Nastoletnia Bilitis przeżywa pierwsze miłosne uniesienia i rozczarowania podczas wakacji na Lazurowym Wybrzeżu. Rozdarta między uczuciem do przystojnego fotografa Lucasa, marynarza Niklasa, a nieopisanym pociągiem do swej opiekunki Melissy, dziewczyna pozna, że najciemniej pod latarnią, a miłość jednak "nie wszystko wybaczy"...

Fotograf David Hamilton zasłynął w latach 60-tych kontrowersyjnymi sensualnymi portretami młodych dziewcząt zamieszczanymi w ilustrowanych pismach. Jego pełnometrażowy debiut filmowy nie pozostawia wątpliwości, że facet znalazł się na właściwym miejscu we właściwym czasie. Przepięknie sfotografowany, oświetlony i dopieszczony wizualnie film jest cudownym pomostem pomiędzy sztuką, a erotyką. Wspaniała scenografia i paleta barw oraz znakomita muzyka zdobywcy Oscara Francisa Lai dopełniają dzieła. Sceny miłosne są pełne życia, ale niezbyt dosłowne, miejscami dziwaczne, ale wciąż zmysłowe i wdzięczne, a na dodatek jak gdyby przypadkowe, niewymuszone w trakcie akcji. "Bilitis" łączy w sobie szaleństwo i śmiałość cyklu o Emmanuelle z wysmakowaniem Borowczyka - nic dziwnego, autorem zdjęć jest wszak Daillencourt, stały współpracownik twórcy "Bestii". Dołóżmy jeszcze do tego dobrą rolę tytułową, której odtwórczyni Patti D'Arbanville mnie osobiście przypominała nieco Alicię Silverstone z czasów "Clueless". Styl bohaterki (ubiór, gesty, fryzura) z pewnością zainspirował zaś twórców "Lolity" z 1997 roku, podobieństwa są nieprzypadkowe, a nawet uzasadnione. Mimo pewnych uproszczeń czy naiwnych wątków scenariusza, oglądało się tę lekką i pachnącą latem opowieść bardzo przyjemnie. 7/10.