Relacja

WENECJA 2012: Na łonie natury

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2012%3A+Na+%C5%82onie+natury-88666
Mam wrażenie, że od wczoraj konkursowym selekcjonerem weneckiej imprezy jest Roman Gutek. Najpierw był film o ciszy w lesie, potem o gwarze na filipińskiej prowincji. I o ile ten pierwszy, belgijski "La Cinquieme saison" Jessiki Woodworth i Petera Brosensa, okazał się stratą cennego, wieczornego czasu, o tyle świetne "Thy Womb" Brillante Mendozy to jeden z faworytów do zwycięstwa w wyścigu o Złotego Lwa.

Człowiek paradoksu kontra ludzie pracy


Już to gdzieś widziałem. Dałbym sobie rękę uciąć, że w "Kulcie" – niskobudżetowym i, nomen omen, kultowym horrorze Robina Hardy’ego. Najpierw banda wieśniaków w maskach (u Hardy’ego to neopoganie, ale anturaż podobny) ciągnie biednego innowiercę na wzgórze, a potem postanawiają go spalić razem z wielkim chochołem. "La Cinquieme saison" to jednak o wiele gorszy film – pogrążają go pretensje, których w kinie grozy ze świecą szukać.

Nadejście tytułowej piątej pory roku nie zwiastuje nic dobrego. Najpierw umierają pszczoły, potem wali się cały świat. Ziemia nie wydaje plonu, chrust nie zajmuje się ogniem, ryby umierają na brzegach i w wodzie, a drzewa padają jedno po drugim. Ktoś musi być temu winny – a skoro nie jest to nieomylny Bóg, musi być to człowiek. Kandydat to linczu jest tylko jeden: ojciec upośledzonego syna, filozof z wielkomiejskiego uniwersytetu, który porzucił karierę i osiadł na wsi. Stare polsko-chińskie przysłowie mówi: nawet w najlepszej pszenicy trafi się kąkol.

Filozof nie traci czasu i również przemawia. W głowie siedzi mu nikt inny jak Rousseau. Mówi na przykład: "Wolałbym być człowiekiem paradoksu, aniżeli człowiekiem uprzedzenia" i proponuje szukać pomocy na zewnątrz. Poniewczasie. Ziarno zostało zasiane, a kości rzucone – pozostaje zebrać krwawy plon. Zanim jednak do zbiorów dojdzie, mamy pean na cześć milczącej i bezwzględnej natury. Tej – oczywiście! – bliżej do "kościoła szatana" rodem z kolejnego horroru – "Antychrysta" Larsa von Triera.  

Drzewa się kołyszą, a ujęcia się wloką. Trawa szumi, zaś kamera kontempluje pojedyncze źdźbła. Ktoś zanurza ręce w błotnistej glebie, ktoś inny zbiera zmarnowane ziarno i wróży z burzowych chmur. Jest buro, brudno i brzydko. Na takiej glebie rośnie tylko nihilizm, z którym twórca nie bardzo wie, co zrobić. W rezultacie pozostaje mu jedynie cyzelowanie formy. I tu jednak ponosi sromotną porażkę, sprzedając minuta za minutą kolejne estetyczne banały. Za mało ich na niezamierzoną komedię. Za dużo na zamierzony dramat.  

Jej łono

Brillante Mendoza, uważny kronikarz miejskiej degrengolady, tym razem wybrał się na filipińską prowincję. Niewiele to jednak zmieniło: świat, choć kolorowy i tętniący życiem, pełen egzotycznych obrzędów i fascynującej obyczajowości, znów okazuje się nieciekawym miejscem. Nie tylko z powodu nękających okolicę żołnierzy lokalnej junty i kursujących na wodnym szlaku piratów.   

Po małej rybackiej wiosce wędrujemy wraz z Shalehą (doskonała Nora Aunor). Razem ze swoim mężem kobieta łowi ryby, oprawia mięso i dogląda gospodarstwa. Ale to nie wszystko. Bohaterka jest bezpłodna i poszukuje drugiej żony dla swojego męża – kobiety, która powije mu upragnione dziecko. Dookoła folklor wszystkich barw, kształtów i faktur: roztańczeni i rozśpiewani weselnicy, porozkładani na drewnianych pomostach kupcy, bydło transportowane łódkami, codzienne obrządki, rzemiosło.  

Film rozpoczyna się naturalistyczną sceną porodu. Stanowiąca klamrę sekwencja końcowa powróci do tego motywu. Resztę trudno wpisać w jakieś gatunkowe ramy (nawet jeśli mowa o ramach kina artystycznego), jak na dłoni widać natomiast estetyczny klucz Mendozy. Filipiński twórca to jeden z najciekawszych stylistów współczesnego kina, a narracyjnej biegłości pozazdrościłby mu niejeden żyjący klasyk. Formalnym sednem "Thy Womb" jest nieustanne wizualne napięcie między intymną perspektywą i kamerą oddychającą razem z bohaterami a obcałowywaniem kamerą przyrody i szerokimi planami. Całość robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza gdy autor stara się pokazać koegzystencję bohaterów z dziką naturą.        

Wszystko podglądane jest przez Mendozę w konkretnym, mającym mało wspólnego z dokumentacją celu. Rozgrywanie specyfiki tego miejsca to jedynie wirtuozerska ekspozycja.  Etnograficzny charakter jego utworu skutecznie odwraca uwagę pulsującego pod spodem tej "niewinnej" narracji dramatu – wynikającego i zakorzenionego oczywiście w lokalnym modelu społecznym i religijnym dualizmie. Jego finał będzie jak seria z broni pneumatycznej.    

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones