Wywiad

Rozmawiamy z gwiazdą prequela "Coś", Mary Elizabeth Winstead

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Rozmawiamy+z+gwiazd%C4%85+prequela+%22Co%C5%9B%22%2C+Mary+Elizabeth+Winstead-80529
Próbowała "Oszukać przeznaczenie", Quentin Tarantino zaprosił ją na seans drogowej grozy w "Grindhousie", a Bruce Willis uczynił swoją córką w "Szklanej pułapce 4". Teraz w śniegach Antarktydy walczy z krwiożerczym kosmitą wypożyczonym z arcydzieła kina grozy Johna Carpentera. Specjalnie dla Filmwebu Mary Elizabeth Winstead opowiada o pracy nad prequelem "Coś", który od dzisiaj możemy oglądać w polskich kinach.

***

Jesteś fanką oryginału z 1982 roku?

Wstyd się przyznać, ale obejrzałam ten film dopiero jakieś pięć lat temu na DVD. Polecił mi go mój ówczesny chłopak, który widział go pewnie milion razy. Potem już tylko zachodziłam w głowę, jakim cudem tak późno trafiłam na "Coś". Oglądam sporo horrorów, gram w nich (m.in. "Oszukać przeznaczenie 3" i "Krwawe święta" – przyp. red.), w związku z czym raczej niełatwo jest mnie wystraszyć. Tym razem siedziałam wbita w kanapę.  Atmosfera paranoi i napięcie zostały stworzone po mistrzowsku. To jeden z najlepszych straszaków, jakie kiedykolwiek widziałam.

Co więc pomyślałaś, gdy Universal ogłosił, że szykuje nową wersją filmu?

Pierwsza myśl brzmiała: Ooo nieee! (śmiech). Jeśli kochasz jakiś film i dowiadujesz się, że szykują jego remake, to masz prawo być śmiertelnie przerażony. Potem przeczytałam jednak scenariusz i okazało się, że to wcale nie jest remake, lecz prequel. I to w dodatku całkiem inteligentnie napisany. Chciałam więc spotkać się z ekipą odpowiedzialną za realizację. Chciałam wiedzieć, co im siedzi w głowach, jaki mają pomysł na film. Okazało się, że to mądre chłopaki i nie zamierzają bezcześcić pierwowzoru. Ich prequel miał być zarówno hołdem dla Carpentera, jak i horrorem, który spodoba się współczesnej publiczności.

Swoją kreację wzorowałaś podobno na siostrze, która jest neurologiem. Jak zareagowała po obejrzeniu filmu?

Powiedziała, że jest zachwycona. Ale może tylko chciała być miła? Siostra odwiedziła plan zdjęciowy i ciągle udzielała mi jakichś porad. Ba, nie tylko mnie, całej ekipie. Grając Kate Lloyd, myślałam także o moim bracie, który jest inżynierem. Zastanawiałam się więc, jak moje starannie wyedukowane rodzeństwo mówi, jak się zachowuje.

I jak się zachowuje?

Sztywno. (śmiech)

 

A jak zareagowałaś na to, że w filmie nie będzie wątku romantycznego i scen erotycznych?

To było bardzo odświeżające. Do tej pory zazwyczaj musiałam grać obiekt czyichś uczuć. Bohaterem filmów są przecież faceci, a ty masz tylko do nich wzdychać. Fajnie więc było zagrać mądrą i twardą kobietę, która bierze sprawy w swoje ręce. Kate nie flirtuje, nie musi wyglądać sexy w obiektywie kamery, nie rozbiera się... Do dzisiaj pamiętam, ile czasu zajęło mi użeranie się z producentami "Oszukać przeznaczenie 3", by wycięli z filmu moją scenę pod prysznicem. Brrr.

W filmie wykorzystywaliście zarówno tradycyjne efekty specjalne, jak i animację komputerową. Które z tych dwóch wolisz bardziej?

Jestem fanką starej szkoły. Oczywiście, ekipa od CGI wykonała świetną robotę – animowane potwory, choć przyprawiają o gęsią skórkę, są na swój sposób... piękne. Jednak jako aktorka wolę widzieć, z czym gram. Chcę tego dotknąć, powąchać (nawet jeśli pachnie tylko gumą i farbą). Wtedy jest mi się łatwiej wczuć w nastrój sceny, nie muszę używać wyłącznie wyobraźni. Może to zabrzmi śmiesznie, ale lepiej się koncentruję, gdy widzę przed sobą obleśną lalkę mechatroniczną, która za chwilę będzie mi próbowała wyrwać serce.

Co okazało się największym wyzwaniem na planie "Coś"?

Chyba świadomość tego, że to duża i droga produkcja, a ja gram w niej główną rolę. Poza tym musiałam wcielić się w bohaterkę, która znalazła się w sytuacji, w jakiej ja do tej pory się nie znalazłam. Kamera jest bezlitosna – wychwyci każdy, nawet najdrobniejszy fałsz psychologiczny u aktora. Krążyłam więc po korytarzach studia Pinewood w Toronto i próbowałam wczuć się w dziewczynę otoczoną przez niesympatycznych cudzoziemców, która na totalnym odludziu musi zmierzyć się z kosmitą. Dobrze wypadłam?



Nie ma wstydu. Zwłaszcza, że musiałaś konkurować z legendą Kurta Russella, gwiazdy oryginalnego "Coś".

Na początku miałam strasznego pietra. Potem jednak pomyślałam, że to dwie zupełnie różne postaci. Cieszyłam się, że nie zrobili z Lloyd żeńskiej wersji MacReady'ego, cynicznej twardzielki w spódnicy mającej dla każdego jakiś zabawny tekścik. Lloyd jest akademicką intelektualistką i nikt przy zdrowych zmysłach nie dostrzeże w niej wspólnych cech z MacReadym. Chociaż miotaczem ognie posługuje się równie sprawnie.

Odbijmy od kosmicznych potworów. Chciałbym Cię zapytać o Twoją muzykę. Nagrałaś parę numerów, w tym świetny nastrojowy "Warmth of him" z producentem Thai Long Ly. Zamierzasz wydać wreszcie jakiś album?

Współpracuję aktualnie z pewnym muzykiem. Gramy od około roku i mamy przy tym sporo radochy. Kocham muzykę, kocham śpiewanie i mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się coś wydać. Na pewno nie będzie to jednak wydawnictwo na dużą skalę – nie interesuje mnie wbijanie się na listy przebojów z kolejnymi gorącami numerami. Jeśli jednak ktoś chce mnie słuchać, to jestem wniebowzięta.

A zobaczymy Cię w piątej "Szklanej pułapce"? Wytwórnia ujawniła już datę premiery i opis fabuły filmu.

Jak na razie nie dostałam żadnych telefonów od 20th Century Fox, więc wątpię. Na pewno będzie to jednak świetny rozrywkowy film. Tak jak czwarta część. I nowe "Coś". Koniecznie wybierzcie się do kina.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones