Jak zwykle, polscy dystrybutorzy chcieli się pochwalić, jakie to oni boskie tytuły tworzą, a zarazem zamaskować swój brak umiejętności skopiowania tytułu filmu i wklejenia do pieprzonego Google Tłumacza, która to umiejętność jest wszakże CZARNĄ MAGIĄ. Czuć w polskim tytule lata 80'-90', kiedy to zamiast „Terminatora” był „Elektroniczny morderca”, a zamiast „Dirty Dancing” „Wirujący seks”.
UIP, you had one job...
ONE
JOB
Tytuł nie ma byc fajny tylko ma przykuc uwage widza. I tutaj sie im udało jesli chodzi o mnie. 183 metry strachu daje do myslenia.
A wiesz, że nie ma takiego wyrazu jak przekonywujący? Śmiejesz się z błędów innych, a swoich nie dostrzegasz. ;)
cytat z PWN: Forma przekonywujący w tekstach pisanych – co więcej, drukowanych, a nie internetowych – występuje równie często, co forma przekonujący, a znacznie częściej niż przekonywający. Mimo to jest zwykle traktowana jako niepoprawna, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych wymienionych tu form. Myślę, że czas przyszedł, aby formę przekonywujący zaakceptować przynajmniej w tzw. normie potocznej. To samo dotyczy formy oddziaływujący, używanej na równi z oddziałujący i oddziaływający.
I co-zaakceptować 'przyszłem', 'zamkłeś' , 'w cudzysłowiu' dlatego, że gros nieuków i językowych ignorantów tak mówi? Nie tędy droga. Ja wiem, że to cięższa waga przestępstwa, ale schemat ten sam. Gdzieś pośrodku są twory typu 'bynajmniej' (zamiast 'przynajmniej'), 'przywiązywać uwagę' czy 'strasznie' w znaczeniu 'bardzo'... Przykłady można mnożyć. A jeśli się zna poprawną wersję, a ma się w sercu szscunek do polskiej mowy, to namawiałbym do poprawiania innych, gdy tylko się da, ja nie robię tego często, ale robię. Niech się ludzie uczą.
A słowo "szscunek" to jakaś nowość dla mnie... ale przecież nieukiem jestem. Do reszty tekstu też bym się przyczepiła, ale odpuszczę, bo jestem tu dla filmów... nie do wszczynania kłótni.
Twoja odpowiedź to ewidentna mielizna intelektualna, płycizna może też. Ewidentnie widać, że doszło do literówki, a ty się tego uczepiłaś. Żenujące i małostkowe zachowanie. Gardzę czymś takim. Miałem nadzieję na rzeczową dyskusję, ty odebrałaś to jako wszczynanie kłótni. Brak jakiejkolwiek płaszczyzny w sensie intelektualnym. Mimo wszystko życzę tobie dobrze, nie każdy musi nadawać na tych samych falach.
Są dwa znaczenia tego słowa, ale mielizna używany z dwukrotną częstotliwością :) Pozdrawiam
Jak mnie denerwują ludzie, którzy piszą takie bzdury...
Zdajesz sobie człowieku sprawę z tego, że dystrybutor filmu NIE TŁUMACZY tytułów filmów. Oddział dystrybucyjny w danym kraju nadaje swoją nazwę w damy kraju. UIP w USA nadał tytuł "The Shallow", a oddział polski lub europejski, "183 metry strachu" i to na pewno w porozumieniu z oddziałem UIP w stanach. Człowieku zrozum wreszcie, że nikt nie tłumaczy tytułów...
I tak jak napisałeś w kolejnym komentarzu, tytuł ma mieć sens, ale przede wszystkim oddziaływać na potencjalnego widza. A nie być bezmyślnym, słownikowym przetłumaczeniem.
Jeśli tłumacz google jest dla ciebie wykładnią, to brawo. Dołączyłeś właśnie do grona 2,5 miliarda debili, którzy święcie wierzą w bezskładniowy system tłumaczenia. Wpisz w tłumaczu google zdanie: "What eats your pet" i zobacz wynik. Bo wyraz Dog zapewne znasz (kto wpisze, zrozumie). Niestety ale tłumaczenia społecznościowe i translatory nie zastąpią zawodowych tłumaczy.
Spójrzmy, jaką inwencją wykazali się dystrybutorzy/tłumacze w innych krajach:
Włochy - Paradise Beach - Dentro l'incubo - coś jak - "Rajska plaża - w środku koszmaru"
Francja - Instinct de survie - chyba nie trzeba tłumaczyć ;)
Rosja - Отмель (Otmiel') - płycizna/mielizna (trzeba by zapytać Rosjanina czy słowo "Otmiel" - brzmi złowieszczo ;)
Hiszpania - Miedo profundo - Głębina strachu (?)
Nasze "183 metry..." nie wyglądają na tym tle jakoś fatalnie. Co więcej łatwo taki film znaleźć po tytule - bo obrazów zatytułowanych jako strach, piekło, koszmar itd. jest od metra ;)
Oczywiście mogłem przesadzić, bo jak do "metrów strachu" nie mam nic, to skąd te 183? W filmie jest podane czy coś?
W amerykańskim opisie filmu podane jest, że główną bohaterkę od brzegu dzieli dwieście jardów, czyli jakieś sto osiemdziesiąt trzy metry :p
Sorry, sorry ... , chyba że mila była morska ... , bo zielona! - To wtedy, tak z 1,8 km.
Ale wracając ... , 200 jardów to 182,88 m ( no niech będzie 183 ), czyli prawie jeden "kabel", który równa się 0,1 mili morskiej, czyli 185,2 metra ... .
Więc tytuł mógłby też brzmieć ... , "Prawie jeden kabek strachu" ... i wszystko jasne ... .
Pozdrawiam ...
Przed chwilą obejrzałem i jest scena w której bohaterka mówi sama do siebie "do brzegu mam jakieś 180m".
Prawdopodobnie w oryginale było "mam do brzegu jakieś 200 jardów", a tłumaczenie "mam do brzegu jakieś 183 metry" byłoby co najmniej śmieszne :p
Akurat znam osobę, która wymyśliła tytuł tego filmu. Zdecydowanie polski tytuł oddaje akcję.
Rozumiem ogólną krytykę,ale...Faktycznie,od kiedy istnieje Kino,tlumaczenia (czy raczej interpretacje) tytułów bywają,mówiąc delikatnie-kontrowersyjne. Tym niemniej czasem,może nawet częściej niz czasem oryginalne tytuły są:a) nieprzetlumaczalnymi idiomami lub b) wyjątkowo słabe,nieatrakcyjne lub nic nie mówiące. Tak jest w przypadku The Shallows"- "Płycizny",czy też "Mielizny" -czy to dobrze brzmi po polsku. I don't think so. Dobrze,ze został zmieniony. Mnie osobiście najbardziej drażni inny,nowy trend ostatnio,mianowicie brak jakiegokolwiek tlumaczenia tytulu. To jest dopiero chodzenie na łatwiznę.
w przypadku niektórych filmów jest to dobre zagranie, np. w przypadku "Broken Flowers". myślę też, że "Fight Club" brzmiałoby dużo lepiej, niż "Podziemny krąg" (;
Bardzo lubię tytuł "Fight Club",choć jednak zostawił bym chociaz polski podtytuł,poniewaz "Fight Club" kojarzy się z klubem bokserskim,a jak wiadomo z filmu był on czymś więcej.
mnie się nie kojarzy z klubem bokserskim (; myślę, że to kwestia odbiorcy, dla mnie z kolei tytuł "Podziemny krąg" brzmi jak horror.
Wcale nie jest to dobre zagranie. To że tytuł nie ma wersji językowej, albo jest ona średnia, nie znaczy, że nie można wymyślić świetnego tytułu.
Trzeba tłumaczyć jak najwięcej. Wszystko niemalże, za wyjątkiem nazw własnych (choć też nie zawsze). Inna sprawa, że trzeba to robić dobrze. Każdy tytuł można dobrze przetłumaczyć, ale nie zawsze się znajdzie ktoś kto potrafi to zrobić. I zawsze się znajdą malkontenci i zwyczajne patafiany, które nie potrafią dostrzec, że polski tytuł jest nawet lepszy niż tytuł pierwotny jak np. 'Wirujący seks".
W Polsce publika nie jest przyzwyczajona do intrygujących, wiele mówiących i ciekawych tytułów (poza ambitnymi polskimi produkcjami), w Stanach stoi to na wyższym artystycznie poziomie. Ale tytuł ma funkcje bardziej marketingowa niż artystyczną, dlatego spłycenie jest często zabiegiem świadomym i pożądanym.
serio? Wirujący Seks to jest dobry tytuł? błagam, nie róbmy festiwalu żenady. uważam język polski za ciekawy i mamy dużo bardzo dobrych wersji tytułów (wciąż nie nazwę tego "tłumaczeniami", bo nimi nie są), ale nie wszystko musi być "po naszemu". wiele słów, które funkcjonują w naszych słownikach jest obcego pochodzenia, połowy nawet nie jesteś pewnie świadom. tłumaczenie na siłę jest bardzo złym zabiegiem.