Artykuł

Zwierzęta atakują!

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Zwierz%C4%99ta+atakuj%C4%85-77613
Dzisiaj na ekrany wchodzi "Noc rekinów 3D" – próba powtórzenia sukcesu trójwymiarowej "Piranii" sprzed roku. Recenzje nie są przychylne, ale przecież krytyka nigdy nie zwykła klękać przed kinem spod znaku animal attack. Tak czy inaczej, nowa technologia wydaje się stworzona dla horrorów, w których aligatory co rusz obnażają przed kamerą zęby, ptaki wydziobują ludziom oczy, a niedźwiedzie szlachtują małe dzieci pazurami.


"Noc rekinów 3D"

Podobno dla planie "Nocy rekinów 3D" wylano litry czerwonej farby, a zwiastuny filmu każą nam nauczyć się pływać we krwi. Reklamom zazwyczaj nie ma co ufać i choć nie warto skreślać filmu już teraz, można bezpiecznie założyć, że "Szczękom" nie dorówna. Bo dzieło Stevena Spielberga było (i jest!) znaczące nie tylko z powodu swojej wartości jako filmu grozy, ale i z powodu szczególnego miejsca, jakie zajmuje w historii światowego kina. Rok 1975, kiedy weszła na ekrany ta zjawiskowa ekranizacja książki Petera Benchleya, uważa się za początek nowej ery – ery letnich blockbusterów. Dzisiaj pojęcie to zdewaluowało się zupełnie za sprawą wysokobudżetowej tandety zalewającej multipleksy, lecz wówczas tłumy drzwiami i oknami waliły na "Omen", "Gwiezdne wojny" czy właśnie "Szczęki", dziś uznawane za klasyki kina popularnego. Interesujący jest fakt, że swoją powieść Benchley oparł luźno na wydarzeniach prawdziwych – zapiskach o serii rekinich ataków na letników wypoczywających na plażach New Jersey w 1916 roku. Fakty posłużyły też za kanwę innego filmu z rekinami, "Ocean strachu". Tam z kolei opowiedziano dramatyczną historię pary pozostawionej przez nieuważną załogę łodzi na otwartych wodach, zainspirowaną dramatem małżeństwa Lonerganów, które zaginęło w 1998 roku nieopodal Wielkiej Rafy Koralowej. Dowodów na atak zwierzęcia nie było, więc nie ma co wierzyć w dokumentalną wartość filmu, ale chodziło przecież o sensacyjność spektaklu.

 
"Szczęki" / "Ocean strachu"

Pod powierzchnią

Wydaje się, że w ostatnich latach specjalistami od animal attack stali się Australijczycy. Prócz świetnego filmu Grega McLeana "Zabójca", traktującego o zmaganiach grupki uwięzionych na wysepce turystów z ogromnym krokodylem (dla którego modelem był faktycznie żyjący, słynący w latach siedemdziesiątych z notorycznych ataków na łodzie, australijski gigant o ksywce Sweetheart), w Polsce dystrybuowane były "Martwa rzeka" i "Rafa", pod którymi podpisał się Andrew Traucki. Pierwszy z filmów, również zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami, ma bliźniaczo podobny punkt wyjścia, co wspomniane dzieło McLeana, i choć nakręcony został za mniejsze pieniądze, wcale mu nie ustępuje. Obu reżyserom udało się zrealizować widowisko nietuzinkowe, grające na napiętych jak postronki nerwach widza.

Niewidzialny, skrywający się pod powierzchnią wody przeciwnik jest tak samo przerażający i niebezpieczny jak konkurencyjne "straszaki" kina grozy – nieśmiertelni mordercy czy żądne krwi upiory. Filmy animal attack często zestawiają człowieka z nieujarzmionymi siłami natury, obnażają słabość jednostki pozbawionej wsparcia cywilizacji i techniki. Z ekshibicjonistyczną satysfakcją pokazują ludzką małość w obliczu zderzenia z dziką przyrodą. Traucki w drugim swoim filmie, "Rafie", ponownie sięgnął po animal attack, tym razem przyglądając się pięciorgu przyjaciołom próbującym wyjść cało z konfrontacji z żarłaczem białym. Także ta historia oparta była na faktach – w roku 1983 z podobnej sytuacji udało się ujść z życiem niejakiemu Rayowi Boundy'emu. Mylny będzie jednak wniosek, jakoby wszystkie filmy animal attack swój początek miały w prawdziwych wydarzeniach. Nieźle folgują sobie choćby twórcy serii  "Atak rekinów", szczególnie w części trzeciej, w której plaże terroryzuje przerośnięty, prehistoryczny rekin. Mocno ironiczna jest trylogia "Aligator – Lake Placid", mieszająca elementy horroru i komedii, podobny wydźwięk ma też "Aligator" w reżyserii Lewisa Teague'a, udanie wykorzystujący motyw miejskiej legendy o spuszczonym w toalecie gadzie, który mutuje w ściekach i poluje w systemie kanalizacyjnym Chicago na bogu ducha winnych obywateli.

Na lądzie i w powietrzu

Kino zafundowało nam już chyba inwazje wszystkich wytworów flory i fauny, wystarczy spojrzeć na niektóre tytuły – "Żaby", "Ptaki", "Ślimaki", a nawet "Komary" i "Kleszcze". I choć nie wszystkie z wymienionych filmów wpisują się w animal attack, to znakomicie obrazują naszą fascynację tym, co w przyrodzie niezbadane i niewyjaśnione, a wiele produkcji powstało w wyniku eksploatacji naturalnych lęków przed owłosionymi pajęczakami czy lepkimi płazami. Bo animal attack rzadko kiedy opiera się na faktycznych, rzeczywistych zachowaniach zwierząt –  bazuje raczej na zakorzenionych stereotypach, a nie konsultacjach z biologami i raportach zoologów. Tego typu kino nie ma też wcale takich ambicji, to produkcje rozrywkowe, często realizowane z przeznaczeniem do emisji telewizyjnej lub trafiające od razu do obiegu sklepowego. Jednak nietrudno wymienić tytuły, które jednak do kin trafiły i swojego czasu wywołały sporo szumu – miejmy nadzieję, że ta sztuka uda się także "Nocy rekinów 3D" i zapanuje moda na wysokobudżetowe kino animal attack.

Zostawiając jednak sferę marzeń i pobożnych życzeń, w przygotowaniu na ten trójwymiarowy seans warto pogrzebać w zakurzonym kartonie z kasetami VHS i wydostać z niego choćby "Rój" z 1978 roku – film, o którym Stephen King powiedział, że jest to produkcja za dwanaście milionów, który wygląda jak zrealizowana za dolara dziewięćdziesiąt osiem. Faktycznie, to rzecz wielce nieudana i jako taka osiągnęła status dzieła kultowego, a dzisiaj głośno mówi się o nadchodzącym remake'u. W tym samym roku Joe Dante nakręcił swoją "Piranię", przesyconą pastiszowym humorem (sam projekt plakatu wyraźnie nawiązuje do posteru reklamującego "Szczęki"), brutalną fabułę o ławicy krwiożerczych ryb dybiących na żywota plażowiczów. Oba wspomniane filmy przynależą w większym stopniu do nurtu monster movie niż animal attack, lecz, co znamienne, to właśnie sukces obrazu Spielberga natchnął producentów do inwestowania w owym czasie w podobne produkcje.


"Pirania"

Do tej pory mówiliśmy o przeludnionych kurortach i bezkresnych oceanach, ale kilka filmów poszło dalej, wyciągnęło dzikiego zwierza z jego środowiska naturalnego i wrzuciło komuś za kołnierz. Niemalże dosłownie. Tak mniej więcej wygląda bowiem fabuła filmu "Burning Bright" – w zamkniętym na cztery spusty domy z zabitymi oknami (jak zgrabnie wyjaśnia scenarzysta, są to zabezpieczenia na wypadek nadchodzącego huraganu) szaleje tygrys, a kryjówki przed nim szuka niedoszła studentka Kelly i jej autystyczny brat, Tom. Film skonstruowany jest niczym wyborny slasher, w którym przed bezlitosnym mordercą bohaterowie kryją się do szafy i pod łóżkiem. Nieprawdopodobna sytuacja, dzięki sprawnej reżyserii, staje się wiarygodna i film dotrzymuje kroku tym lepszym dokonaniom nurtu, a intensywnością i emocjonalną siłą oddziaływania wcale nie odbiega od znakomitego, wywiedzionego z prozy Stephena Kinga, "Cujo".

Miejmy nadzieję, że "Noc rekinów 3D" będzie dla producentów sygnałem, by w niedalekiej przyszłości dawać nam więcej okazji do obcowania z morderczą naturą, gdyż w kolejce do trójwymiarowej konwersji za rekinami czeka cały zastęp ludożerców.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones