Najbardziej zaskoczył mnie chyba Christian Bale, którego kreacja była dalece różna od wszystkich filmów, w jakich go widziałem. Czasami wręcz byłem na niego zły za jego wycofaną postawę. Dopiero z czasem dostrzegłem zalety tej postaci - a w końcówce - jej siłę. Bardzo ciekawa kreacja.
Bradley Cooper ma dość charakterystyczną ekspresję i dostrzegałem zachowania oraz sposób wyrażania się, który widziałem już wcześniej. Niemniej uważam, że dobrze zagrał swoją rolę.
Drugim, dużym zaskoczeniem dla mnie była kreacja Amy Adams - pomijając jej ogromne dekolty i wiecznie widoczne połówki piersi (co do czego nie miałem absolutnie nic przeciwko;), widać w tym filmie jak przepiękną jest kobietą (twarz, oczy). Aktorstwo oczywiście w jej wykonaniu na najwyższym poziomie. Jest to w mojej ocenie niesamowita aktorka. Wielu mogłoby się od nie bardzo dużo nauczyć.
I wreszcie Jennifer Lawrence, która również w genialny sposób stworzyła postać kobiety, która jest dogłębnie zdegenerowana bezczynnością i ciągłym przesiadywaniem w domu. Oderwana od rzeczywistości, żyjąca w swoim, równoległym świecie, nie rozumiejąca do końca wagi ani powagi konsekwencji swych działań. Filmowa Rosalyn jest kobietą pustą, powierzchowną, która przeżywa i doświadcza równie pustych i powierzchownych uczuć.
Film polecam każdemu, kto ceni skomplikowane relacje międzyludzkie oraz niełatwe, wybory życiowe, z których żaden nie jest "idealny".
Mało tego, każda kreacja jest ciekawą manifestacją absurdu. Bale - szwindlarz z wyrzutami sumienia za... okantowanie kumpla. Bradley - (to już chyba archetyp) przedstawiciel prawa ponad prawem; Amy - wierna podlotka; Lawrence - (blondynka pełną gębą) dla miłości zabije nawet miłość. Każdy ma swoje pięć minut.