Książka wydawała mi się sympatyczna, humorystyczna (wydawało mi się, że nawet inteligentna), ale gdy zobaczyłem kawałek ekranizacji, załamałem się :)
Swoją drogą, adaptacje Pratchetta też są tragiczne- nie wiem, czyżbym to ja źle odbierał przeczytane książki?
to jest nas dwóch! :)
mam identyczne odczucia...zarówno pratchett i adams - ksiazki świetne, ale filmy ....tragedia....
Jak już pisałem w podobnym temacie, Autostopem to jeden z moich ulubionych filmów. Twój problem polega na tym, że porównujesz książkę do filmu, czego nie powinno się robić. Jeśli spojrzysz na Autostopem jak na film komediowy i zapomnisz o tym co przeczytałeś, myślę że powinien ci się spodobać.
Poza tym, Douglas pracował przy scenariuszu, wiec pierwiastek Douglasowatości jest zachowany... ale inaczej niż w książkach.
Na uwagę zasługuje rola Rockwella, jako Beeblebroxa.
Bo książka i film są całkiem inne (co więcej, uważał że porównywanie książek z filmem to zbrodnia).
W książce, jest jakaś tam fabuła, z każdym zdaniem coraz bardziej zagmatwana, a "czadu" daje narrator i postacie. Ja bym to określił jako skecz-szoł na papierze. Przynajmniej takie jest moje odczucie. Za to film, to po prostu zakręcona komedia.
ksiazki nie czytalem a filmu nie dalem rady ogladac. po zwiastunie oczekiwalem dobrej komedii z ciekawymi mutantami. jednak po 30 minutach wylaczylem.
ten film to ladna bajka ale dla 10-15 latkow. starszych nie bedzie smieszyc.
Coś chyba Ci się pomieszało - wizualnie może przypomina bajkę dla dzieci, ale ironiczne teksty nie zrozumieją nastolatki w wieku 10-15 lat. Tutaj mamy przedstawione w krzywym zwierciadle nawiązanie do rzeczywistości i trzeba mieć trochę wiedzy o życiu z nutką wyobraźni by połączyć wszystko w całość.
@indecorum: Zwykle nie mieszam się w głupie dyskusje, ale muszę: dziesięcio, piętnastolatkowie?! komedia z mutantami?! ładna bajka?!
Poziom absurdu w filmie dokładnie odzwierciedla nasze, ludzkie życie. Bohaterowie są prawdziwi - spotykasz ich wszystkich codziennie.
Jak dorośniesz jedź na Madagaskar; gdy wrócisz nawet jako dorosły zrozumiesz. Żyj. Nie zastanawiaj się.
(tak, czytałem trylogię w pięciu aktach, a przede mną szósta część).
A mi się podobało. W życiu się tak nie uśmiałam. Ten angielski humor mnie powalił. A najbardziej paradoks - niszczą facetowi dom bo budują autostradę... a kilka min.później niszczą całą Ziemię - dlaczego? - Bo budują autostradę! ;p
Film nie był porażką, ale z adaptacją niestety nie było za dobrze. Jako fan książki, a właściwie całej serii, jak też i innych tego typu pozycji, film obejrzałem, że tak powiem, z obowiązku. Nie było źle, ale jakoś inaczej wyobrażałem sobie realizację. Z Pratchetem jest podobnie. Myślę, że po prostu po przeczytaniu książki ma się takie a ni inne wyobrażenia, że niestety nie da się nakręcić filmu, który je odda. Mimo to myślę, że adaptacja książki zasługuje na obejrzenie, chociażby z powodu dobrej gry aktorskiej. Pozdrawiam fanów Douglasa Pratcheta i innych poztywynie zakręconych w literaturze fantastycznej :)
Ludzie, po co bezpośrednio porównywać książkę i film? Nie ma, nie było i nigdy nie będzie filmu lepszego niż książka. Chyba, że książka powstanie na podstawie filmu ;]. Spójrzcie na Grę o Tron - serial jest niesamowity, wspaniały, piękny i w ogóle zaje*isty. Książka tak samo. Ale porównując uznamy, że serial jest beznadziejny, bo zmieniają imiona postaci, niektóre wydarzenia są przedstawione inaczej itd. Często pisarze "naprawiają" swoje błędy w czasie ekranizacji, nie zapominajcie o tym!
"Ludzie, po co bezpośrednio porównywać książkę i film?"
Hmmm niech pomyślę, bo to ekranizacja?
"Nie ma, nie było i nigdy nie będzie filmu lepszego niż książka."
Choćby "Dziecko Rosemary", żeby daleko nie szukać.
"Spójrzcie na Grę o Tron"
Dobry przykład - nudna książka i ciekawy intrygujący serial.
Problem polega na tym, że z "Autostpoem..." ktoś zrobił durny melodramat....
Pisanie, że Pieśń Ognia i Lodu to nudna książka powinno być karalne. Piszesz to jakby to był fakt, a jest to tylko i wyłącznie Twoja opinia. Obawiam się, że rzesze krytyków i fanów na cały świecie mają nieco odmienne zdanie, a krytycy są jednak bardziej obiektywni.
Film jest oparty na książce. Nie jest bezwarunkowym odwzorowaniem tego, co w niej jest. Podobnie jak np. Władca Pierścieni - tu też są różnice między książką i filmem. Film to wyobrażenie reżysera, a nie autora książki. Pogódźcie się z tym i zamiast hejtować to cieszcie się, że fajne książki są promowane. Chyba, że mówimy o Zmierzchu. Walić Zmierch.
Ależ oczywiście że różnice muszą być. Są takie ekranizacje gdzie różnic prawie nie ma jak np. "Scanner darkly" ale to nie reguła. Tylko jeśli z ironicznej przypowiastki o życiu robi się ckliwy melodramat - to właśnie to powinno być karalne?
"Pisanie, że Pieśń Ognia i Lodu to nudna książka powinno być karalne. Piszesz to jakby to był fakt, a jest to tylko i wyłącznie Twoja opinia. Obawiam się, że rzesze krytyków i fanów na cały świecie mają nieco odmienne zdanie, a krytycy są jednak bardziej obiektywni. "
Jest takie powiedzenie - "ludzie jedzcie gówno - miliony much nie mogą się mylić". Nie wiem czy jesteś dostatecznie stara (głupio to jakoś brzmi) żeby pamiętać szał na disco-polo na pocz. lat 90. Wtedy też większość, słuchała takiej "muzyki". Ale czy to znaczy że ta muzyka była dobra?
A ta książka jest nudna - z tej racji że jest aż do bólu amerykańska. Jeśli przeczytasz jedną amerykańską sagę fantasy czy sf to jakbyś czytała wszystkie. Nie mówię oczywiście o tych ambitnych jak np. "Diuna". Dlaczego u nas czy w Rosji da się napisać ciekawą niesztampową fantastykę, a amerykanie zachwycają się takimi plastikami jak Pieśń Lodu i Ognia.
Dlaczego uważasz, że jestem dziewczyną?
Jakbym powiedział, że miliony fanów jarają się GoT, to tak, możnaby to porównać do much. Ale ja odniosłem się do krytyków, obiektywnych obserwatorów. Jakoś nie wydaje mi się, by krytycy 20 lat temu uważali disco-polo za dobrą muzykę.
Wybacz jakoś mi się Twój nick skojarzył z Katarzyną (bez urazy).
Krytykom daje się kasę za to co piszą więc siłą rzeczy nie mogą być obiektywni. Zresztą nie słyszałem żeby Martin miał jakieś dobre recenzje np. w "Nowych książkach". W Rzeczopspolitej z kolei jego książka (zdaje się że "Starcie królów" ale mogę się mylić, bo jednak sporo lat minęło) została w kilku zdaniach mocno zjechana.
A tak jeszcze w kwestii krytyków choć z innej dziedziny - http://pl.wikipedia.org/wiki/Han_van_Meegeren polecam długi artykuł, ale warto ;)
Pozdrawiam
No dobra, ale w takim razie komu zaufać? Nie ma prawdy uniwersalnej, ale bardziej wierzę krytykom niż pospólstwu. Chociaż fakty są takie, że jeżeli coś się podoba ogromnej liczbie osób, coś, cokolwiek, w tym musi być. I teraz pytanie, czy to "coś" nam się podoba.
Tak czy inaczej, nie porównujcie książki do filmu. Nigdy. Tak jest zawsze fajnie :)
Jak to komu? Sobie :) Jeśli coś Ci się podoba to broń tego pazurami do końca :]
Ja właśnie uważam, ze porównywać należy. Weźmy dwa przypadki - "Gwiezdny pył" Gaimana i jego ekranizacja. Wielu twierdzi, że film jest lepszy od książki. Dlaczego? Bo zamiast mrocznej, krwawej i smutnej wiktoriańskiej baśni dostali wesołą holyłudzką opowiastkę o tym, ze dobro zwycięża. Dla mnie jest zupełnie odwrotnie.
I drugi przykład "Dziecko Rosemary" Polańskiego. Książka niszczy starannie budowaną atmosferę opisując małego diabełka w kołysce z rożkami!! Film kapitalnie unika śmieszności, nie zaglądając do kołyski. Film zatem wychodzi obronną ręką - książka nie.
Oczywiście każda ekranizacja to osobny przypadek - ale należy porównywać zamysły!