Film przepełniony typowym po 2000 roku dla amerykańskiego kina bełkotem o lekach psychotropowych i pedalstwie :/
Główni bohaterowie częstują się tabletkami (jak sami mówią) na polepszenie nastroju jakby to były cukierki. Zauważyłem, że w większości amerykańskich filmów (zwłaszcza komedii) jest co najmniej jedna scena, w której pokazują, że psychotropy to coś normalnego i każdy je stosuje codziennie. Jakiś czas temu oglądałem film, w którym dzieci w szkole podstawowej na przerwie rozmawiały o tym jakie biorą leki, przepisane przez szkolnego psychologa na depresję. Moim zdaniem koncerny farmaceutyczne dbają o to, żeby w filmach pojawiały się leki, tak jak kiedyś (w latach 70-ych) koncerny tytoniowe dbały o to, żeby aktorzy w kluczowych scenach filmu palili na ekranie papierosy. Denerwuje mnie wpajanie ludziom złych nawyków i stąd mój post.
Padła propozycja, która zresztą nie została przyjęta, gdzie tu pokazanie, że to coś normalnego?
W filmie którego temat dotyczy było tak jak piszesz (z tym że proponująca łyknęła tą tabletkę jak sama powiedziała na polepszenie nastroju), ale mam na myśli ogół amerykańskich filmów, w których ludzie biorą leki nałogowo i traktują tą czynność niemal rutynowo (jak jedzenie i picie). Koncerny farmaceutyczne w ten sposób wpajają ludziom, że "lekami" faszerują się nie tylko ludzie, którzy bez nich nie przeżyją, ale każdy kto się przez chwilę gorzej poczuje bez żadnego medycznego uzasadnienia :/