Ten film byłby ciut lepszy gdyby nie idiotyczne i całkowicie nieśmieszne impersonacje głosowe
sandlera. Po jaką cholerę on zawsze musi w każdym swoim filmie naśladować jakiś idiotyczny głos
przynajmniej parę razy?
Fabuła jest z kolei jest wyciągnięta z dupy króla debili. Gość przez to że przypadkowa laska
zobaczyła obrączkę jedzie na hawaje i zabiera tam rodzinę swojej asystentki uzurpującą jego byłą
żonę? Porażka. Większość czasu czułem się zażenowany podczas kolejnych nieudolnych prób
aktorstwa głównego bohatera, a także Nicka Stewardsona.
Ten film to pocisk złożony z chały i głupoty wymierzony w pospólstwo które i tak przełknie taki syf bo
facet co jakiś czas mówi głosem dziecka i zachowuje się tak "krejzi". Jeśli cenicie swój intelekt,
przestrzegam was, nie oglądajcie tego gwałtu na kinematografii! Nie sugerujcie się oceną ani ilością
głosów bo chyba wystawiały je jakieś mongoloidy z gimnazjum. Jest wiele innych "lekkich" komedii
przy których można się rozerwać a jednocześnie nie czuć się że autorzy traktują nas jak debili.
Ale się przejąłeś. To komedia, a nie dokument o życiu statystycznego Amerykanina. Wiadomo, że komedia nie musi być specjalnie logiczna, wystarczy, że będzie choć trochę śmieszna.
Zgadzam się. Ten film rozczarowuje. Nie wiem dlaczego jego średnia ocena jest aż tak wysoka. Jedynie ścieżka dźwiękowa jest fajna (THE POLICE i Sting). Scenariusz naciągany, bez logiki, wszyscy udają, że są kimś innym. Nie wydaje się to zabawne. W ogóle niektóre dialogi w tej komedii są wulgarne, a nie śmieszne. Coś w stylu "Jutro będzie futro" lub "American Pie". Nie jest to komedia w moim guście. Gra aktorska może być, choć oczekiwałem czegoś więcej. Obejrzałem, ale tylko z uwagi na Jennifer Aniston i Nicole Kidman.