Ale się pośmiałem! Film praktycznie całkowicie nierealny, fabuła to typowe babskie romansidło, ale nawet da się oglądać. Ja osobiście spędziłem czas całkiem miło na nieustannym... śmianiu się z tego co pojawiało się co i rusz na ekranie.
> > > S P O J L E R Y !!! < < <
Jednak scena nad morzem, gdzie niby topi się surfer, nastolatek chciałoby się powiedzieć, a tymczasem jest to już niczego sobie blond jurny byczek, a matka woła na niego po imieniu łamiącym się głosikiem, a koleś wypływa nieprzytomny do góry brzuszkiem i fala prawie wyrzuca go na brzeg, a ona wała dalej "Dżosz, synku! Czy nic mu nie jest?" :D No myślałem, że zejdę ze śmiechu!
Ale co się dzieje? Podbiega główny amant chłop z ponad 190cm wzrostu i na oko 90-100 kilo wagi, wbiega ze 3-4 metry w ocean i wyciąga nieudacznika z wody takiej po kolana, najwyżej po uda i w późniejszej rozmowie wspomina, że gdyby nie jego luba, to chłopak by nie przeżył, bo ona jak podbiegła odwróciła go tylko na plecy i on sam wypluł wodę! Voila! Jest ratunek! :D Bohater stwierdza, że jej pomoc była nieoceniona, bo on po tym podbiegnięciu kilka metrów i wyciągnięciu chłopaka z wody po owe kolana UWAGA! - "nie miał już sił" i nie mógł nic już robić, nawet ręką machnąć!
Nosz komedia wszech czasów!
;D
Drugi raz (w znaczeniu ponownie) bym już nie obejrzał, ale jeden raz można i chyba nawet warto, bo ubaw był przedni!