Bije na głowę przewidywalnego Avatara .
Mroczny , tajemniczy klimat . Film dla koneserów.
Wielu krytykuje filmy Kubricka gdyż nie do końca je rozumieją .
W tym filmie chyba nie wiedzą o co chodzi w ostatniej scenie .
Bowman, pod wpływem Monolitu, przechodzi do innego wymiaru. Z perspektywy obserwuje swoje starzenie się i śmierć, a potem odradza się jako dziecko.
Ale to jednak nie jest takie zwykłe, ziemskie dziecko. Normalne dzieci nie unoszą się w kosmosie!
Ja bym bardzo chciała usłyszeć jakąś naprawdę przekonującą interpretację zakończenia, dlatego tak drążę :) A dziecko jest wielkie, unosi się w kosmosie, i patrzy na Ziemię. To nie jest normalne. To domaga się interpretacji!
Porównałem te dwa filmy bo :
Odyseja to szczyt efektów tamtych lat - rewelacyjne do dziś
Avatar obecny szczyt techniki .
A po za tym zetknąłem się z opiniami że Avatar to najlepszy film Sci-Fi .
Po pierwsze: też uważam, że to najlepszy film s-f.
Po drugie: najlepszym wytłumaczeniem zakończenia filmu jest jego kontynuacja, w której wyjaśnia się czym ów monolit jest. Z pewnością więcej światła rzucają też dwie kolejne kontynuacje książkowe - 2061 i 3001, wszystkie cztery autorstwa A.C.Clarke.
Po trzecie: porównanie do Avatara raczej zbędne, to inna skala filmów, inny rodzaj.
Po czwarte: Avatar jest najlepszym filmem s-f (w węższej kategorii s-f "space opera"). Dla mnie też najlepszym filmem `rozrywkowo-przygodowym`.
Po piąte: w filmowym 2001 wspaniałe jest to, że pomimo 42 (!) lat na karku wizualna kreacja przestrzeni kosmicznej oraz tym bardziej ludzkich wytworów w niej umieszczonych budzi wielki podziw. To nadal kapitalny poziom realizacji.
10/10 i do ulubionych :)
"Po drugie: najlepszym wytłumaczeniem zakończenia filmu jest jego kontynuacja, w której wyjaśnia się czym ów monolit jest."
Nie przepadam. ^^
A ja właśnie uważam, że kontynuacja jest całkowicie zbędna i w ogóle udaję, że jej nie ma. Pomyślcie, czy ten film robił by nadal takie wrażenie, gdyby wszystko było w nim jasne ? Gdyby było dokładnie wiadomo, czym jest monolit, o co chodzi w zakończeniu, i np czy Hal miał prawdziwe emocje, czy tylko udawał? Może byłby to nadal dobry film, ale już nie arcydzieło, wg mnie.
A to na pewno fakt, że 2010 to film o wiele gorszy od 2001, choć jako sf dobrze się broni.
Część pierwsza dotknięta jest jednak talentem Kubricka, to inna klasa.
Co prawda książki 2001/2010 czytałem już dawno, a dwóch kolejnych nigdy, ale jednak skoro filmowa kontynuacja oparta jest o książkowy oryginał, to jednak tak ogólnie chyba można założyć, że tak miało być.
Artur C. Clarke to też nie w kij dmuchał :P
Dokładnie. Ja także pokochałem ten film, jak film symboliczny. Jak już wcześniej powiedziałem, książka czy sequel filmu to dla mnie dobre, ale jednam zwykłe twory sf. Film Kubricka natomiast to prawdziwe arcydzieło pełne wspaniałem symboliki. Gdyby Kubrcik chciał zrobić film do końca omówiony, zrobił by go, i film był by inny. Ale reżyser zrobił inaczej, i oto mamy arcydzieło przerastające wszelki możliwe słowa, w których można by opisać wrażenie, jakie na mnie ten film zrobił.
Porównanie tych dwóch filmów:
Odyseja jest miedzy planetarna,miedzy galaktyczna Avatar co najwyżej między kontynentalny to porównanie niech każdy interpretuje jak chce.Odyseja jak na tak stary(stary nie znaczy zły) film robi naprawdę wrażenie jeśli się bierze pod uwagę że wtedy nie było jeszcze tak dobrych komputerów(swoją drogą ciekawe jak oni te wizualizacje zrobili)i rewelacyjną moim zdaniem scenografie.Avatara też nie można nie doceniać za złożoność efektów ale w czasach gdzie po niedługim czasie od premiery AV filmy w 3d robią już Polacy technika tego filmu nie robi już takiego wrażenia.Odyseja była i jest filmem wyprzedzającym wszystkie o dekady,nadal robi bardzo dobre wrażenie.
Moim zdaniem raczej chodzi tutaj o starzenie się cywilizacji o jej termin. Monolit jest siłą stwórczą, tym do czego dąży nauka! To tak jak chęć poznania imienia Boga - nie można mieć namacalnych dowodów na istnienie credo, bo wtedy wiara nie miałaby najmniejszego sensu. Wydaje mi się, że w ostatniej scenie Kubrick pokazuje nam, że nie ma sensu próbować odnaleźć odpowiedź za życia, skoro i tak spotkamy się ze stwórcą w momencie śmierci - i tak jak starzeje się człowiek, nabiera mądrości poprzez doświadczenie, tak też cywilizacja staje się zbyt potężna i dojrzała, a kiedy odkrywa zbyt wiele jest głodna nagle poznania prawdy i poszukuje odpowiedzi kto stworzył wszechświat, kto nas samych wykreował, kto nauczył nas myśleć. Ten termin ważności się wyczerpał, a sił stwórcza, monolit, bóg czy też jakkolwiek to nazwiemy pośle nowy embrion gdzieś w przestrzeni, by dać szansę następnym ( tym bardziej, że embrion nie został wysłany na Ziemię, lecz na jakąś inną planetę - wystarczy się przyjrzeć kontynentom)
Ciekawe myślenie z tym monolitem,oglądałem ten film tylko raz i morze odebrałem go zbyt powierzchownie,film ma w sobie pewien niepokój zostawia refleksje ,zobaczę go jeszcze raz to napisze coś więcej .
Bo Kofwit wie, o co chodzi. Ja też wiem. Obaj wiemy. Chcesz dołączyć do naszego ekskluzywnego stowarzyszenia?
A w "Ofiarowaniu" Tarkowskiego kochankowie lewitują! To co, dziecko w kosmosie nie może się "unosić"? A kto powiedział, że to normalne dziecko? Zapewne jest nienormalne. I już. A w ogóle to cały ten film jest "nienormalny". Może dlatego tak go cenię, he, he.
Chcę! xD Ale najpierw musicie podzielić się ze mną tajemną wiedzą nt. unoszącego się w kosmosie dziecka, skoro to stowarzyszenie wiedzących, o co chodzi. :P
Ty się tak przedwcześnie nie ciesz. Wpierw trzeba przejść rytuał inicjacji. Co Ty myślisz, że wiedzę tajemną to rozdajemy jak Świadkowie Jehowy ulotki na ulicach?
A co do dzieci w kosmosie. Przypominam, że w kosmosie był już pies - Łajka, były tam także świnie i małpy. Co zatem dziwnego w tym, że i człowiek się tam w końcu wybrał? To normalne - jak pisze Woodju (skłońcie go do zmiany avatara na poprzedni!!!) - że dzieci latają w kosmosie. Latają i już! Jak nie dowierzasz, to proponuję zakup lunety na allegro; ostatnio widziałem dość dobre.
Dziecko to słońce ???????? W książce? W jakiej??? Bo nie w Athura C. Clarka. Chyba że już mnie pamięć zawodzi.
Nie będę się upierał, ale zdawało mi się, że w książcę powstała nowa gwiazda mająca "służyć" nowej planecie, którą Bowman zobaczył podczas swojej podróży do tego tajemniczego pomieszczenia pokazanego pod koniec filmu.
Ale mnie także pamięć może zawodzić. Tak zdaje mi się.
Z tą gwiazdką to była tylko ironia. Myślałem że ty z tym słońcem też ironizowałeś.
Natomiast jak było w książce nie pamiętam. :(
Nie była to ironia, nie z mojej strony. Tak mi się zdaje, że właśnie objawieniem nowego słońca kończył się twór Clarke'a. Pokazano to słońce jako dziecko, bo miał być to symbol nowego początku. Chyba....
Ale to słnce, które już jest, czy nowe słońce? Zresztą dziecko to dziecko (wiem, odważna interpretacja).
Nowe...chyba, bo już sam nie pamiętam. Gdyby dziecko było słońcem, to raczej nowym - bo dziecko. Dla mnie nowe. I nie, dziecko to nie dziecko, bo dziecko to słońce.
Można by puścić wodze fantazji i uznać (żeby nie mnożyć słońc ponad miarę :P), że dziecko to stare, czyli nasze Słońce, ale zarazem nowe, bo oglądamy po prostu początek naszej galaktyki. Historia zatoczyłaby wtedy fajne koło :) I pewnie dałoby się spokojnie obronić taką interpretację.
Można by. Ale co miało b to znaczyć? Że Uroboros jest "Kubrickową drogą do nieskończoności"?
A nawet poza nieskończoność!
Tak serio, to nie wiem, co miałoby znaczyć. Pomysł interpretacyjny wymaga jeszcze dopracowanie ;P
A dopracowanie wymaga ponownego obejżenia. Polecam taki sposób, gdyż za pierwszym razem na prawdę trudno znaleźć pewne niuanse. Mam nawet na ten temat wyrobioną skromną opinię. Za pierwszym razem do filmu podchodzi się...jak do filmu. Skupiamy się na pewnej powierzchownej całości, co w przypadku wielu filmów wystarcza. Ale kiedy zorientujemy się, że film nie był taki oczywisty, można wreszcie, znając ogólną już całość, szukać ukrytych stron księgi.
Taaa..."Star Wars" to film nie sf, a fantasy, a "Dzień Świra" to nie komedia, a dramat. Gdyby na siłę dopatrywano się takich a takich cech w filmach, to nieal każdy musiał by być podporządkowany osiemnastu kategoriom.
"Odyseja Kosmiczna" to jak najbardziej film sf, bo pokazuje marzenia nauki.
Wszystko najlepiej zaszufladkować czarne albo białe: albo erotyczny albo familijny :) Pozdrawiam.
ja nadal nie rozumiem zakończenia i w sumie nie chcę - za każdym razem gdy oglądam ten film sycę oczy pięknymi zdjęciami
praktycznie każdy jeden kadr mogłabym powiększyć, zrobić z niego obraz i powiesić na ścianie
"ja nadal nie rozumiem zakończenia i w sumie nie chcę"- moooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooc...
I dobrze. Ludzie, którzy chcą za wszelką cenę zrozumieć każdą scenę niech oglądają sobie Klan.
Ma Pan w zupełności rację!!! "Odyseja kosmiczna" to majstersztyk nie tylko gatunku sci-fi, ale i kina w ogóle! Wspaniała muzyka, rewelacyjne zdjęcia, powalające efekty i scenografia - to tylko niektóre z zalet tego arcydzieła!