Totalne nieporozumienie Ridleya Scotta . Pseudofilozoficzne bzdury odziane w płaszczyk sensacji . Tylko Diaz broni się swoją rolą .
może nie był bym taki okrutny - w filmie trzeba by tylko inne zakończenie wymyślić.
Mnie się film bbardzo podobał ale zdruzgotało mnie właśnie zakończenie. Ten właśnie pseudofilozoficzny monolog pasuje tu jak kwiatek do kożucha. Po 2 godzinach umiejętnego przeplatania kilku wątków R.Scott daje dupy jakby nie miał pomysłu na zakończenie.
Przecież ten adwokat nie jest głupi ma jakieś doświadczenie, ma jakichś kolegów , znajomych , może nawet przyjaciół razem coś by wymyślili.
A on się zachowuje jak student nie znający życia i jak taka dupa pakuje się i ucieka do jakiegoś obskurnego hoteliku i płacze.
No coś tu nie gra.
Diaz tak super (czarny charakter) - ale inni też genialni.