A ja zgadzam się w znacznej mierze z Arturem Pietrasam ("Kinomaniak"), który wlepił "Baby driverowi" 3 punkty na 10 i uznał go za filmopodobną podróbę "Drive" dla gimbazy. Dla mnie też nowy produkt Edgara Wrighta jest efekciarską ściemą, filmem błyskotką, świecidełkiem, myślowo prymitywnym. Najbardziej irytujący był jego finał, potrójny bodaj, bo film nie był w stanie się zakończyć, dopóki nie przerobione zostaną wszystkie gówniane sentymentalne kalki z "Bonnie and Clyde" czy "Thelma and Louise". Fantastyczna była strzelanina w rytm rewelacyjnego riffu gitarowego z utworu "Hocus pocus" grupy Focus. Mam nadzieję, że Jan Akkerman, gitarzysta rzeczonego zespołu, dostał nalezne mu pieniądze za wykorzystanie w tym szpanerskim filmie jego kapitalnej muzyki.
Czy wiesz, że za każdym razem, gdy ktoś przyrównuje "Baby Drivera" do filmu Refna umiera mały kotek?
O kurde blade. A ja przyrównałem za siebie i za Artura Pietrasa. Czyli 2 małe kotki martwe... Jejku, jejku, co najlepszego zrobiłem?!
Ja opisał bym to prosciej, nudny i przewidywalny. Ledwie ostatnie kilkanaście minut nadawało się do oglądania.
Jak dla mnie dramat w czystej postaci i strata 2h mojego życia. Film o niczym ! P.S Też skojarzył mi się z "Drive". Nie polecam!