Generalnie film zdecydowanie mi się podobał. Piękne ujęcia, porządnie przedstawiona sylwetka postaci. Boli mnie jedynie zakończenie, a dokładniej brak umotywowania męża Ruby. Potrafię zrozumieć, że fakt, iż jego żona w znacznej części straciła możliwość pełnienia funkcji seksualnej mógł go mocno zirytować, ale żeby od razu przechodzić w tryb masakry? Gruba przesada. Ale może po prostu nie doceniam męskiego popędu seksualnego?
Mi też jego wkurzenie tu nie pasuje. Dlaczego wyżył się na Mary? Przecież ona Ruby do niczego nie zmusiła o_O.
Bo facet doznał szoku i chciał się wyżyć na tym, kto do tego doprowadził. Jak można pisać o braku umotywowania :D Poza tym co z tego, że nie zmusiła - on przecież nie pytał, nie było żadnych dokumentów, żadnej zgody na piśmie itp. Moim zdaniem ten akurat wątek był dość realistyczny.
On nie chciał się wyżyć, tylko ją zamordować. Mi to się kupy nie trzyma, tym bardziej, że masakryczna twarz Ruby mówiła sama za siebie i on był oswojony z tymi przeróbkami.
A mnie to się jak najbardziej trzyma. To tak samo jak np. zdradzona kobieta rzuca się na tą drugą zamiast na partnera, który zdradził, jakby to nie on był bardziej winny. Ludzie po prostu tak działają, łatwiej zrzucić winę na kogoś obcego niż na osobę którą się kocha.
Też mnie to wkurzyło. Strasznie mnie zdziwiła jego reakcja, jakby to co dotychczas robiła żona ze swoim ciałem było normalne. Czy gość, który ożenił się z wariatką przerabiającą siebie na lalkę Barbie, nie powinien przewidzieć zabiegu usuwania sutków i waginy? Jak ja usłyszałem prośbę Ruby o zabieg, wcale mnie to nie zdziwiło patrząc na ideały jakimi się kierowała. Btw To strasznie banalne i wymuszone zakończenie, jakby twórcom brakowało pomysłów.