Już pierwsza część belgijskiej animacji do fabularnie błyskotliwych nie należała, ale miała przynajmniej chwytający najmłodszych za serce wdzięk. Tym razem podwodny mikrokosmos znów jest niby barwny, niby obfituje w postaci ekscentryczne i wyraziste (jak brzydki Szpecio, samozwańczy szef Bonzo z zadatkami na tyrana czy Lolek, homar z rozdwojeniem osobowości), a jednak wlecze się niemiłosiernie, upaja się kompletnie nietrafionymi żartami (na sali pełnej dzieciaków przez cały seans panowała niemal grobowa cisza!). I udowadnia, że twórcy potrafią tworzyć ładne obrazki, ale w pisaniu scenariuszy i dialogów polotem nie błysnęli. W sumie więc niekonieczny film o temperaturze wyłącznie letniej. Katastrofy nie ma, ale czy warto tracić z pociechami na seans czas: mam wątpliwości.