby aktor w scenicznej postaci komentował cudze biografie. W scenografii z Masłowskiej, wskazywał na maski z tabloidów. Patrząc na bohaterów Borysa Szyca, uświadamiamy sobie, że pomiędzy jedynymi wiążącymi momentami naszej ziemskiej drogi: życiem i śmiercią, pomiędzy miłością i nienawiścią, dojrzewają nędzne zazwyczaj namiętności, brzydkie predylekcje i uzależnienia, wreszcie nieutulone cierpienie i samotność – jednakowo dojmujące dla anonimowego widza z trzeciego rzędu, co dla bohatera "Procesu" Kafki. "Aktorstwo nie polega na uczuciowości – pisała Susan Sontag. – Nie polega nawet na przeżywaniu, to złudzenie. Ono polega na stwarzaniu pozorów. Na podejmowaniu decyzji". Trudno o lepszą definicję aktorstwa Borysa Szyca. Szyc fenomenalnie POZORUJE psychologiczne pewniki wpisane w definicję postaci scenicznej czy filmowej, żeby mimochodem pewniki te znieważać. Chce obalać stereotypy, burzyć dobre mniemanie o sobie – aktora i bohatera. Nie daje się zaszufladkować. Ani w roli poważnego aktora dramatycznego, ani w wesołej szufladce z napisem "glamour". Ten lanser ma po prostu intuicję i wielki talent. Cała tajemnica.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones