Felieton

Po sąsiedzku z obcymi

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Po+s%C4%85siedzku+z+obcymi-85268
Co kosmici robią, kiedy akurat nie najeżdżają Ziemi? W "Alien Nation" np. starają się bezkonfliktowo wsiąknąć w amerykańskie społeczeństwo.

Gdy w doskonałych "Avengers" na Ziemię spadają z nieba kosmici, ich wygląd, charakter i każda cecha sprowadzone są do jednej funkcji. To kosmiczni najeźdźcy. Stworzono ich tylko po to, by zaatakowali naszą planetę i dostali łupnia od superherosów. Nie mają za grosz kultury, empatii i cech indywidualnych. W ogóle niczego, co nie byłoby niezbędne, by zostać kosmicznym najeźdźcą. Co takie egzemplarze robią, kiedy akurat nie najeżdżają Ziemi?

JADĄ GOŚCIE

Obce gatunki w popkulturze rzadko wchodzą z ludźmi w relacje, które wykraczają poza wzajemną eksterminację, więc w zasadzie niewiele można o nich powiedzieć. Milczeniem należy pominąć kosmiczne maskotki w rodzaju E.T. czy Alfa, którzy nie dość, że występują w zawrotnej liczbie sztuk jeden (nie przedstawiając wartości socjologicznej), to z punktu widzenia scenariusza mogliby równie dobrze być smokami czy mówiącymi psami. W komiksowym uniwersum Marvela istnieje co prawda Imperium Shi'ar, wzorowane nieco na ziemskich kulturach antycznych, ale i tu socjologicznych obserwacji nie uświadczysz. Istoty te utrzymują relacje wyłącznie z nadludźmi, a gdy goszczą u siebie przywódcę X-Men Charlesa Xaviera, to wygląda to trochę tak, jakby kosmici gościli kosmitę.

Współczesne kino pokazuje ludzkość wyczekującą spotkania trzeciego stopnia. Ale co zrobiliby naukowcy z "Kontaktu" albo ci, którzy w "Inwazji: Bitwie o Los Angeles" witają obcych przyjacielskimi hasłami wypisanymi na transparentach, gdyby tamci ukłonili się, a potem złożyli wnioski o Zieloną Kartę? Gdyby po zwyczajowych uprzejmościach zaczęli sprośnie spoglądać na ich córki i niechętnie na moralne standardy? Dotychczas jedyną szansą na międzyplanetarną emigrację stwarzał układ, w którym kosmici byli rasą słabszą, która na naszą planetę zbłądziła przez przypadek. Tak jest w "Dystrykcie 9", gdzie krewetkokształtni obcy szybko stają się ofiarami rasy ludzkiej. Neilla Blomkampa o dwadzieścia lat wyprzedzili jednak twórcy "Alien Nation".

MIĘDZY ALFEM A XENOMORPHEM

Statek kosmiczny, który ląduje w Ameryce, okazuje się wypełniony obcymi po brzegi. Nie są oni jednak załogą, ale ładunkiem. Przybysze, których na pierwszy rzut oka od ludzi odróżnia jedynie kształt czaszki i język, to "zgubiony" transport niewolników. Po początkowym szoku i krótkim okresie kwarantanny Ziemia wita ich z właściwą sobie schizofrenią - prezydent Reagan zachęca do asymilacji, a społeczeństwo z wprawą i upodobaniem oddaje się sprawdzonym praktykom dyskryminacyjnym. Przybysze na każdym kroku są znieważani i odrzucani, a chociaż intelektem nokautują Ziemian, trudno im dostać pracę bardziej prestiżową niż nalewanie piwa.



"Alien Nation" nie szuka tematu w galaktyce Far Far Away, ale opowiada uniwersalną historyjkę o rasizmie, tyle że w odwiecznym układzie rolę "gorszej rasy" zajęli kosmici. Twórcy łagodzą jednak "kosmiczność" filmu na każdym poziomie. Efekty specjalne zostały sprowadzone do minimum. Lądowanie statku przedstawiono za pośrednictwem transmisji telewizyjnej, jest tu więc nawet namiastka maniery dokumentalnej, z której w przyszłości skorzysta Blomkamp. Akcja wybiega w przyszłość ledwie kilka lat i toczy się na brudnych ziemskich ulicach początku lat 90.

Także na płaszczyźnie wyglądu fizycznego, zamiast wyostrzać, złagodzono różnice między ludźmi a obcymi. Chcieliśmy, by przypominali raczej inną rasę etniczną a nie ludzi-jaszczurów - mówiła producentka filmu Gale Anne Hurd (kilka lat wcześniej do spółki z Cameronem napisała "Terminatora") - Zależało nam, by obcy byli postaciami, nie stworami.

OBCY POD STRZECHY

Ściąganie konceptu science fiction na ziemię dość skutecznie impregnuje wizję świata przed starzeniem. Chodzi nie tylko o redukcję efektów specjalnych i wszelkich cudowności, które starzeją się najszybciej. Względny "realizm" film zawdzięcza też powszedniemu banałowi, w jaki wyposażony został świat przedstawiony. Z "Alien Nation" dowiadujemy się, że przybysze nie trawią przetworzonego mięsa, bardzo źle reaguje na wodę morską, uczą się znacznie szybciej niż ludzie, są silniejsi, a samce są wyposażeni w ogromne penisy. Pojawia się też kwestia seksu międzygatunkowego, bo wiele zdesperowanych przybyszek sprzedaje swoje wdzięki na ulicy. A chociaż wizja stworzona przez scenarzystę Rockne'a S. O'Bannona do dziś pozostaje intrygująca, sam film wydaje się nieco zapomniany.

 

Być może zaszkodziła "Alien Nation" właśnie ta ucieczka od konwencji fantastycznej. Ostatecznie w sensie gatunkowym to mniej science fiction, a bardziej "buddy movie". Główny bohater, detektyw Sykes (James Caan) jest noirowym twardzielem w rodzaju Deckarda z "Blade Runnera". On też jest mocno do obcych uprzedzony, a gdy traci partnera, złośliwy los przydziela mu w zastępstwie pierwszego przybysza, który dochrapał się rangi detektywa. A dalej wiadomo – będzie miękł, uczłowieczał się i otwierał na "inne". Stąd już krok do konwencji sitcomu i pokazywania obcych jako lekko ekscentrycznych emigrantów z sąsiedztwa.

Oto pułapka nadmiernego zbliżania się filmowca do kosmity: kiedy zmusi obce istoty, by nauczyły się mówić po angielsku, upijały się do nieprzytomności kwaśnym mlekiem i uzależniały od swoich narkotyków – pozostanie w nich niewiele obcego. "Przetłumaczyć" na ludzkie standardy jeden do jednego, to wypatroszyć ich ze wszystkiego, co czyni ich obcymi i ciekawymi. Taka strategia odsuwa też na bok najciekawsze pytania: jaki skutek wywrze napływ świeżej krwi do sztuki i nauki? Jak nowa dyskryminacja wpłynie na starą? W jaki sposób przybysze przekształcą pełne hipokryzji, ziemskie standardy moralne?

Najgorzej przysłużył się filmowi umiarkowany sukces komercyjny. Jego owocami był serial i cykl filmów telewizyjnych, które przetwarzały i kontynuowały wątki oryginału, rysując bohaterów i rzeczywistość coraz grubszą kreską.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones