Wywiad

Warsztat stanowi o sukcesie filmu - mówi Marcin Ziębiński

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Warsztat+stanowi+o+sukcesie+filmu+-+m%C3%B3wi+Marcin+Zi%C4%99bi%C5%84ski-29801
Autor głośnego "Gniewu", filmów reklamowych i wideoklipów. Za teledysk do piosenki Kayah "jakajakayah" otrzymał Grand Prix festiwalu Yach Film w 2000 roku. Teraz na ekrany wchodzi jego sensacyjna komedia "Dublerzy", w której znalazło się aż 600 ujęć z efektami specjalnymi. O pracy nad filmem i o tym dlaczego trwała ona prawie cztery lata mówi Marcin Ziębiński.


Zdjęcia do "Dublerów" rozpoczęły się w 2003 roku. Wtedy też zapowiadano premierę filmu na kwiecień roku 2004. "Dublerzy" trafiają jednak ponad dwa lata później. Dlaczego?
Marcin Ziębiński: Przede wszystkim "Dublerzy" nie byli filmem łatwym. Podejmując się jego realizacji podejmowaliśmy się również wykonania wielu rzeczy, których nikt wcześniej w polskim kinie nie robił. "Dublerzy" są między innymi pierwszym rodzimym filmem, który po nakręceniu na taśmie Super 35 został w całości zeskanowany i poddany cyfrowej obróbce obrazu. Ponadto znalazło się w nim aż 600 ujęć z efektami specjalnymi. Dodatkową komplikację stanowił również fakt, iż część zdjęć do filmu realizowana była na Sycylii.
Zdjęcia "polskie" powstały w terminie. Po ich zakończeniu rozpoczęliśmy prace nad postprodukcją jednocześnie przygotowując się do zdjęć we Włoszech. Te, ze względu na pogodę i problemy produkcyjne, trochę się opóźniały, co okazało się brzemienne w skutkach. Kiedy bowiem mogliśmy je wreszcie zrealizować ja - zgodnie ze wcześniejszymi zobowiązaniami - musiałem zaangażować się w inny projekt. Z tego też powodu tę sekwencję wyreżyserował Denis Delić.
Jednak najważniejszym elementem, który sprawił, że zdecydowaliśmy się tak znacznie przesunąć premierę filmu, są efekty specjalne. Jest ich w "Dublerach" na tyle dużo i są na tyle skomplikowane, że nie chcąc rozczarować widzów musieliśmy poświęcić im tyle czasu, ile było trzeba.

Z napisów po projekcji dowiedziałem się, że scenariusz filmu powstał w oparciu o inny scenariusz, przy dialogach pracował między innymi Bartosz Wierzbięta, a w produkcję - o czym już mówiłeś - zaangażowanych było dwóch reżyserów. Czy ta sytuacja nie utrudniała ci pracy?
To, co mówisz jest nieco przesadzone. Rzeczywiście w napisach pojawiają się dwa nazwiska reżyserów, ale to nie oznacza, że wspólnie pracowaliśmy na planie. Sekwencję sycylijską ja miałem kręcić i ja też ją drobiazgowo zaplanowałem. Denis, który ma duże doświadczenie w kręceniu scen akcji, musiał mnie zastąpić, ale podczas pracy na planie realizował moje pomysły. W kinie światowym takie praktyki są na porządku dziennym. We "Władcy pierścieni", firmowanym przecież nazwiskiem Petera Jacksona, bardzo wiele scen, szczególnie batalistycznych, nakręconych zostało przez drugiego reżysera.
Podobnie rzecz się ma ze scenariuszem. W Hollywood normą jest, że nad filmem pracuje nawet kilku scenarzystów poprawiających teksty swoich poprzedników. Najważniejsze są jakość i satysfakcja widzów. Tą samą dewizą kierowaliśmy się realizując "Dublerów". Autorem oryginalnego scenariusza jest Tomasz Wojtczuk. Poprawki do jego tekstu naniósł Piotr Rossenberg, który nadał fabule określony kształt. Kiedy jego wersja skryptu była gotowa do współpracy zaproszono mnie, a ja z kolei poprosiłem o pomoc Grzegorza Lewandowskiego i Bartka Wierzbietę. Pierwszy pomógł mi dopracować strukturę fabuły, która w pierwotnej wersji była dużo bardziej skomplikowana, drugi doszlifował dialogi, w czym - jak pewnie wszyscy wiedzą - jest mistrzem.



Oglądając film odniosłem wrażenie, że prace nad dialogami trwały praktycznie do ostatniej chwili. W jednej ze scen słychać bowiem słynną wypowiedź premiera Marcinkiewicza "yes, yes, yes".
Rzeczywiście, choć znalazła się ona w filmie przypadkiem. Podczas postprodukcji "Dublerów" nasi dźwiękowcy postanowili zażartować i kwestię wypowiadaną w jednej ze scen przez Roberta Gonerę powtórzyli trzy razy nawiązując do wypowiedzi premiera, która wtedy była bardzo na czasie. Podczas zgrywania materiału zapomnieliśmy o niej o czym przekonaliśmy się dopiero oglądając gotowy już film. Zdecydowałem jednak, żeby jej nie usuwać. "Dublerzy" są komedią, czyli produkcją z takiego gatunku, który pozwala na puszczanie oka do widza.

"Dublerzy" zostali w całości sfinansowani z funduszy prywatnych. Ile zatem kosztował film i skąd pochodziły pieniądze na jego realizację.
Nie jestem właściwą osobą by udzielić odpowiedzi na to pytanie. Należałoby o to zapytać producenta, Jacka Wielgopolana. Ja mogę jedynie powiedzieć, że z tego, co wiem budżet produkcji zamknął się w sumie między 6 a 8 milionów złotych. Są to jednak szacunkowe dane, ponieważ ja nawet nie mam dostępu do informacji na temat finansów filmu.

W "Dublerach" - jak już mówiłeś - znalazło się aż 600 scen z wykorzystaniem efektów specjalnych. Czy mógłbyś opowiedzieć nam w jaki sposób one powstawały?
Przez cały czas pracy na planie towarzyszyli mi przedstawiciele wrocławskiej firmy RMG, która jest autorem cyfrowych efektów specjalnych. Wspólnie dbaliśmy o to, żeby kolejne sceny zostały zrealizowane w taki sposób, aby później nie było problemu z umieszczeniem w nich efektów specjalnych. Przed rozpoczęciem zdjęć przygotowałem bardzo dokładny scenopis wraz z rysunkami, gdzie opisałem wszystkie sekwencje efektowe. Na jego podstawie mogliśmy oszacować w ilu scenach pojawią się efekty i jak długo, mniej więcej, może trwać praca nad nimi.
Nakręcony przez nas materiał został zeskanowany i przesłany do Wrocławia. Rozpoczęły się miesiące ciężkiej pracy w trakcie, których odbyliśmy niezliczoną ilość internetowych konferencji omawiając wszystkie szczegóły, jak również wymieniliśmy gigabajty danych przesyłając sobie pliki z kolejnymi wersjami każdej ze scen. Kiedy scena była gotowa skanowaliśmy ją i oglądaliśmy na dużym ekranie. Jeśli zyskała naszą akceptację, zabieraliśmy się za następną.

Dlaczego zdecydowałeś się na współpracę z firmą RMG?
Na drodze konkursu. Przed zdjęciami zaprosiłem do współpracy cztery firmy. Każda z nich miała w ciągu trzech miesięcy przygotować jednominutowe ujęcie. Po tym czasie wszyscy się spotkaliśmy i wspólnie uznaliśmy, że to co przedstawiło RMG jest po prostu najlepsze. Co ciekawe, podobnego zdania byli również przedstawiciele firm konkurencyjnych, a trzeba wiedzieć, że do konkursu stanęły tak znane i poważane studia jak Chimney Pot, ITI oraz Orka.

Nie kryjesz swojej fascynacji kinem hollywoodzkim. Nie boisz się, że "Dublerzy" zostaną przez polskich krytyków odebrani jako kalka amerykańskich filmów?
Pracując nad "Dublerami" starałem się nawiązywać do hollywoodzkich wzorców produkcyjnych, bo te są po prostu najlepsze. Warsztat w dużej części stanowi o sukcesie filmu i w tej kwestii nie można iść na żadne kompromisy. Jeżeli zatem ktoś powie, że "Dublerzy" są dobrą kalką amerykańskiego kina, będzie to dla mnie prawdziwy komplement.
Wierzę jednak, że jeśli ktoś obiektywnie spojrzy na "Dublerów" dostrzeże w nich coś więcej niż kalkę hollywoodzkich produkcji. Aczkolwiek wykorzystałem w filmie niektóre z pomysłów zaproponowanych na przykład przez Wachowskich w "Matriksie", to starałem się przedstawić je w zupełnie nowy, a jednocześnie zabawny sposób z przymrużeniem oka.

Przyznajesz, że punktem odniesienia dla ciebie przy pracy nad "Dublerami" była klasyczna już "Zabójcza broń" Richarda Donnera. Skąd pomysł, żeby skojarzyć na ekranie Andrzeja Grabowskiego i Roberta Gonerę?
Podczas pracy nad filmem zawsze przyjmuje się jakiś punkt odniesienia w postaci innego filmu. Pomaga to porozumieć się z ekipą, lepiej wyłożyć cele, które chce się osiągnąć na ekranie. W tym przypadku rzeczywiście naszym wzorem była "Zabójcza broń", w której - podobnie jak w "Dublerach" - jest dwóch bohaterów oraz sporo akcji z elementami komedii.
Jeśli chodzi i obsadę, to w chwili kiedy ja dołączyłem do ekipy wiadomo było, że jedną z głównych ról zagra Andrzej Grabowski, który wtedy święcił triumfy w serialu "Świat według Kiepskich". Bardzo się z tego ucieszyłem. Andrzej jest wybitnym aktorem i od dawna chciałem z nim współpracować, a spotkanie na planie "Dublerów" dało mu ponadto okazję do stworzenia kreacji zupełnie odmiennej od roli Ferdynanda Kiepskiego.
Robert Gonera trafił do obsady z castingu. Oczywiście było wielu kandydatów ubiegających się o tę rolę, w tym również znane aktorskie gwiazdy, ale Robert najlepiej wypadł podczas zdjęć próbnych i nie mieliśmy wątpliwości, że to on powinien wcielić się w postać Maxa.



W "Dublerach" zadebiutowała również w roli aktorki popularna piosenkarka Kayah. Dlaczego zdecydowałeś się zaprosić ją do współpracy?
Inicjatorem był producent filmu Jacek Wielgopolan, który od samego początku chciał aby Kayah wystąpiła w "Dublerach". Kiedy dołączyłem do ekipy uznałem to za doskonały pomysł. Spotkałem się już wcześniej z piosenkarką na planie jej teledysku "jakajakayah", którego byłem reżyserem, i już wtedy dostrzegłem w niej zadatki na aktorkę. Bardzo żałuję więc, że w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności, ostatecznie nie miałem okazji pracować z nią na planie "Dublerów". Kayah występuje bowiem jedynie w sekwencji sycylijskiej, a jej reżyserem jest - jak już mówiłem - Denis Delić.

Wspomniałeś, że kręcisz wideoklipy, ale wiem, że pracujesz również w reklamie.
Tak, z branżą reklamową związany jestem od połowy lat 90. Teraz o reklamie mówi się niekiedy lekceważąco, ale kiedy ja zaczynałem swoją przygodę w tej branży, reklama oferowała filmowcom nieograniczone możliwości. Miałem dostęp do najnowszego i bardzo kosztownego sprzętu, a na planach wykorzystywałem wszystkie nowinki techniczne.

Czyli praca w reklamie stała się dla ciebie wyjątkową okazją do zdobycia nowych doświadczeń i umiejętność?
Dokładnie tak. Przez te wszystkie lata bardzo wiele się nauczyłem. Między innymi dzięki reklamie zainteresowałem się efektami specjalnymi. Moje doświadczenie, jakie nabrałem w tej branży, w dużej mierze pozwoliło mi teraz zrealizować "Dublerów". Doskonale bowiem znałem warsztat i pewnie czułem się na planie, czego nie można było powiedzieć o niektórych członkach ekipy, którzy niejednokrotnie patrzyli ze zdziwieniem jak filmuję na przykład liście, nie widząc, że tworzę w ten sposób elementy jakie wykorzystam w postprodukcji.

Czego widzowie mogą oczekiwać po "Dublerach"?
Przede wszystkim dwóch godzin doskonałej rozrywki wypełnionej efektami specjalnymi, jakich jeszcze w polskim kinie nie widzieli, mnóstwem akcji i dobrym humorem. Życzę wszystkim niezapomnianych wrażeń w kinie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones