Nowa wersja niby powtarza tę samą historię, ale nic się za nią nie kryje.
"Harakiri: Śmierć samuraja" jest filmem pustym, którego jedyną wartością jest aspekt estetyczny. Owszem, zdjęcia
Nobuyasu Kity mogą robić wrażenie. Są dopieszczone i wystylizowane tak, że czasem cały film zatraca swój charakter, zostając sprowadzonym do idealnego kadru. Efekt 3D wyglądałby tu nawet nieźle, gdyby obraz nie był tak ciemny. Ale po co to wszystko, kiedy
Miike nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
WIĘCEJ Film zaskoczył mnie lekkością narracji, ciepłem i humorem. Zupełnie nie tego spodziewałem się po telewizyjnej powiastce dla młodych widzów. Obraz
Marka de Cloego z powodzeniem może konkurować z większością polskich produkcji kinowych. To dzieło dojrzałe, przemyślane i do tego bardzo dobrze zrealizowane.
WIĘCEJ Zadaniem
"Benny'ego znów na wolności" jest zmiana perspektywy tak, byśmy przejęli się ich losem. Jest to strategia, która się opłaciła. Obiektywnie rzecz biorąc, dość przeciętny film dzięki nietuzinkowej formie zyskał na wartości. Do tego jest to rzecz na tyle przystępna, że zainteresuje nie tylko starszych, ale i młodszych widzów. W ten sposób jest to idealne narzędzie edukacyjne, które przybliża maluchom fascynujący świat fauny i flory.
WIĘCEJ Wydawało się, że historia o prawie "domniemanej zgody" stanowi idealny materiał na film, ale pomysł został zabity w zalążku.
Farkhot Abdullaev nie pozostawił w swoim filmie miejsca na wątpliwość i dyskusję – zatrzymał się na na poziomie egzemplifikacji obowiązującej zasady i formułowaniu arbitralnych diagnoz.
WIĘCEJ Film okazał się interesującym studium ofiar przemocy domowej. Bohaterami filmu są Joseph i Hannah. On jest alkoholikiem, który nie panuje nad wybuchami gniewu. Kiedy się wścieknie nawet jego jedyny prawdziwy przyjaciel, pies, nie jest bezpieczny. A wścieka się często i to z byle powodu. Hannah z kolei wygląda na porządną kobietę prowadzącą ustabilizowane życie rodzinne. Nikt nie wie, jak bardzo poniżana i maltretowana jest przez swego męża.
WIĘCEJ
Opowieść środkowa jest na swój sposób urocza, ale i najbardziej bezpieczna. Jest w niej jeden genialny moment, w którym chłopak reaguje na słowa dziewczyny opowiadającej o swej przyszłości. Twierdzi, że widzi swego męża i dzieci. Na pytanie o to, kim jest mąż, ona odpowiada, że nie wie, jeszcze go nie poznała. Reakcja chłopaka jest bezcenna. Gdyby pozostałe dwie nowele trzymały właśnie ten poziom, całość prezentowałaby się o wiele lepiej.
WIĘCEJ Film stara się być komedią absurdu, jednak tak naprawdę jest to dość smutny film. Owszem, znajdziemy tu sporo zabawnych scenek. Reżyser skłania się także ku happy endowi. Ale widzowi obserwującemu wszystko z boku wcale nie będzie do śmiechu, kiedy zda sobie sprawę z tego, że w prawdziwym życiu na równie magiczne zdarzenia, jakich ofiarą padł główny bohater, nie można liczyć. Jakie zatem ma szary Kowalski szanse znaleźć tę prawdziwą miłość?
WIĘCEJ Reżyser chwali się, że jego bohaterowie są pełni wad, ale przecież "to takie ludzkie". Że pociąga go "historia o ludziach, którzy dopiero w sytuacji zagrożenia poznają swoją prawdziwą siłę". Na papierze wygląda to wszystko bardzo ładnie, ale po transferze na taśmę filmową okazuje się zupełnie niestrawne. Scenariusz prowadzony jest dialogami, od których uszy więdną, a obdarowani kilkoma jaskrawymi cechami bohaterowie przypominają postaci z pozytywistycznej czytanki. Ostatecznie, każdy z podjętych przez scenarzystę wątków okazuje się lichy i pozbawiony dramatycznego potencjału.
WIĘCEJ Film był dla
Osuny rodzajem terapeutycznego oczyszczenia i zrzucenia z barków nieprzyjemnych doświadczeń. Tym samym - z racji optymistycznego zakończenia -
"Mały, gruby, łysy" niesie nadzieję podobnym do niego wyautowanym i zamkniętym w sobie jednostkom. Trudno jednak powiedzieć, żeby przesłanie filmu niosło uniwersalne przesłanie. To, o czym Osuna opowiada niestandardową animacją, jest być może zbyt prywatne.
WIĘCEJ "Film miał być wyznaniem miłosnym. Zdjęcia zaczęły się w 1989 roku, kiedy byłem romantykiem zakochanym w kinie włoskim, moskiewskiej architekturze i pięknej dziewczynie" – przyznaje
Oleg Flyangolts. Trudno się nie zgodzić z wyznaniem reżysera, chociaż w
"Obojętności" można wyczuć jego słabość szczególnie do stylistyki francuskiej Nowej Fali, która na ekranie znakomicie komponuje się ze specyficzną wrażliwością tragicznych bohaterów kina radzieckiego.
WIĘCEJ Niestety reżyserka i sponsorka w jednej osobie nie zdobyła się w filmie na chociażby pozory obiektywizmu. Kompletnie zmarnowała temat, tworząc laurkę, która mogłaby być wyświetlana od razu na jakimś kanale tematycznym pod wyświechtanym hasłem reklamowym typu: "Miał pasję. Realizował ją bez wytchnienia. Historia wielkiego talentu, który z Kambodży trafił do Nowego Jorku".
WIĘCEJ Film miał być czymś w rodzaju wielkiego fresku o tym, jak młodzi ludzie wkraczają w świat erotyki, jak odległa jest rzeczywistość miłości fizycznej od idealistycznych wyobrażeń na jej temat. A wszystko, tak jak wskazuje tytuł, toczy się w największym mieście Kazachstanu, przy dźwiękach lokalnego hip-hopu... Niestety przez to, że opowieść miała ambicje ogarniać całość zjawiska, nie udało się dopracować szczegółów. Większość epizodów wypada mdło. Nie rodzą się intensywne relacje pomiędzy bohaterami, najczęściej nie dowiadujemy się o nich niczego ciekawego.
WIĘCEJ