PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1318}

Śniadanie u Tiffany'ego

Breakfast at Tiffany's
7,8 157 206
ocen
7,8 10 1 157206
6,9 24
oceny krytyków
Śniadanie u Tiffany'ego
powrót do forum filmu Śniadanie u Tiffany'ego

Imprezki, rozpieszczona panienka? Dlaczego ten film wywołuje takie podniecenie i uważany jest za klasyk?

ocenił(a) film na 7
sceptyk

Mi się tez trochę wydaje przereklamowany; nie jest zły, warto zobaczyć ale widziałem lepsze filmy mniej doceniane.

denticulatus

W moim mniemaniu poszczególne filmy mimo kiczowatej treści na siłę są promowane na hity. Ludzie oglądają, nie rozumieją treści ale uznaja, że właściwym jest lubić taki film. Dla mnie ten film jest takim właśnie przykładem.

użytkownik usunięty
sceptyk

Masz wiele racji, spodziewałam się czegoś ambitniejszego. W porównaniu z książką Trumana, ten film to dziecinna wersja. Nie wiem czy kodeks Haley'a jeszcze wtedy obowiązywał, ale to dwie inne galaktyki. Film uratowała Hepburn, gdzie wygląda i gra kwitnąco, w przeciwieństwie do niektórych filmów z lat 50 i ponadczasowy urok Nowego Jorku.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10

Dla mnie to jeden z najlepszych filmów jakie dane mi było oglądać - 10/10. Rozumiem argumenty ludzi dla których może być on nieco kiczowaty, ale mi to nie przeszkadza i nie zwracam na to uwagi. Audrey Hepburn potrafi jak mało kto zauroczyć swoim wdziękiem. Zagrała po prostu mistrzowsko !!! A do tego ten klimat... i pięknie dobrana muzyka. Zgadzam się z Holly - można oglądać ten film i tylko podziwiać piękne scenerie Nowego Jorku.

użytkownik usunięty
smoke_city

Mam podobne podejście do "Śniadania u TIffany'ego" jak Ty. Owszem, nie przeszkadzał mi kicz i groteska w tym filmie, ale mimo tego że dałam mu 10 - nie mogę go uznać za arcydzieło. I tu jest ten paradoks...:) Henry Mancini jest mistrzem, przeglądając Internet słucham utworu "Something For Cat" z odlotowej imprezy u Holly. Holly to nowy archetyp w kinie, wspaniale zagrana, ale przede wszystkim wykreowana postać. Choć bez większych ambicji i wzlotów duchowych.
Wracając tak do moich odczuć, to często mam ochotę pojechać do Nowego Jorku, przenieść się do lat 60 i pracować jako stewardessa w Pan Amie, wdychać ten klimat i oglądać te przepiękne scenerie. Dziś, Ameryka to już nie to samo, niestety. Nie to samo.
Pozdrawiam :)

smoke_city

Bo kluczowe słowo dla tego filmu to magia! który żaden współczesny film nigdy nie będzie jej posiadać. Film np mnie zachwyca swoją prostotą, banalną fabułą, ale jednocześnie fabułą bardzo ciekawą i dziecinnym zachowaniem bohaterów, które dodaje filmowi słodkości, no i oczywiście obsada - styl, gracja, klasa. No i jeszcze urok starych czasów, który uwielbiam. :)

ocenił(a) film na 10
Robaczek_12

W punkt, zgadzam się w 100%

ocenił(a) film na 3

Bohaterka dobrze zagrana - to jedno. Ale wykreowana moim zdaniem beznadziejnie. Miałam wrażenie, że zamiast lekkoducha żyjącego bez żadnych reguł i uciekającego od przeszłości, scenarzyści się pogubili i dostaliśmy.. no cóż. Mówiącą o niczym, kłamliwą wariatkę, która zarabia na siebie w dośc niekonwencjonalny sposób. Nie, nie mam nic przeciwko "mającym marzenia buntownikom przeciw rzeczywistości" (czy jak sobie to tam nazwiecie). Ale kto wchodzi przez okno do cudzego mieszkania nowopoznanego sąsiada i mówi aby zostac przyjaciółmi i śpijmy razem, a owy sąsiad i widzowie się zgadzają, bo Holly wprowadza "powiew świeżości" na ekrany (aha). Albo scena skradzenia maski czy wizyty u jubillera - miało byc szallone, wyszło nudne. Urok Audrey tu nie pomógł.

Żadna z postaci w tym filmie nie wzbudziła we mnie cienia sympatii. Paul jest nudny, nie zadaje pytań, zgadza się na wszystko, nie robi nic. Męża Holly znamy 5-10min i nie możemy zdecydowac jaką jest postacią - więc jak u licha mam się wzruszyc, kiedy odjeżdża (a to sugerował nam film). Holly - jak już wspomniałam, Jej losy nie są pociągające. Postacie na przyjęciu zachowują się idiotycznie, nawet bez odpowiedniej dozy alkoholu, która by tłumaczyła wszystko. A sąsiad Holly to najbardziej stereotypowy Azjata (Chińczyk) na świecie, no ja pierniczę, to miało byc zabawne, bo nie wiem?

Ludzie oglądają filmy romantyczne znając zakończenie - niekiedy potrafi ono zaskoczyc, ale jeżeli przystojny samiec i samiczka się zetkną, wiadomo, że będą razem. W tego typu produkcjach ważne jest nadzienie, które ma zaskoczyc/bawic/zainteresowac widza. Jednak tego nie dostałam i nudziłam się przez cały seans. Nie wiedziałam do czego ta cała fabuła dąży.

A, jeszcze jedno - to, że w amerykańskich filmach są przedstawione bardzo stereotypowe i bardzo wyidealizowane postacie/miejsca/sytuacje, nie oznacza, że tak jest naprawdę. Także śliczna dzielnica zbudowana na planie filmowym może nie istniec. Tak samo jak każda dziewuszka marzy o tym, aby przejśc się po paryskim bulwarze, a sama nie wie dlaczego właściwie.

Żeby nie było, że jestem hejterem i zaraz rzuci się na mnie połowa ludzkości - po prostu jestem zawiedziona. Może nie potrafię zrozumiec produkcji z owych czasów, jak ona wpłynęła na widzów.
Na obronę tego filmu mogę dodac jedynie, że scenografia, charakteryzacja i kostiumy ładnie podkreśliła klimat, jakiego się spodziewamy po tamtych czasach.

Do ludzi, którzy obejrzeli ten film i czują nieprzyjemny posmak - nie bójcie się dawac niskich ocen, tylko dlatego, że to "klasyka". W końcu to Wy macie wpływ na to jakie produkcje są polecane innym użytkownikom, rankingi, etc. Skorzystajcie z tego prawa :)

Pozdrawiam.

Fitu

Fitu, czy Ty znasz pojęcie magii kina? Dlaczego na minus filmowi zaliczasz scenę, w której Holly wchodzi do mieszkania Paula przez okno? Film to nie jest przeniesienie rzeczywistości w skali 1:1 na ekran, film to sztuka a sztuka to dowolność obierania metod wyrazu - jak patrzysz na autoportret Picassa z 1972 r. też mówisz, że jest beznadziejny bo przecież człowiek tak nie wygląda? Ja rozumiem, że "Śniadanie u Tiffany' ego" mogło Ci się nie podobać ale stawiane przez Ciebie zarzuty są co najmniej irracjonalne.

ocenił(a) film na 3
madz20

Chyba mnie źle zrozumiałaś, bo kompletnie nie o tym mówiłam. A nie wiem, co Ty, madz20 mi sugerujesz. Że niby mam problem, bo abstrakcja filmowa nie jest odwzorowaniem rzeczywistości, w której żyjemy? No.. wiem. To.. logiczne. Ale ani razu nie poruszyłam tej kwestii w moim powyższym komentarzu. Zdaję sobie sprawę, że adaptacje mają w jakiś sposób przedstawic ułamek świata rzeczywistego jako tło do fikcji fabularnej. Film musi byc jakiś sposób przekoloryzowany aby widz miał rozrywkę. Bo chyba o to chodziło.

Ja nie oceniam tej sceny, o której wspomniałaś, pod względem tego czy mogła miec miejsce i jak bardzo jest ona niemożliwa w realizacji w prawdziwym świecie. Pisałam tylko, iż ona jest.. odrobinę głupawa, bo miała przedstawic Holly tak i tak, miała byc zalążkiem romansu, miała służyc przedstawieniu postaci, ale wyszło dośc słabo no, nieciekawie, odrealnione. Jak i dużo scen w filmie. Ale podkreślam - to tylko moja opinia.

Nie, nie oceniam tego filmu jako kompletne dno, dzieło szatana, kompletne badziewie niemające prawa bytu, etc. Żeby nie było. Nie był taki zły. Jestem zawiedziona - jak już mówiłam.

Jeżeli odczułaś, że jestem płytka i nie nadaję się do pojmowania "magii kina", mów wprost. Ale wiedz, że to będzie kłamstwo. Nie staram się byc ignorantką.

A, jeszcze dodam, że stawiam te same/podobne zarzuty, co osoby w innych dyskusjach na temat tego filmu.

Fitu

"Ale kto wchodzi przez okno do cudzego mieszkania nowopoznanego sąsiada i mówi aby zostac przyjaciółmi i śpijmy razem, a owy sąsiad i widzowie się zgadzają, bo Holly wprowadza "powiew świeżości" na ekrany (aha)."
O tym mówię, nic Ci nie sugeruje, nie bądź taka przewrażliwiona.

ocenił(a) film na 3
madz20

To jest tylko przykładowa scena, do której mogłam się odnieśc poruszając kwestie, o której już mówiłam.
A zresztą - temat dyskusji jest dośc wymowny, odnośnie o czym mówię.

[ Nie jestem przewrażliwiona, ludzie no, ktokolwiek wyrazi swą opinię w internecie, musi byc oskarżany o to, że ma "butthurt" czy coś w ten deseń (bo nie rzucam emotikonami?)... Że ktoś ma problem z zaakceptowaniem czyjegoś zdania to jedno, polemika (dyskusja) to drugie. ]

[ Dobra, zeszłyśmy z tematu. Nie odpowiadam dalej, no chyba, że odnośnie filmu.
Pozdrawiam z całego serdunia! ]

Fitu

Dziecko, a kto tu odszedł od tematu? Szkoda słów...

Fitu

Wchodzenie przez okno do cudzego mieszkania i cała reszta to zachowania infantylne i, nie bójmy się tego słowa, zaburzone. Holly jest młodziutkim emocjonalnym wrakiem i jeżeli przetrwa, to kosztem innych, zafascynowanych nią ludzi. Trochę o tym jest książka Capotego. Audrey jest zbyt mieszczańska na Holly, zawsze mnie irytowała, mam wrażenie, że nie zrozumiała - może nie ona jedna z twórców - rozmiarów pogubienia tej postaci.

ocenił(a) film na 10
madz20

Dobrze podsumowane :-)

użytkownik usunięty
Fitu

Mnie również nie podobały się sceny u jubilera, za mało było tego "Tiffany'ego" według mnie. Scena wejścia przez okno jest porywająca dla mnie, taka eteryczna i jeszcze te idealistyczne propozycje Holly - "Zostańmy przyjaciółmi i śpijmy razem". Owszem, to bardzo, bardzo głupie, ale jestem typową romantyczką i mam sentyment do takich rzeczy. Nie jestem tak wnikliwie jak Ty ocenić kreacji samej Holly, bo nie czytałam książki. Postać Azjata podobała mi się, ale nie była nic znacząca. Paul był bardzo przystojny, ale nudny jak flaki z olejem. Generalnie postać męża Holly może wzbudzić pewnego rodzaju politowanie, ale skoro wątek był tak nierozwinięty, to po co go wprowadzać. Uważam jednak że miło spędziłam ten czas z filmem, dałam mu nawet 10, ale nie potrafię go uznać za arcydzieło. To wielki paradoks i ironia, ale mam mieszane uczucia co do tego.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 7

Kodeks Haysa jeszcze obowiązywał 7 lat; apropo filmów, które "padły" jego ofiarą to jeszcze lepszym przykładem jest "Kotka na gorącym blaszanym dachu". W pierwowzorze teatralnym główny bohater jest gejem, co w filmie skrzętnie ukryto.

użytkownik usunięty
denticulatus

Nie wiedziałam o "Kotce na gorącym blaszanym dachu"! Muszę koniecznie przeczytać sztuki Williamsa. Chociaż np. producenci "Przeminęło z wiatrem" złamali ten kodeks pamiętnym "Frankly my dear, I don't , ale zapłacili za to porządną sumkę.

ocenił(a) film na 7

"I don't give a damm" - tak to brzmiało.
Też o tym słyszałem. A swoją drogą jak wszedł kodeks ten w połowie lat 30 do USA to nie tylko miało to wpływ na powstające produkcje ale także na "poprawianie" filmów sprzed Kodeksu (trochę sobie czasami pozwalano, np. w rozśpiewanych voudevillach z początku lat 30 często panie chodziły niemal w samej bieliźnie). Zdarzały się potem przypadki wycinania poszczególnych scen z filmów (te sceny po wycofaniu kodeksów oczywiście wróciły) ale przez jakiś czas filmy były nieco okrojone. Jest taka scena w "Ben Hurze" z 1925 gdzie krótko panie paradują z odsłoniętymi biustami; to tez było wycięte.

użytkownik usunięty
denticulatus

Tak, pomyliłam się - "Kochanie, nic mnie to już nie obchodzi" :D. Robiąc to reżyserem może kierowała chęć promocji filmu albo wnikliwego oddania treści książki. Podobno po usłyszeniu tego cytatu oburzeni ludzie poczęli opuszczać sale kinowe.
Rzeczywiście, słyszałam o tych "poprawkach", ale wydaje mi się że tyczyły się one bardziej musicali i widowisk estradowych, bo ostatecznie trudno byłoby ukryć ( a przede wszystkim niezręcznie ) poprawki dużych filmów.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 7

Zgadzam się z tym, aczkolwiek jest też słynna scena ze "Znaku krzyża" z 1932 (kapiąca się Claudette Colbert jako Popea); film nie był musicalem i scena była przez lata wycięta. Ale faktycznie najwięcej zajmowano się musicalami, bo od początku gdy do głównego nurtu kina wszedł dźwięk to musicale zarówno jeśli chodzi o te główne jak i niszowe produkcje przejęły na parę lat główny ster i trochę w tych naprawdę rozśpiewanych widowiskach pozwalano sobie na trochę. Inna sprawa, że trochę w późniejszym okresie, gdy w kinie amerykańskim obowiązywał kodeks to trochę już przesadzono z tym purytańskim podejściem w filmach.

ocenił(a) film na 10

Haysa:) Obowiązywał od 1930 do 1968.

ocenił(a) film na 7
sceptyk

Może film nie jest kiczowaty, lecz jak na te wszystkie zachwyty nad filmem to SZAŁU nie ma.

ocenił(a) film na 10
sceptyk

Ponieważ ta imprezująca panienka nigdy nie zwymiotuje na dywan. I nawet, jak ją muszą wnosić po schodach, nie przeklina. Innymi słowy - imprezuje, ale z każdej sytuacji potrafi wybrnąć z wdziękiem.

TangoAndWaltz

Zawsze uratuje ją Hanibal z drużyny A.

ocenił(a) film na 10
TangoAndWaltz

Koszula z napisem <King Bruce Lee Karate Mistrz> przydaje się od czasu do czasu nawet najbardziej dziarskim dziewczynom.

TangoAndWaltz

Świetnie to ująłeś. Daję mocne 9* z tęsknoty za czasami, gdy dziewczyny potrafiły się bawić z wdziękiem i elegancją, a damą się było, a nie bywało.

ocenił(a) film na 6
sceptyk

zauważyłem że duz o osób ocenia film nie przez pryzmat tego czy jest dobry czy nie ale przez pryzmat tego że jest stary więc jak stary to klasyk jak klasyk to przeciez trzeba ocenic wysoko mimo iz co drugi przysypiał na nim albo wyłączył w połowie.Patrza że zajmuje wysokoa pozycję więc myslą sobie "jak dam niska ocene to ludzie pomyslą sobie że się nie znam - no a przecież się znam" .Duz o osób nie ma po prostu swojego zdania (czytaj jaj) co by je okazać na forum tracą
zupełnie obiektywizm .

ocenił(a) film na 3
sceptyk

Ludzie! Co to miało być?
Imprezki, rozpieszczona panienka?
Dlaczego ten film wywołuje takie podniecenie i uważany jest za klasyk?
--------------------------------
Dokładnie to samo czuje.
I to nie są jakieś pytania do wielbicieli i oczekiwanie wywodów i tłumaczeń.
To jest recenzja tego filmu.

ocenił(a) film na 6
sceptyk

Dobre pytanie, które zadaję sobie od lat. I chyba nigdy tego nie zrozumiem.

ocenił(a) film na 6
sceptyk

To jest po prostu głupia bajka.... o totalnej idiotce. Nakręcony w konwencji na prawdę sympatycznego filmu. Muzyka jest genialna, a Hepburn jest na prawdę piękna ale nic poza tym... jak dla mnie tytuł ten nie różni się niczym od "Legalnej blondynki". Oczywiście ma swój klimat i urok, a ja (jak i pewnie wielu ludzi) bardzo lubię stare amerykańskie kino. Przyjemnie się oglądało ale poziom idiotyzmu prezentowany przez bohaterów mnie tak bardzo irytował, że na pewno drugi raz nie sięgnę po ten tytuł. Ludzie, a zwłaszcza młode dziewczyny nie powinny przypadkiem oglądać tego filmu bo jeszcze na prawdę pomyślą, że rzeczywistość jest tak "bajkowa". W normalnych okolicznościach, a jakby kobieta się tak zachowywała dawno byłaby po kilku gwałtach i można byłoby nakręcić ciężki dramat o dziewczynie ze zniszczoną psychiką pracującą ciałem. Na miejscu tego Paul'a to nawet nie chciałbym nasrać na taką kobietę, a co dopiero z nią być. Ma to jak w banku, że jeszcze będzie przez nią płakał i taki typ baby prędzej czy później wróci do starych nawyków... prędzej czy później znajdzie sobie "bogatego męża". Na typ bohaterki jaką gra Hepburn wszyscy znamy tylko jedno określenie...

ocenił(a) film na 5
___ice___

"dla mnie ten film nie rózni sie niczym od legalnej blondynki"- Dziekuję, ta myśl siędziała u mnie w glowie od czasu obejrzenia tego filmu, ale nie umiałam jej ubrać w słowa i wyrazić :):):) Pozwól, ze ją zacytuję, jeśli ktoś kiedyś zapyta mnie o opinie na temat "Śniadania". Doskonałe porównanie :)

sceptyk

Zgadzam się w 100%. Zawsze miałam problem z tym filmem i nigdy nie rozumiałam fenomenu. Kilka dobrych dialogów, prosta milutka i głupiutka za razem fabuła sprawia, że jest to film dobry na raz. Najbardziej jednak nie mogę pojąć jak można zachwycać się Holly. Była irytująca. Totalna wariatka, jako mężczyzna wolałabym trzymać się od takich z dala. Wdzięk i klasę miała, owszem, ale była równie zakłamana co piękna. Urok to nie wszystko.
Tak jak już było wspomniane film ratuje Audrey - tylko i wyłącznie dlatego nie zjechałam z oceną niżej i daję 6/10.

sceptyk

Zgadzam się George Peppard też dobrze zagrał ale sam film jest nudny nie wiem co niektórzy w nim widzą.PRZEREKLAMOWANY film.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones