Niestety z jakiegoś powodu zbudowałem sobie pewne oczekiwania wobec tak głośno wychodzącego filmu, który w dodatku miał opowiadać historię w klimacie, który w większości przypadków łykam jak ciepłe bułeczki.
Jakie było moje rozczarowanie :( Czego można spodziewać się po filmie zatytułowanym "American Honey"? No niestety wylewającego się z ekrany amerykanizmu pod każdą postacią. W tym negatywnym sensie.
Fabuły w tym filmie jest na jakieś 12 minut, cała reszta to wypychanie całości dobrze nakręconymi zdjęciami nie znaczących nic zdarzeń. Biorąc pod uwagę długość seansu wątki można było rozwinąć sto razy lepiej.
I do tego ta muzyka :( Okropnie źle współgra wg mnie z całościowym klimatem.
Bardzo zmarnowany potencjał
Dobre zdjęcia, do nich odpowiednia muzyka... i tyle. To jak rozdęty do monstrualnych granic klip, a ja liczyłem na film. Nie wiem na co liczyłem - rozwój akcji, jakiś przekaz, nagły zwrot w punkcie kulminacyjnym? Niczego takiego się nie doczekałem. Film mógłby trwać jeszcze godzinę/dwie, albo skończyć się po 30 minutach. Nie byłoby żadnej różnicy. Wynudziłem się i po prostu zmarnowałem czas. Bywa.
Ja ma zupełnie inne wrażenie. O takich filmach mówię: fabułę można opowiedzieć w trzech, dosłownie, zdaniach. Ale przez te 2,5 godziny nie miałam ani raz wrażenia, że któraś scena była zbędna albo za długa.
Lubię "kino drogi", w szerokim tego słowa znaczeniu, ale akurat "American Honey" mnie nie wciągnął. Nie byłem ciekaw co będzie dalej, jak potoczy się akcja. Tak to jest, że dany obraz ludzie odbierają w różny sposób. Bywa, że ten sam film jedni ocenią na "10", a drudzy na "1" czy "2".