Anioł w Krakowie/film/Anio%C5%82+w+Krakowie-2002-341122002
pressbook
Inne
O filmie
Film opowiada o losach Anioła Giordano (Krzysztof Globisz), który za zbyt częste kontakty z ludźmi w Czyścu, fascynację rock and rollem i w ogóle skandaliczne jak na anioła prowadzenie się w Niebie zostaje zesłany na Ziemię, gdzie ma pomagać ludziom, czyniąc codziennie choć jeden dobry uczynek. Pod okiem najlepszych nauczycieli przechodzi konieczny trening i wyrusza na Ziemię. Jednak w wyniku intrygi zamiast trafić do Hollandii, Giordano ląduje pod Krakowem. W oczekiwaniu na przerzut do "kraju tulipanów" poznaje miasto i ludzi. Klimat i atmosfera miejsca tak go oczarowują, że w rozmowie z "Górą" deklaruje chęć pozostania tam, gdzie jest. Spotkany w parku kloszard (Jerzy Trela) pomaga aniołowi znaleźć nocleg. Dzięki niemu Giordano poznaje Hankę - dziewczynę samotnie wychowującą dziecko, która zarabia na życie sprzedając kiełbaski na jednej z krakowskich ulic. Giordano dzielnie wspiera Hankę, a ona, mimo iż ma go za dziwaka, nabiera do niego zaufania i pozwala mu zostać dłużej.
O produkcji
Zdjęcia do filmu powstały w Limanowej, w pobliżu Słomnik i w centrum Krakowa. Kwitnący sad jabłoni udawał Niebo, Pałac Sztuki przemienił się w Czyściec, a szkołę anielską, gdzie Giordano pobiera nauki, zrobiono w zabytkowym kapitularzu klasztoru oo. Dominikanów. Jak na pełnometrażowy film fabularny Anioł w Krakowie powstał bardzo szybko - w niewiele ponad miesiąc. Zdjęcia kręcono w maju, lipcu i październiku 2001 r. oraz styczniu 2002. W 2002 r. na festiwalu "Prowincjonalia" we Wrześni, Anioł w Krakowie otrzymał trzy stauetki. "Jańcio Wodnika" - nagrodę główną za najlepszy filmu festiwalu odebrał Artur Więcek "Baron". Krzysztofowi Globiszowi przyznano nagrodę dla najlepszego aktora. Uhonorowano też kompozytora, Abla Korzeniowskiego, za najlepszą muzykę.
Scenariusz
Scenariusz Anioła w Krakowie napisali wspólnie Artur Więcek "Baron" i Witold Bereś. Z Witkiem współpracujemy od lat, znamy się jak "stare konie" i spędzamy ze sobą dużo czasu - mówi reżyser. - Chodzimy na mecze "Wisły", gramy w badmintona, rozmawiamy o "Starych karabinach" - po prostu przyjaźnimy się. Przyjaciele do każdego projektu podchodzą inaczej. Czasem piszą razem, czasem dzielą się i piszą osobno, a poprawki nanoszą wspólnie. Bywa tak, że Witold Bereś pisze treatment a Artur Więcek sceny lub odcinki. Pracując nad scenariuszem "Anioła w Krakowie" było jeszcze inaczej. Ja zająłem się napisaniem tekstu. Witek przyjął ważną rolę "izby wyższej" - radził, co jego zdaniem jest za mądre, co za głupie, co by skrócił, co wydłużył. Mówił, w których momentach płacze i popłakałby więcej, a w których się śmieje. Miał większy dystans i mógł lepiej ocenić całość. Natomiast w pracy nad samym filmem koledzy ustalili wyraźny podział ról i każdy zajmował się tym, co do niego należy. "Baron" reżyserował, bo świetnie to potrafi, a mnie to nudzi - ja produkowałem, bo "Baron" tego nie znosi, a mnie to daje kopa z adrenaliną - mówi Witold Bereś. Obaj panowie mieli do siebie pełne zaufanie i starali się nie wchodzić sobie w paradę. Dobra współpraca polega w równym stopniu na przyjaźni i zaufaniu, co na rzetelnym i profesjonalnym wykonywamiu swojej roboty - poczuciu, że umiemy robić dobrze to, za co bierzemy odpowiedzialność - dodaje Artur Więcek.
Pieniądze
Zanim jednak w maju 2001 r. padł pierwszy klaps, trzeba było zebrać odpowiednią ilość funduszy. Pojawił się bardzo poważny, jak się na początku wydawało, sponsor, który obiecał wyłożyć lwią część potrzebnej sumy. Potem jednak okazało się, że była to tylko piękna obietnica i filmowcy zostali na lodzie, bez pieniedzy, a termin zdjęć zbliżał się bardzo szybko. Bereś wziął więc pieniądze żony i tak zaczęliśmy - opowiada "Baron". Zanim udało się dotrzeć do głównych sponsorów filmu panowie odwiedzili setki firm, fundacji i instytucji, które mogłyby wesprzeć ich projekt. Byli nawet w fabryce młotków. Spotkaliśmy kilku bardzo poważnie wyglądających panów - opowiada Wiold Bereś, - garnitury od Armaniego, sekretarki w mini, wielkie biura. Przy sobie mają 200 000, natychmiast mogą dać. Później okazywało się, że przez tydzień chcieli być ważnymi ludźmi. Wreszcie znaleźli się dwaj wielcy, prawdziwi sponsorzy: Bank PKO BP i PZU Życie. Gdyby nie oni, do tej pory ukrywalibyśmy się przed wierzycielami - mówi Bereś. Jednocześnie władze Krakowa zachwyciły się projektem, rozumiejąc, że taki film to promocja miasta - wszystko dzieje się w Krakowie, grają krakowscy aktorzy, występują prawdziwe krakowskie postacie. Miasto więc dało trochę pieniędzy i objęło film patronatem. Znaleźliśmy też innych sponsorów na drobniejsze wydatki - dodaje Bereś.
Ksiądz Józef Tischner
Obaj przyznają, że spotkali w swoim życiu prawdziwego anioła. Był nim ksiądz Józef Tischner. Za jego błogosławieństwem zrobili Historię filozofii po góralsku. Zrazu trapił się, jak napiszemy scenariusz i czy reżyser podoła - wspominają Bereś i "Baron". - Potem sam podpowiedział, by jego, Narratora, zagrał Jerzy Trela. Kiedy obejrzał odcinki, powiedział: "Aż nie wiedziałem, że taką dobrą książkę napisałem" i dodał: "Ale udał nam się ten reżyser! No i ten Trela - gada jak ja." Anioł w krakowie nie powstałby, gdyby "Baron" i Bereś nie poznali księdza profesora. Nasz filmowy bohater jest takim trochę Tischnerem - aniołem w ziemskiej powłoce - mówi Artur Więcek. - Z Tischnera jest zaczerpnięty opis naszego bohatera. Archanioł Rafael tak zwraca się do niego: "Na ziemi mówią: chłop jak anioł, a z ciebie anioł jak chłop!" Reżyser i ekipa - w większości ta sama, która realizowała Historie filozofii po góralsku - żartowali, iż ksiądz profesor czuwa i pilnuje w niebie ich spraw. I ktoś rzeczywiście czuwał nad nami - mówi Artur Więcek. - Robiliśmy ten film w czasie powodzi - miasto było prawie całe zalane, ciągłe deszcze, ale jak potrzebowaliśmy pół dnia bez ulewy, to tak było. W końcu tak żonglowaliśmy kolejnością kręcenia poszczególnych scen, że zostały nam już tylko plenery, które koniecznie musiały się odbyć w pełnym słońcu. Wszystkie prognozy mówiły, że będzie lało jak z cebra. A co się okazuje? Na ostanie trzy dni wychodzi słońce i na niebie ani jednej chmurki.
Aktorzy
W rolę Anioła Giordano wcielił się Krzysztof Globisz, z którym "Baron" i Bereś zetknęli się przy realizacji Historii filozofii po góralsku. Postać Anioła Giordano od początku pisana była "pod Krzysia" - mówi Artur Więcek. - Z tak szerokim aktorskim emploi, z duszą dziecka i charakterem "czupurka", jest on jedynym aktorem w Polsce, który z pewną dozą koniecznej naiwności, mógł zagrać tak skomplikowaną i trudną rolę. Gdyby Krzysztof Globisz nie został aktorem, na pewno byłby aniołem. Aktor zdawał sobie sprawę z tego, że główny bohater ma wiele współnego z nim samym. Mam wrażenie, że Bereś i "Baron" pisząc scenariusz myśleli o mnie - mówi Krzysztof Globisz. - Chyba dobrze mnie poznali podczas zdjęć do "Historii filozofii po góralsku": Mój sposób bycia, reakcje, ale i przywary czy słabości. Pisząc scenariusz chyba w dużym stopniu wykorzystali tę wiedzę. Krzysztof Globisz bardzo chwali sobie pracę na planie Anioła w Krakowie. Artur Więcek "Baron" jest najlepszym przykładem tego, że ukończone fakultety nie są żadnym gwarantem artystycznej wrażliwości, a ich brak oznacza jakąś ułomność. Artur, o ile mi wiadomo, nie ma specjalistycznego wykształcenia filmowego poza praktyką, wielkim zamiłowaniem, ogromną pasją i talentem, którego można życzyć wielu zawodowym filmowcom. Przyjmując rolę Anioła Giordano, wiedziałem czego mogę się spodziewać i nie pomyliłem się. Artur był bardzo dobrze przygotowany, konsekwenty i stanowczy. To nie jest bez znaczenia szczególnie wtedy, gdy jest mało czasu i niemal każda minuta jest cenna. W roli Hanki, której pomaga Anioł Giordano, wystąpiła Ewa Kaim. Hanka sama wychowuje małego chłopca, boryka się z wieloma problemami - mówi o swojej postaci. - Jednak nie robi z tego dramatu. Mimo trudności jest spontaniczna, bezpośrednia i ma ogromną energię do życia. Właśnie dziecko daje jej największą siłę. Jest z nim bardzo związana, ale jednocześnie potrafi dać mu dużo swobody, zaufać mu... W Aniele w Krakowie Ewa Kaim zagrała swoją pierwszą dużą rolę filmową. Przede wszystkim gram w teatrze. Jestem na stałe zwiazana z Teatrem Starym. Do tej pory grałam małe role w filmach i większe w Teatrze Telewizji. Od dawna chciałam spróbować swoich sił w filmie. Jak sama przyznaje, w pracy nad rolą bardzo pomógł jej Krzysztof Globisz. Mam na myśli przede wszystkim umiejętność koncentracji - mówi aktorka. - W teatrze buduje się postać o wiele dłużej, w trakcie kilku miesięcy prób. W filmie z reguły nie ma prób przed zdjęciami. Krzysztof, który ma również ogromne doświadczenie teatralne, spokojnie i cierpliwie uczył mnie różnych sposobów "filmowej" koncentracji. Aktorka na najtrudniejsze sceny natknęłą się od razu na początku. Z powodu nagłej zmiany pogody zmienił się harmonogram zdjęć. Postanowiono zacząć od scen ze mną, które według wcześniejszego planu miały być kręcone kilka dni później - mówi Ewa Kaim. - Niestety nie miałam wystarczająco utrwalonego tekstu i często myliłam się. To był dla mnie największy stres. Nie mam jeszcze takiego doświadczenia, by skutecznie ukryć zdenerwowanie. Potem już było "z górki". Aktorka jest bardzo zadowolona ze swojej pracy. Myślę, że udało się nam zrobić piękny film, w którym dowcipnie i z miłością mówi się o człowieku - o jego wadach i ułomnościach. Jedną z najbardziej zabawnych i barwnych postaci filmu jest kloszard. W tej roli widzowie zobaczą Jerzego Trelę. Kloszard to postać epizodyczna - mówi wybitny aktor. - Jest trochę śmieszny, trochę opryskliwy, czasem agresywny, ale potrafi być najlepszym kumplem. Chyba wszędzie można spotkać takiego typa. Ja chciałem nadać mu trochę rysów charakterystycznych dla krakowskiego dziwaka. W Krakowie jest wielu wspaniałych, cudownych ludzi, ale paru dziwaków też się znajdzie, i to bardzo szczególnych. Jerzy Trela po raz pierwszy spotkał się z Arturem Więckiem i Witoldem Beresiem na planie Historii filozofii po góralsku, w której zagrał postać Narratora. Zrobiliśmy wspólnie szesnaście odcinków - mówi Jerzy Trela. - Podoba mi się ich subtelne poczucie humoru. "Baron" i Bereś czują, że humoru nie trzeba krzesać siekierą i śmiało można użyć jakiegoś bardziej delikatnego narzędzia. Wtedy jest szansa, że powstanie komedia bliższa Woody`emu Allenowi niż... No nie chcę mówić komu... Na planie Anioła w Krakowie pracowałem ze świetną ekipą - podkreśla Jerzy Trela. - To są cudowni ludzie - wszyscy, i scenarzysta, i reżyser i operator, który jest moim synem. Ze wszystkimi dogadywałem się bardzo dobrze. Szanuję ich i cenię za to, że szukają swojej drogi, że nie ulegają pokusom - że szukają swojego świata i chcą zrealizować własne marzenia. Andrzej Franczyk wcielił się w postać Zdzisława, który z żoną jedzie do miasta, gdzie w sądzie ma się odbyć ich sprawa rozwodowa. Zdzisław jest miłośnikiem przyrody, naukowcem bardzo skupionym na swojej pasji - opisuje swoją postać Andrzej Franczyk. - Brak przebojowości jest głównym zarzutem ze strony jego żony. W trakcie jednej z rozmów z reżyserem aktor zaproponował, by Zdzisław do naprawy silnika użył... patyka. Tak sobie wyobrażałem jego bezradność po tym jak otwiera maskę i nie wie, co tym razem nawaliło - mówi Andrzej Franczyk. Zapytany o charakter współpracy z reżyserem odpowiada: Mówił niewiele, ale treściwie. W jakimś sensie nawet nie odczuwałem jego obecności. Jednak stale miałem poczucie, że cały czas czuwa nad wszystkim. Tomas Schimscheiner wcielił się w postać króla rock and rolla. Elivis Presley uosabia wszystko co ludzkie - od ogromnego sukcesu do kompletnego załamania, od najdrobniejszych przewin do największych grzechów. W roli syna Hanki, wystąpił ośmioletni Kamil Bera. Mieliśmy ogromne szczęście - mówi Witold Bereś. - Wiadomo jak ciężko jest znaleźć dziecko, które dobrze zagra. A my bez specjalnego castingu i przygotowań trafiliśmy na Kamila, który zagrał rewelacyjnie. Z Witkiem Beresiem kierujemy się od dawna zasadą: po pierwsze - szukajmy wśród najlepszych, po drugie - szukajmy wśród przyjaciół i znajomych - mówi Artur Więcek. - Kamil jest pasierbem naszego przyjaciela, Piotra Ussa Wąsowicza, kierownika produkcji naszego filmu. Na tydzień przed zdjęciami Kamil dostał scenariusz i zaczął uczyć się swoich kwestii. Tuż przed pierwszym klapsem parogodzinną próbę generalną przeprowadził z ośmiolatkiem Tomasz Schimscheiner, filmowy Elvis Presley. Chłopiec od samego początku był bardzo zaangażowany w rolę, którą mu powierzono. Któregoś dnia stracił mleczny ząb. Jak mówi mama Kamila, chłopiec bardzo to przeżywał - bał się, że nie będzie mógł już zagrać w filmie. Mama nigdy wcześniej nie widziała swojego syna tak zdesperowanego. Powiedzieć, że Kamil to żywe i bardzo rozbrykane dziecko to tyle, co nazwać Micka Tysona niegrzecznym, ale miłym chłopczykiem - mówi Artur Więcek. - Kamil to wulkan niespożytej energii - wszędzie wejdzie, o wszystko zapyta, ma niewiarygodną wyobraźnię. Ciągle coś innego przykuwa jego uwagę. I właśnie ze skupieniem Kamil miał największe trudności. W scenach, gdzie wymagane było wyciszenie, utrzymanie wzroku w jednym punkcie, potrzebne było więcej cierpliwości i większa ilość dubli. Ale Kamil Bera to nieprzeciętnie zdolne dziecko - podkreśla reżyser. - Niesie ze sobą jakąś tajemnicę i ta tajemnica, błysk w oku, spontaniczność powodują, że przyciąga wzrok, jest prawdziwy. Praca z Kamilem to czasem duży wysiłek i jeszcze większa radość z końcowego efektu. W jeden ze scen syn Hanki opowiada dziwne historyjki, jak Kratka mówi do kratki albo Gulgocząca gula pyta guli. To wszystko są oryginalne teksty Kamila, wymyślane na żywo w trakcie ujęcia. Nakręcono kilka dubli, w których chłopiec za każdym razem opowiadał inną historię. W filmie w epizodycznych rolach wystąpiły postacie krakowskiej elity: felietoniści "Gazety Wyborczej" Witold Bereś i Jerzy Skoczylas, poeta Marcin Świetlicki, który z Grzegorzem Dyduchem co tydzień prowadzi w telewizji magazyn kulturalny "Pegaz". Trafiliśmy do tego filmu dzięki jego producentowi, Beresiowi Witoldowi, który w żołnierskich słowach zaproponował nam udział. Znamy tego pana z innej strony i dlatego zgodziliśmy się ochoczo. Początkowo miały być to role nieme - stoimy w tłumie i z otwartymi ustami patrzymy, jak Krzysztof Globisz piecze kiełbaski a obok dziewczęta upadłe zaczepiają pijanych. Na szczęście nie mogliśmy stawić się na planie w oznaczonym terminie i nasze role rozrosły się znacznie - stajemy w drzwiach i pytamy: "Gdzie jest toaleta?". Były tylko dwa duble. Okazuje się, że jesteśmy mistrzami epizodu. Bereś Witold to nasz mąż opatrznościowy, co nas wprowadził do telewizji i odkrył przed nami mechanizmy rządzące mediami. Marcin Świetlicki jest naszym wielkim przyjacielem - mówią Bereś i "Baron". - Razem z kolegą zagrał w naszym filmie w bardzo poważnej scenie i napisał piosenkę.
Praca z przyjaciółmi
Obaj twórcy podkreślają, że film od początku do końca powstawał w gronie przyjaciół. Jak mówią, jest to szersza sprawa, związana ze sposobem patrzenia na świat, z taką a nie inną hierarchią wartości. Dla mnie - mówi Artur Więcek - jest ważne abym na planie, podobnie jak w życiu, nie musiał otaczać się zupełnie obcymi ludźmi, których pierwszy raz widzę na oczy i o których nic nie wiem. Szukam więc osób w jakimś sensie mi bliskich, przyjaznych, mających podobną "chemię". Myślę, że zwłaszcza taki film jak Anioł w Krakowie, z innym zespołem nie mógłby się po prostu udać.
Dlaczego Kraków?
Równie zdecydowanie "Baron" i Bereś, jak i cała ekipa, podkreślają, że taki film nie mógłby powstać w żadnym innym mieście. Jesteśmy z Krakowa i chcemy o tym mówić, opowiedzieć o naszych miejscach z pomocą tych, a nie innych aktorów - mówi Artur Więcek. - W Krakowie jest klimat, którego nie trzeba w jakiś szczególny sposób wydobywać czy inscenizować - wystarczy go pokazać. Są po prostu miasta z duszą i bez. Jak mówi Jerzy Trela, Kraków przyciąga nie tylko anioły, ludzi też - wszystkich, którzy chcą poczuć jego niepowtarzalny urok, magiczną atmosferę i poznać jego tajemnice. Coś jest w tym mieście takiego, co wabi - mówi wybitny aktor. - Ja nie jestem z Krakowa, ale kiedy przyjechałem do tego miasta, to już w nim zostałem. Tu jest mój dom, tu jest mój teatr - Teatr Stary - gdzie na stałe pracuję. Kiedy po dłuższej nieobecności wracam do Krakowa, muszę o świcie przejść się po rynku, popatrzeć na Kościół Mariacki, Sukiennice... Wtedy, w tym magicznym miejscu rzeczywiście można spotkać anioła... Grzegorz Dyduch zapytany, czy można sobie wyobrazić inne miejsce na Ziemi na lądowanie anioła, odpowiada zdecydowanie: No, ciekawe jakie? Kielce, Warszawa, Włocławek? Tu, w Krakowie ziemia, woda i powietrze aniołom przyjazne - dodaje Marcin Świetlicki. A i lud dla anioła oraz innych osób duchownych przychylny - zwraca uwagę Dyduch. W innym mieście nie mógłby się pojawić, gdyż inne miasta są z reguły brzydkie - tłumaczy Świetlicki. Poza tym w Krakowie nie ma drożyzny i jest tzw. szczególna atmosfera - mówi Dyduch. Tak, tak - potwierdza Świetlicki - Tę atmosferę tworzą ładne budynki: mieszkalne, użyteczności publicznej i sakralnej, zanieczyszczenie środowiska i niedrogie alkohole... Dyduch kontynuje: W Krakowie jest niewielka w skali kraju ilość niedobrych ludzi na metr kwadratowy, znikomy procent przyjezdnych z Włocławka i ponad przeciętny odsetek profesorów w populacji miasta. Ponadto są legendy rozmaite, np. o smoku - przypomina Świetlicki ...albo o prężnym środowisku gejowskim - dodaje Dyduch.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.