jakiś samochód, ale nie dowiemy się jaki. Nie stać go na zapłacenie 75.000 franków (w złotych była to mniej więcej połowa tej kwoty) za operację. Musi się prosić swej ex- żony.
Akcja dzieje się gdzieś w okolicach roku 2000. Może jestem w błędzie, lecz wydaje mi się, iż wtedy już polscy medycy nie zarabiali aż tak źle. Oni już wtedy byli na dobrej drodze, by zasypać tę przepaść pomiędzy swoją sytuacją materialną a sytuacją zachodnich 'professionals'.
Primo: Odkąd to malutki przyczynek do dyskusji równa się recenzji czy choćby "pseudorecenzji"?
Secundo: Gdzie ty widzisz moją ocenę tego filmu? O ile mnie pamięć nie myli, to ja się powstrzymałem od wystawienia mu jakiejkolwiek oceny.
Tertio: Rozumiem, że niezgodność końcówek flesyjnych ("podstawy do wystawienia takieGO oceny") każdemu może się przytrafić, jeśli pisze szybciej, niźli myśli.
OK, wycofuję się z punktu drugiego. Wczoraj - z nieznanego powodu - nie wyświetlała mi się moja własna ocena.
Może nie oglądałeś uważnie, ale w scenie kiedy bohater przyjeżdża drugi raz do domu byłej żony wysiada z granatowego VW Golfa Mk2.
Ach, EMKADWA. Cóż, aż takim ekspertem motoryzacyjnym to ja nie jestem. Nie napisałeś jeszcze jak stary był ten Golfik oraz za ile w owym czasie się sprzedawał.
Tak czy owak, bohater przez lata nie dorobił się takiego autka, które mógłby spieniężyć w celu ratowania życia...
Wystarczyło, że wszedłem na pierwszą lepszą stronkę. Do eksperta mi daleko, ale VW Golfa poznałem bezbłędnie (w końcu to bardzo znany model). Nie byłem tylko pewien czy to była "dwójka" czy "jedynka". Pisałeś o tym, że nie wiemy jaki ma samochód. Nie trzeba znać marki, aby zauważyć, że jednak czymś przyjechał i nawet z niego wysiadł. A więc Twoja ironia w stosunku do mojej osoby jest absolutnie nie na miejscu.
Głównym tematem było pogodzenie bohatera ze zbliżającą się wielkimi krokami śmiercią oraz przygotowanie się do niej. Żył dosyć skromnie, miał zwykłe mieszkanie, jeździł przeciętnym jak na tamte czasy samochodem. Nie pamiętam też czy było coś o podziale majątku w trakcie rozwodu. Pieniądze jednak udało mu się zdobyć pożyczając je od żony, ale okazało się, że stan znacznie się pogorszył i nie mogli go operować we Francji. To co Ty zarzucasz filmowi to po prostu czepianie się pierdół. Mnie akurat ten temat w ogóle nie denerwował i się nad tym nie zastanawiałem.
Uznałem jednak, że film zasługuje tylko na 7+/10, głównie za świetną rolę Zapasiewicza. Nie poruszył mnie aż tak bardzo, ani też nie dał wielce do zastanowienia się nad swoim życiem. Reżyser skupił się bardziej na problemie, a historia była raczej prosta - zapewne o to chodziło.
Skoro "żył dosyć skromnie", skoro na bieżąco nie wydawał wiele, to tym bardziej się dziwię, iż nie miał jezcze uzbieranych głupich trzydziestu pięciu, góra czterdziestu tysięcy złotych - na ratowanie własnego życia. On-lekarz bynajmniej niepoczątkujący. Lecz musiał się swojej eks-żony prosić.
Jasne, realia to "pierdoły"...
Jakie realia? Skoro taka pierdoła przysłoniła Ci najważniejszą kwestię w filmie to nie mamy o czym pisać.
Nie trudno spostrzec, że akcja filmu dzieje się na początku lat 90. (stroje bohaterów, karetka, główny bohater wypomina koledze z pracy jego dawną działalność w Partii).
Jednak nie tak łatwo spostrzec i doszukać się początku lat 90. w filmie gdzie wątek telefonu komórkowego jako rzeczy powszechnie używanej pojawia się kilkakrotnie, po ulicach jeżdżą Golfy MK4 a była żona Tomasza mieszka w przaśnej willi z przełomu tysiąc leci.
A co w tym dziwnego? Nie wiem jaki był wtedy kurs franka, ale w 2000 pensje w Polsce były o wiele niższe niż obecnie. Nie każdy lekarz jest milionerem. Poza tym nie wiadomo kiedy ma miejsce akcja filmu, nie jest powiedziane, że właśnie w 2000 (rok produkcji). Bohater nie jest biedny, stać go na podróż dookoła świata z biurem podróży. Fakt posiadania małego mieszkania nic nie zmienia. Czy każdy kto ma pieniądze musi mieszkać w willi? Nie. Może nasz bohater lubi swoje małe mieszkanie? Może nie odkładał nie wiadomo ile pieniędzy i 75 tysięcy franków to dla niego duża kwota?