Ambassada to teatr telewizji pokazywany jako film fabularny zapewne dlatego, że nie ma w Polsce aktorskiej pary bliźniaków. Ale gdyby tacy się pojawili, natychmiast należy powrócić z Ambassadą do teatru. A w żywym teatrze Ambassada byłaby hitem - widownia patrząc na scenę cały czas uczestniczy w zgadywance, który aktor jest teraz kim i na każdym spektaklu znalazłby inną odpowiedź.
Mam pretensję do Machulskiego o ostatnie dwie sceny, już po zbombardowaniu ambasady. W nich Warszawa to światowa metropolia z kalkami wieżowców z całego realnego świata wypełniona drobnymi, sympatycznymi geszefciarzami, dla których szczytem możliwości jest ich własna potrawka z gęsi. Ten egzotyczny kontrast to niedoróbka scenariuszowa!!! Przy większym wysiłku i większym czasie filmu-teatru mogły być dwie sceny po przenosinach w czasie. O pisarzu z XXI wieku, który musi udawać agenta polskiego wywiadu w połowie wieku XX z żoną Niemką z niemieckiej ambasady. O agencie polskiego wywiadu, który musi udawać pisarza i którego z nową rzeczywistością łączy tylko ekscentryczna żona.