Dzieckiem dawno nie jestem, a nie mogę wyjść z zachwytu. Caly czas nucę "A Whole New World". Przepiękna muzyka, świetna animacja, zabawna, z ikrą, z pomysłem.
Zgoda, też lubię "Aladyna" za to co wymieniłaś, tylko że jak dla mnie za dużo tu odniesień do współczesności i filmów, a za mało arabskości. Ta historia nie wydaje się dziać ani dawno temu, ani w Arabii. Aladyn stwierdza, że to okropne, że sułtan zmusza córkę do małżeństwa - a przecież w Arabii takie zmuszanie to zawsze była normalna rzecz i nikogo nie raziła.
Lubię Jasminę, choć ta też nie sprawia wrażenie Arabki, i Agrabah nie wygląda jak arabskie miasto.
Żarty dżina są zabawne, ale bardziej przypominają te ze "Shreka" (dwóch scenarzystów "Aladyna" pracowało potem przy scenariuszu "Shreka", i to widać) niż z dawnej baśni z Tysiąca i Jednej Nocy.
I była mała dziura w fabule, mianowicie po opuszczeniu zapadniętej jaskini cudów dżin zapowiadał, że od teraz koniec z darmochą, a mimo to później uratował Aladyna przed utopieniem, choć ten nie wypowiedział życzenia, potem wyrwał pałac sułtana z fundamentów mimo że Dżafar nie wypowiedział takiego życzenia. Gdyby ilość życzeń się zgadzała, Dżafar musiałby poprzestać na podniesieniu pałacu sułtana i nie mógłby zażądać zostania najpotężniejszym dżinem.
Oczywiście te wady nie oznaczają, że nie lubię "Aladyna" - lubię, twórcy włożyli w film wiele pracy i serca, historia wciąga, muzyka i piosenki na długo zostają w pamięci, i jest sporo do podziwiania.