Ten film to jakaś kpina, na plus jedynie opowieści żyjących przyjaciół poety i kilka migawek z czasów wojny, bo to zawsze ciekawe. Kościukiewicz dukał te wiersze pod nosem bez ładu i składu, jakby kompletnie nie rozumiał tego co czyta. W ogóle nie wiem kto go zrobił aktorem, facet nie ma dykcji, ciągle sepleni i kiepsko wczuwa się w role. Już ten chłopaczek co recytował wiersze na tym apelu, zagrałby Baczyńskiego o niebo lepiej, bo widać że czuł jego poezję.
Haha miałam właśnie napisać komentarz o tym samym tytule. Zgadzam się, byłam na tym filmie w kinie, dużo szumu, a tak naprawdę dno opakowane w ładny papierek. I te przerywniki ludzi, którzy recytują wiersze, co to miało być? Żadnego doświadczenia pokoleniowego, nic, tylko jakieś migawki, nie, nie, nie... Spodziewałam się dużo, ale rozczarowanie było bolesne.
Baczyński był poetą, nie recytatorem. To, że mamrota te wiersze to zabieg celowy - młody, niedoceniony jeszcze poeta przedstawia swoją twórczość ówczesnym autorytetom (m.in. Kazimierzowi Wyce) i był tym faktem na pewno zdenerwowany. Nigdzie też nie czytałam, że był wspaniałym oratorem, raczej nieśmiałym i skrytym geniuszem. Takie przedstawienie Baczyńskiego czyni go bardziej ludzkim i prawdziwym. Mówić, że Kościukiewicz nie potrafi grać to spore nadużycie. Właśnie to, że tylu ludzi nie zauważyło, że jego dukanie to element gry, postaci świadczy o tym, że aktorem jest co najmniej niezłym.