Postacie napisane są strasznie sztucznie.
Na początku filmu widzimy Selene jako kobietę kompletnie wyzutą z emocji. Bez wahania zabiła kolegę z którym spędziła wiele dni. Później następuje jakaś magiczna transformacja. Selena staje się kochającą przyjaciółką, niemal matką dla osieroconej dziewczynki. Płacze, gdy żołnierze zabijają ojca dziewczynki, którą poznała dwa dni wcześniej.
A teraz coś co występuje prawie w każdym filmie i jak dla mnie jest szczytem debilizmu.
Główny bohater, który w życiu codziennym był kurierem w ciągu tygodnia przeobraża się w dziką bestię. Skacze po budynkach, planuje zamach, zabija ludzi... Staje się hybrydą Spidermana Batmana i (kto wie) może jeszcze Kobiety Kot. WYBIŁ CAŁY ODDZIAŁ ŻOŁNIERZY!!! Czy pisałem już że w przeszłości był kurierem?
Zachowanie wojskowych jest szczytem debilizmu. Pomijając fakt że wyładowują bezsensownie amunicję w powietrze, to jeszcze zachowują się agresywniej niż zombie. Mordują nawet samych siebie
I jeszcze moja całkowicie subiektywna uwaga. Obejrzałem ten film z myślą, że zobaczę grupę ludzi walczących z zombie. Zamiast tego zobaczyłem grupę ludzi walczących z ludźmi...
Jim nie wybił całego oddziału, tylko bodajże 3-óch żołnierzy w tym kucharz sam przez przypadek nadział się na bagnet, resztę wojska przetrzebili zainfekowani. Czemu Jima nazywasz Spidermanem? Jakoś wyjątkowym parkurem się nie wykazywał :P Dalej- wojskowym odbiło ze względu na okoliczności, w końcu myśleli, że nastąpił koniec świata, ale przecież między sobą nie byli agresywni, chcieli tylko zachować dla siebie kobiety, sceny gdzieby wystrzeliwali ammo w powietrze nie kojarze, możesz mi podpowiedzieć o ile taka była.
Kończąc- to jest typowy film o zombie(tam nawet zombie nie ma tak na marginesie...) a właśnie o przetrwaniu ludzi w ekstremalnych warunkach i świetnie pokazuje jak zmieniają się ludzie w obliczu tragedii. :)
Pozdro!
"Obejrzałem ten film z myślą, że zobaczę grupę ludzi walczących z zombie. Zamiast tego zobaczyłem grupę ludzi walczących z ludźmi..."
To akurat byłby strasznie miodny zabieg... gdyby całość nie była takim gniotem.
Gdzieś od połowy przysypiałem a w "wielkim finale" patrzyłem na wszystko tylko nie na ekran.
A zdarza mi się to naprawdę niezwykle rzadko i zawsze daję filmowi szansę do końca. Z tym przegrałem.