"Blue Ruin" potraktować można - jak zrobiło to wielu krytyków - jako intrygujące ćwiczenie z formy początkującego twórcy, nie da się jednak ukryć, że oceniany "na trzeźwo", film rozczarowuje. Z jednej strony mamy tutaj "niezależny" sznyt: niespieszny rytm narracji, stonowany nastrój, z którym kontrastować mają nagłe erupcje krwawej przemocy. Niestety, Saulnier nie jest do końca pewien, czy uderzać pełną parą w tony artystyczne, czy też flirtować z tradycyjnym kinem gatunków. Konsekwentnie budowane w pierwszej połowie napięcie ulatuje, gdy fabularne meandry i zwroty akcji stają się nazbyt wykoncypowane. Brutalne sceny, zamiast wbijać w fotel, jawią się zatem jako nader komiksowe, bo też samo-nakręcająca się spirala przemocy traktowana jest tutaj równie frywolnie, jak w mainstreamowym kinie akcji. Główny bohater pozostaje z kolei jedynie niewyraźną figurą, stojącą gdzieś w rozkroku między mięczakiem-Hoffmanem z "Nędznych psów", a rozlazłą wersją Rambo. Sporo obiecywałem sobie po tej pozycji, ale nie będę ukrywał, że sprawiła mi ona zawód: powaga jest tutaj jedynie pozorowana, spod efektownego wdzianka posępnego kina zemsty wyziera wysoce niedojrzały i pozbawiony duszy produkt.
Świetne jest to co napisałeś! Zgadzam się z każdym słowem, a szczególnie: "spod efektownego wdzianka posępnego kina zemsty wyziera wysoce niedojrzały i pozbawiony duszy produkt". Brawo!
Ja również się zgodzę. Czegoś zabrakło. I wyraźnie widać niezdecydowanie. Ale warto obejrzeć.
pierwszy tytuł jaki mi zaświecił w głowie podczas seansu to właśnie Nędzne psy, co na starcie zabiło nadzieję na odrobinę świeżości, generalnie produkcja przereklamowana .
Ogólnie film był jednak całkiem spójny i moim zdaniem powyżej przeciętnej. Jeżeli ktoś nastawia się na coś wybitnego to się zawiedzie ale w dalszym ciągu jest to całkiem przyzwoite kino. Takie stonowane kino zemsty porównałbym raczej do japońskiego stylu.
No nieźle napisane ale to wszystko, co u Ciebie jest jako negatywne postrzeganie, u mnie jest majstersztykiem bardzo młodego twórcy. Znakomicie podpatrywał mistrzów i zrobił coś bardzo swojego a to dopiero drugi film w jego dorobku. Pełne, pozytywne zaskoczenie. Kocham krówki ciągutki. Czekam na następne. To może nie jest jeszcze film na ósemkę ale, jak dla mnie, zasługuje na pełne - 7/10 !!!
To raczej był zamierzony efekt. Mam wrażenie że film trochę czerpie z formuły westernów, przynajmniej wzbudził we mnie liczne skojarzenia z postmodernistycznym rozumieniem gatunku; nie odczytuje tego jako błąd ani amatorszczyznę - to raczej całkiem chłodna i przemyślana konsekwencja budowania napięcia poprzez widok narrację niemego obserwatora, który nie może przeniknąć wszystkich tajemnic Dwight-a, ale zaintrygowany w dalszym ciągu patrzy by odkryć w końcu prawdę.