Relacja

T-MOBILE NOWE HORYZONTY: Przy obieraniu ziemniaków

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/T-MOBILE+NOWE+HORYZONTY%3A+Przy+obieraniu+ziemniak%C3%B3w-87479
Pozują do kamery, ustawieni przez reżysera nieruchomo w swoim brzydkim otoczeniu. Często nieatrakcyjni, żałośni. Czasem dziwaczni. Są narażeni na łatwy śmiech publiczności ze względu na swoją prowincjonalną mentalność, szokująco szczere wypowiedzi. Specyficzni bohaterowie filmów dokumentalnych Ulricha Seidla na dłużej zapadną mi w pamięć. Seidl niestety nie przyjechał do Wrocławia (pytanie czysto teoretyczne: jakby widzowie Nowych Horyzontów wypadli w jego obiektywie?), co nie zmienia faktu, że retrospektywa Austriaka stanowiła nie lada gratkę tegorocznej edycji festiwalu. Można było zobaczyć mniej u nas znane dokumenty Seidla, a także jego fabuły, w tym najnowszą pod tytułem "Raj: Miłość" (naszą recenzję tego filmu z Festiwalu w Cannes przeczytacie TUTAJ).

Dziś poza kolejną odsłoną przerażającej austriackiej rzeczywistości mieliśmy okazję zobaczyć "Cztery słońca" Bohdana Slamy oraz, premierowo, film dokumentalny Doroty Kędzierzawskiej o Danucie Szaflarskiej "Inny świat".

Przy obieraniu ziemniaków


Slama ma wyjątkową umiejętność: nie przedstawia po prostu zwyczajnych miejsc i zwyczajnych ludzi przy ich zwyczajnych zajęciach. On wnika w tę całą zwyczajność, tak że widzowi będzie się wydawało, iż nie ma na świecie nic ciekawszego niż ta mała historia z czeskiej prowincji, którą właśnie ogląda na ekranie. Kamera Slamy, umiejscowiona gdzieś pomiędzy czajnikiem a tapczanem, wtapia się w otoczenie. Udaje niewidoczną, zaciera punkt widzenia, tak żeby narracja wyglądała na jak najbardziej neutralną. Choć przecież wcale taka nie jest, a reżyser przemyca konkretną ideologię. Czy zgadzamy się z dość konserwatywnym przekazem jego filmów, to już osobna sprawa. Natomiast na pewno to ideologiczne "szycie" jest w "Czterech słońcach" przeprowadzone bezbłędnie. I na szczęście konstrukcja filmu nie jest tak prosta, jak to się początkowo wydaje.

To opowieść zwyczajna-niezwyczajna. W centrum historii reżyser "Szczęścia" tym razem stawia młode małżeństwo – Janę i Fogiego – z dwojgiem dzieci: paroletnią dziewczynką i nastolatkiem wkraczającym właśnie w okres buntu. Widzimy ich przy codziennych wysiłkach: sadzeniu roślin na działce, mechanicznej prace w fabryce i w okienku na poczcie, sprzątaniu zalanej łazienki. W ich ciasnym mieszkaniu nie ma miejsca na wielkie plany i ambicje. Równolegle poznajemy Karela, przyjaciela głównego bohatera – to lokalny uzdrowiciel-oszołom, który z nieprzytomnym wzrokiem udziela dziwnych rad wszystkim w koło, niezależnie, czy jest o to proszony czy nie.

Kiedy Fogi straci pracę i nie będzie mógł znieść kolejnej, jeszcze gorszej, wpadnie na pomysł, by wykorzystać paranormalne zdolności Karela i rozkręcić z nim "znachorski" interes. Propozycja, które miałaby zmienić życie ich obu, pada oczywiście w bardzo zwyczajnej sytuacji: gdy Karel obiera ziemniaki. Czy będzie miejsce na cud w tej raczej przygnębiającej rzeczywistości?

 

Widz z jednej strony bardzo chciałby, aby im się udało. Ale przeszkadza mu w tym jego własny sceptycyzm, a także coraz bardziej absurdalne postępki Karela. Reżyser, cały czas utrzymując historię w ramach kina społecznego, podejmuje z widzem grę: bada granice sceptycyzmu. Z jednej strony każe nam wątpić w zdrowe zmysły obu bohaterów, ale zaraz potem podważa nasze racjonalistyczne rozumowanie. Ostatecznie to trzymająca mocno nogi na ziemi Anna okaże się postacią bardziej chwiejną i podejrzaną niż wierzący w uzdrowicielską moc kamieni Karel.

I właśnie wtedy przez tę czułą opowieść zaczyna również przebijać ton odrobinę moralistyczny: podtekst, że zapomnienie o dobru rodziny (a w szczególności dzieci) i stawianie na pierwszym miejscu własnych potrzeb musi źle się skończyć. Przypomina się to, co o Czechach pisze Mariusz Szczygieł: do kościoła nikt nie chodzi i się nie żegna, co nie znaczy, że tradycyjna moralność gdzieś głębiej w naszych południowych sąsiadach nie siedzi.

Slama trochę tę małomiasteczkową perspektywę przyjmuje, ale też świetnie pokazuje coś bardziej uniwersalnego: świat, w którym Boga już dawno nie ma, ale którego zagubieni ludzie mają potrzebę zastąpienia czymś i kimś innym, choćby to była nieokreślona bliżej energia z ziemi i bezimienny Mistrz. 

Nie ma lekko

Film jednej aktorki. Przez półtorej godziny Danuta Szaflarska wspomina przed kamerą świat, który ją stworzył, a potem zniknął w wirze tsunami historii. Tytułowe miejsce to kraina wielkich tragedii, małych wzruszeń oraz niewyczerpane źródło barwnych anegdot. Wyprawę do niego polecam wszystkim kinomanom.

Dorota Kędzierzawska przyjaźni się z Szaflarską od czasów "Diabłów, diabłów" (1991), w których nestorka polskiego kina wcieliła się w wiedźmę.  Potem była jeszcze rola Jędzy w "Nic" i wreszcie Aniela w znakomitym "Pora umierać". Reżyserka podkreśla, że spotkanie z liczącą 97 wiosen artystką zapoczątkowało największą przygodę jej życia. Po obejrzeniu "Innego świata" wierzę Kędzierzawskiej bez zastrzeżeń. Będąca gwiazdą, a zarazem główną bohaterką dokumentu Szaflarska prezentuje się na ekranie jako osoba charyzmatyczna, zadziorna i niesamowicie dowcipna. Wystarczy tylko posłuchać, jak relacjonuje utarczki z Aleksandrem Zelwerowiczem albo kłótnię z krakowskim proboszczem, który nie chciał jej udzielić ekspresowego ślubu. Potem trzeba zajrzeć w oczy aktorki – ciągłe młode i błyszczące, stanowiące kontrast dla siwych włosów i pokrytej zmarszczkami nobliwej twarzy. Czy te oczy mogą kłamać?

Szaflarska prawie nigdy nie traci rezonu. Nawet, gdy opowiada o wojennej zawierusze i śmierci bliskich, jej głos jest  pewny i nie łamie się. Niektóre tragiczne epizody potrafi obrócić w żart (historia o płonącej kamienicy i suszeniu pieluch), inne przedstawia bez zbędnych sentymentów. Mottem tej opowieści wydają się słowa przyjaciela bohaterki, księdza Jerzego Popiełuszki:  nie ma lekko. Życie bywa okrutne, ludzie zawodzą, a na jedno zwycięstwo przypada tuzin porażek. Wartość człowieka można jednak poznać po tym, jak radzi sobie z przeciwnościami losu. Tylko morderczy upór, żelazna konsekwencja i ciężka praca wiodą nas przez ciernie do gwiazd.  W czasach, gdy show-biznes ma twarz lali ze sztucznym biustem i napompowanymi ustami, wartości, którym hołduje Szaflarska, wydają się pochodzić właśnie z innego świata. Świata, w którym artysta był Kimś.  To se ne vrati? 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones