Felieton

Maciejewski o Borysie Lankoszu: Awers Rewersu

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Maciejewski+o+Borysie+Lankoszu%3A+Awers+Rewersu-54646
Kim jest ten sympatyczny, uśmiechnięty facet - reżyser "Rewersu"? Pytania o Borysa Lankosza, bezprecedensowego triumfatora ostatniego festiwalu w Gdyni, powtarzały się nieustannie. Skąd się wziął, co robił wcześniej, dlaczego nie znamy Lankosza z "Pudelka"? WHO'S THAT MAN? Pytania te – zadawane zarówno przez dziennikarzy, jak i widzów, są charakterystyczne dla naszych czasów. Skupieni na fragmencie, wąsko wyspecjalizowani we własnych dziedzinach (fabuła, komiks, transformersy), nie rozglądamy się dookoła. Nie zauważamy oczywistych talentów. Autor "Rewersu" naprawdę nie urwał się z choinki, ani nie wypadł sroce spod ogona. W łódzkiej "Filmówce" był na jednym roku z m.in. Małgorzatą Szumowską i Łukaszem Barczykiem, a chociaż jego debiut fabularny oglądamy dopiero teraz, Lankosz od lat konsekwentnie buduje pozycję jednego z najbardziej osobnych dokumentalistów, jest twórcą wielu udanych filmów, m.in. "Rozwoju" (2001), "Kurca" (2005), "Z innej strony" (2006), "Radegastu" (2008). Solidnie zapracował na sukces. To długodystansowiec. Nic nie przyszło mu łatwo. Nie jest specjalnie przebojowy, ale za to jest szczęściarzem. Właściwi ludzie zaufali mu w odpowiednim miejscu i czasie. Przecież mało który debiutant w Polsce mógł sobie pozwolić na takie warunki pracy, jak Lankosz przy "Rewersie". Znamienne, że fabularny debiut Borysa jest pierwszym tytułem w katalogu Studia Filmowego "Kadr" po śmierci wieloletniego szefa tej instytucji, Jerzego Kawalerowicza. A przecież to właśnie w "Kadrze" powstały najważniejsze filmy "polskiej szkoły filmowej", to tutaj kręcili swoje klasyczne dzieła Kawalerowicz, Wajda, Munk, Kutz, ale także – wiele lat później – na przykład Machulski. Teraz Lankosz powraca do kanonu utrwalonego przez "szkołę polską", ale jak gdyby od drugiej strony. "Rewers": historia rozgrywająca się w dwóch planach czasowych – w latach pięćdziesiątych i współcześnie – posłużyła reżyserowi jako rodzaj upiornej redefinicji Heglowskiego "ukąszenia złem" za pośrednictwem nerwowego, Gombrowiczowskiego chichotu. W filmie Lankosza nieprawdziwi bohaterowie są realnymi ubekami, a Matka Polka (Janda) w momencie próby wykazuje się tragikomiczną brawurą. Nie byłoby tego filmu bez znakomitego scenariusza autorstwa może najciekawszego dzisiaj polskiego pisarza – Andrzeja Barta, bez świetnych zdjęć Marcina Koszałki oraz aktorskich perełek w wykonaniu Agaty Buzek, Krystyny Jandy, Marcina Dorocińskiego i Anny Polony. Ale "Rewers" to tylko (albo aż) ukoronowanie  długiej, reżyserskiej drogi Borysa Lankosza. TEN OBCY Po raz pierwszy usłyszałem o Borysie od Agnieszki Holland. "Koniecznie zobacz "Rozwój", świetny facet, zdolny" – mówiła mi Holland, wówczas szefująca jury Krakowskiego Festiwalu Filmowego, na którym Borys Lankosz zdobył nagrodę główną. Zobaczyłem. I odpadłem. Intensywna zieleń rezerwatu przyrody w Ojcowie: w samym sercu letniska stoi Dom Pomocy Społecznej im Św. Brata Alberta. "Letnikami" są ludzie umysłowo chorzy, kalecy, obłąkani. W "Rozwoju" (już ze zdjęciami Marcina Koszałki i z hipnotyczną muzyką Abla Korzeniowskiego) reżysera nie interesowała bulwersująca otoczka zakładu, albo naskórkowa penetracja psychicznej matni, w której znaleźli się bohaterowie dokumentu. Przeciwnie, cel rysował się gdzie indziej. Oto młody filmowiec wyruszył na spotkanie z innością, której (jeszcze) nie rozumiał, ale przez kokon której próbował się przedrzeć: żeby zrozumieć siebie w twarzach pozornie nic nierozumiejących. Zadając nam / sobie pytania: Czy na pewno nie rozumieją? Kim są? Kim jesteśmy? To będzie stały motyw kina Lankosza. W moim ulubionym filmie Borysa, zachwycającym "Kurcu" z 2005 roku, reżyser pokazał, że aberracje psychiczne, depresje i tąpnięcia, niewytłumaczalne zachowania i gesty przynależą do tego samego świata, w którym legitymację prawomyślności uzyskują zachowania i gesty właściwe, zapięte pod samą szyję mundurka hipokryzji i kłamstwa. Kurc to cztery litery oznaczające prawdziwe nazwisko bohatera dokumentu. Kurc, Mariusz Kurc. Niewiele o nim wiemy, niczego więcej się nie dowiemy. Kiedyś zostawił dom, tzw. trudny dom, ale (jeszcze) nie patologiczny. Matkę i narzeczoną. Zostawił i uciekł. Bez pieniędzy, bez nadziei na pracę zarobkową. Z nadzieją na odnalezienie siebie. Kurc rozpoczął długą podróż, której szlak wyznaczały Rosja, USA, Bliski i Daleki Wschód, Chiny. Freedom is a most important thing in the world – klaruje Kurcowi starą zwrotkę kowboj w Teksasie. Zwrotka jest stara, ale mądra. Homo sovieticus dobrze wie, o czym mówi amerykański kowboj. Freedom is a most… Na Long Island Kurc dopowie: Nie potrafię siebie określić, nie potrafię siebie przewidzieć. Kiedyś chciałem inaczej. Wszyscy chcieliśmy. Inaczej, mądrzej, pokorniej albo butniej. W ten sposób profil Kurca staje się, pars pro toto, portretem uniwersalnym. Portretem pokolenia, które z ’89 roku zapamiętało przede wszystkim solidarnościowego kowboja, a ze szkoły średniej "wojnę na górze", podczas gdy prywatny dół w tym samym czasie był niezmienny. Smutny i dziwnie zawstydzony. To zawstydzenie, pomimo rozweselających mrugnięć, już nam pozostało. PRYWATA Kiedy rok temu pisałem "prywatny" felieton o Gośce Szumowskiej, nie przypuszczałem, że równo rok później triumfatorem festiwalu w Gdyni będzie inny mój przyjaciel, Borys Lankosz. Jeszcze w trakcie imprezy, podczas pierwszych dni festiwalu, spacerując z Borysem, śmiejąc się i popijając z nim nad morzem piwko (a na plenerowym ekranie puszczali akurat "Dziecko Rosemary" Polańskiego), nie mieliśmy pojęcia, że za chwilę, równo za cztery dni, nie będzie już możliwości dodzwonienia się do niego, ani pogadania. Z dnia na dzień Lankosz stał się  reżyserską gwiazdą. Kotłowanina sprzecznych uczuć. O kim pisać – o uzdolnionym reżyserze, czy o mądrym, ciepłym człowieku, o przyjacielu. I dalej: napisać o lekturze poprzedzającego "Rewers", mrocznego scenariusza, którego akcja rozgrywała się w Zakopanem, ale klimat był iście makbetowski, czy o naszych wielogodzinnych rozmowach na festiwalu "Młodzi i Film" w Koszalinie w 2008 roku, kiedy rozpromieniony Borys mówił o historii, którą pisze dla niego świetny pisarz, Andrzej Bart. Kilka miesięcy później, już w Warszawie, rozmawialiśmy o obsadzie. Obsadzie marzeń. Borys mówił o niesamowitym, wręcz metafizycznym spotkaniu z Krystyną Jandą, albo o wizycie w "Teatrze Starym", kiedy zdenerwowany, ze scenariuszem "Rewersu", pukał do garderoby Anny Polony… Forma felietonu jest przydatna zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie musimy być wcale obiektywni, analityczni, sprawiedliwi. Możemy pozwolić sobie na prywatę. Tak się jakoś składa, że moje postgdyńskie "Filmwebowe" artykuły, układają się w naprawdę optymistyczną opowieść o tym, że przyjaźń między filmowcem a dziennikarzem jest możliwa. I fajna. A temat jest przecież trudny, najeżony rozmaitymi minami, ryzykowny. Bo jeżeli film naszego kolegi (koleżanki) nie wyjdzie, łatwo o obrazę majestatu, o fumy. Na szczęście Borys Lankosz jest inny. Uważnie słuchał moich (zapewne nie tylko moich) krytycznych uwag po zrealizowanym przezeń w ramach programu "30 minut", filmie "Obcy VI". Wyciągnął fantastyczne wnioski. "Rewersem" postawił kropkę nad "i". Jest zwycięzcą. Cieszę się, że stoi za nim murem Jerzy Kapuściński, jeden z najuczciwszych ludzi w polskim środowisku filmowym, że współpracuje z nim znakomity pisarz, Andrzej Bart, operator, Marcin Koszałka, kibicują świetni aktorzy. W takim teamie łatwiej znosi się nie tylko porażki, ale także sukcesy. Zwłaszcza tak spektakularne jak "Rewers". Borys, jestem z ciebie dumny.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones