To taki pozorowany film, który tylko stwarza pozory. Pozory że jest opowieścią o miłości, pozory że mówi o czymś ważnym, wyjątkowym, pozory że jest sprawnie zagrany(mega drętwi aktorzy z Boydem Holbrook na czele), pozory że jest niezłym kinem, etc. Jak dla mnie trochę za dużo pozorów.
bardzo dobre podsumowanie. A tekst piosenki którą śpiewała jedna z bohaterek tak głupia, że aż śmieszna :)
Co do obsady to akurat głównym bohaterkom nie można nic zarzucić, bo wypadły świetnie.
Jedynie drugoplanowi zostali kompletnie źle dobrani,
Drętwi aktorzy ? No chyba żarty
Jedyny pozór jaki stwarza ten film jest taki, ze po przeczytaniu opisu wydaje się, ze to kolejna banalna, amerykańska opowiastka dla nastolatek. Jest jednak zupełnie inaczej. Film zupełnie inny niż mogłoby się wydawać. Prawdziwy w emocjach jakie chce przedstawić oraz z genialną Olsen i idealną muzyką.
hehe tak...
Jeśli chodzi o aktorów co do Fanning mogę się zgodzić, że była drętwa i czasem wręcz irytowała swoją osobą, ale Elizabeth Olsen? Niesamowicie naturalnie i prawdziwie zagrała swoją rolę.
Zgadzam się z przedmówcą, to nie był film, gdzie można pochwalić za dobrze odegrane role :P. Niemniej Olsen nie była najgorsza (Fanning masakra), ale fakt faktem obydwie główne bohaterki były bardzo płytkie. A o panu, który był ich wybrańcem już nie wspomnę, totalnie nijaki. Film bardzo naiwny, może dobry tylko pod tym względem, żeby pokazać nastolatkom iż nie warto ryzykować przyjaźni dla byle kogo.
On nie był byle kim, bo nawet ją nie zdradził mimo, że sama wepchnęła go w ręce swojej przyjaciółki.
Przecież to jest amerykańska opowiastka dla nastolatek, ale z dodatkiem płytkiego dramatu.