Obejrzę "Adwokata" z ciekawości i porównam który lepszy.
Dzięki wielkie, właśnie sobie pobrałam i wieczorkiem obejrzę, mam wszystkie filmy Johna tego mi brakowało.
Eryn jest jednak wygladzoną historyjka ze mozna wszystko.
Civil action jest zaś opowiescia o tym, czym jest praca prawnika procesowego. Każdego, nie tylko w stanach, choc na kontynencie nie sponsoruje sie hipotekami wlasnych domów procesu odszkodowawczego (choc czy aby na pewno? przy np. w miare pewnych 250 k do wyciagniecia i z tego 50 k wynagrodzenia pewno niejeden by z 10k wlozyl w sprawe).
Tu proces wyglada tak, jak zaden pełnomocnik powoda by nie chcial - ciagnie sie, przedluza, zeznania są w cały swiat, przeciwnik mardze sie broni i madrze czeka, co bedzie, a zwlaszcza kiedy bedzie, nie wiadomo.
I do tego te wszystkie male zdjecia, w rodzaju duvall o niezadawaniu swiadkom przeciwnika pytań, na ktore nie wie sie, co swiadek odpowie. Plus koncówka z naciskiem na to, ze ta praca nigdy sie nie konczy, jeden proces sie konczy, zaczyna sie cos innego, wieczny nurt przegranych i wygranych, za ktormyi ida kolejne, i ktore zawsze znowu moga się rozpalic z tej czy innej przyczyny.