PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=653727}
7,0 61 367
ocen
7,0 10 1 61367
6,5 33
oceny krytyków
Brooklyn
powrót do forum filmu Brooklyn

Ten film jest o emigracji, tęsknocie za domem i szukaniu swojego miejsca na ziemi. Jest też o podejmowaniu decyzji - czasem też tych pochopnych.

Przeglądając to forum natknęłam się na wypowiedzi wielu osób, które bardzo kibicowały Ellis i Tony'emu. Mnie ta para jakoś nie przekonała. Ja zdecydowanie wolałam Ellis z Jimem.

Wydaje mi się, że decyzja o ślubie z Tonym została podjęta pochopnie, bez zastanowienia. Ba, była nawet lekko wymuszona przez Tony'ego jako gwarancja powrotu Ellis do USA. Mnie od początku wydawało się, że ona jest o wiele mniej zaangażowana w ten związek niż on. W początkowych scenach ich znajomości, to on pierwszy mówi "kocham cię", a ona milczy, bo i nie jest tego pewna. Druga ważna scena to wtedy, gdy Ellis mówi Tonemu, że go bardzo lubi i następnym razem, kiedy on zada jej to samo pytanie co wcześniej, ona już będzie w stanie powiedzieć mu, że go kocha. Co robi Tony sekundę później? Oczywiście od razu pyta i wymusza tę deklarację. No i później w czasie kolacji z rodziną Tony też „poł-żartem, pół-serio” napomina rodzinie o przyszłych dzieciach z Ellis. Ten szybki ślub to już jest kropka nad i... No, to jest typowe zachowanie Włocha, wszystko na szybko i na spontana. A co potem?

Te pospieszne deklaracje i działania stoją w opozycji do postawy Jima, Irlandczyka, który wprawdzie mówi Ellis, że chciałby aby nie wyjeżdżała z Irlandii, ale nie wspomina dlaczego i zapewnia, że powie jej to następnym razem. Tutaj Jim na nic nie naciska, sam jeszcze nie składa żadnych deklaracji, ani nie wymusza ich na Ellis. To zachowanie jest podobne do postawy Ellis i uwidoczniony jest tutaj wielki kontrast w stosunku do sposobu, w jaki postępuje Tony.

Zachowanie Ellis po powrocie do Irlandiii doskonale świadczy o tym, że dziewczyna żałuje tego pośpiesznego ślubu z Tonym. Po pierwsze Ellis nikomu nawet nie wspomina o tym, że jest mężatką, nawet matce. Po drugie, życie w Irlandii, spotkania z przyjaciółmi i nowa, wymarzona praca pochłaniają ją tak bardzo, że nie odpowiada na listy Tony'ego, a wręcz całkowicie go ignoruje. Czy tak robi osoba, która kocha? Raczej nie. Przecież do matki i siostry pisała z USA bardzo często, mimo, iż była bardzo zajęta. Po trzecie, Ellis wdaje się w romantyczną relację z Jimem i nie robi nic, żeby ostudzić jego nadzieje. Wydaje mi się nawet, że się w nim zakochuje, jest jej dobrze tak jak jest i najchętniej po prostu zapomniałaby, że jest mężatką.

Niby od początku mówi wszystkim, że ma zamiar wrócić do USA, ale tak naprawdę wydaje się, że jedyną rzeczą jaka ją tam trzyma to właśnie małżeństwo z Tonym. Małżeństwo, którego zdaje się, żałuje. Widać to szczególnie w scenie ślubu kościelnego jej przyjaciółki. Wydaje mi się, że Ellis patrzy wtedy na ten tradycyjny, katolicki, Irlandzki ślub w kościele i wspomina swój własny: cichy, bez gości, w urzędzie stanu cywilnego, na szybko i w tajemnicy. Ellis tęskni za Irlandią i najprawdopodobniej chciałaby tam już zostać. Widać to również w scenie na plaży, kiedy zachwyca się spokojnym wybrzeżem i mówi, że w Brooklynie plaża jest zatłoczona. Poza tym, w rozmowie z Jimem sama przyznaje, że chciałaby, żeby wszystko było tak, jak teraz ale jeszcze przed jej wyjazdem do USA. Prawda jest brutalna: Ellis prawdopodobnie nie kocha Tony’ego dość mocno i gdyby tego ich ślubu nie było, raczej nie wróciłaby już do USA, bo po prostu w Irlandii wszystko zaczęło się jej dobrze układać: praca, przyjaciele, nowy związek, no i powrót do ojczyzny, za którą tęskniła. A tak? Z powodu tego pośpiesznego ślubu dziewczyna skrzywdziła aż dwóch mężczyzn: tego, który na nią czekał w USA, oraz tego, z którym się zadawała w Irlandii, a wobec którego nie była szczera.

Ostatecznie Ellis jednak wyjeżdża, bo okazuje się, że po prostu wścibska sklepikara dowiedziała się o jej małżeństwie z Włochem za granicą i chciała to wszystkim rozpowiedzieć. To zdarzenie przypomniało Ellis o tej małomiasteczkowej, zawistnej mentalności i dało jej bodziec do przyspieszenia wyjazdu do USA.

Na łodzi jednak, rozmawiając z młodą dziewczyną, gdy ta ją pyta czy w Brooklinie jest jak w domu, Ellis potwierdza, ale wzrok ma tęskny i melancholijny. Wydaje mi się, że patrzy wtedy w stronę Irlandii, a nie USA i to chyba za Irlandzkim domem zawsze już będzie tęsknić.

Film mi się podobał. Dałam 7/10, ale gdyby nie druga połowa filmu (w Irlandii), kiedy to główna bohaterka musiała zmierzyć się z poważnymi decyzjami, dałabym o co najmniej dwa oczka niżej. Przygody Ellis w USA nie przekonały mnie, bo wszystko było tam raczej przewidywalne i schematyczne.

ocenił(a) film na 9
Naethalee

Napisałam gigantyczny esej, który udowadniał, że to Tony był właściwym wyborem. I, wyobraź sobie, kiedy kończyłam mój laptop który ma skłonności do ciągłego otwierania reklam, odświeżył stronę. Ta przemowa była taka dojrzała, trafiona, dobrze napisana.... To mi złamało serce.
Tym razem napiszę trochę krócej.
Jim nie był dla niej żadnym wyjściem. Wiązał się z pewnym wyobrażeniem życia, jakie chciała wieść, zanim pustka i brak perspektyw nie zmusiły jej do wyjazdu, porzucenia rodziny - długo był dla niej właśnie tylko tym, samotnością. Nie czuła do Jima nic związanego z miłością, zainteresowała się nim, ponieważ reprezentował typ mężczyzny, u boku którego prowadziłaby najszczęśliwszy wzorzec życia, jaki mogła sobie wyobrazić nie znając świata poza rodzinnym miasteczkiem. Bo wiązał z się z prostą, niewymagającą przyszłością, gdzie wszystko byłoby "na swoim miejscu", bez poczucia winy wobec porzuconej, samotnej matki, gdzie panowałaby nad swoim życiem. Jej uczucia do Tony'ego były niejasne w domu rodzinnym, ponieważ wiązał się z etapem życia, który z tamtego miejsca mogłaby po prostu wyciąć - sprawy miałyby się inaczej, gdyby ktoś bliski odwiedził ją w Brooklynie, łącząc te dwie rzeczywistości. Gdyby została z Jimem szybko odkryłaby, że sentyment się kończy, miasteczko ją dusi i utknęła w małżeństwie bez miłości - z przyjacielem, który nie jest w stanie zapełnić pewnej luki w sercu. Straciłaby czas, a być może nawet szansę na to życie, którego już zaznała, które sprawiało że wykorzystywała swój potencjał, przełamywała bariery i się spełniała. Nawet kiedy wróciłaby już do Brooklynu, uczucia między nią i Tonym byłyby już nadszarpnięte, bez względu na to, czy to byłby tylko romans o którym by nie wiedział, czy byłaby już rozwódką po Jimie. Pewnie nigdy nie udałoby im się odzyskać tego zaufania i tego co najpiękniejsze w ich więzi, a przynajmniej nie na tyle, żeby stworzyć prawdziwie szczęśliwe małżeństwo. W najlepszym scenariuszu po kilku, kilkunastu latach spotkałaby kogoś trzeciego, komu powierzyłaby swoje serce i z nim spędziła resztę życia. Podobieństwo charakterów nie stanowi o czymkolwiek. Było tyle powodów żeby zostać z Jimem, powodów zewnętrznych które wręcz popychały ją w jego ramiona, jak bliskość rodziny czy tęsknota za ojczyzną - wystarczył jeden argument na "nie" żeby to wszystko rozwiało się w nicość. Za wielki kontrast pomiędzy tym, co zrobiłaby dla Jima a co dla Tony'ego.
Nie można też zapominać, że to Tony uczynił ją kobietą, którą zainteresował się Jim. Pewną siebie, dumną i piękną, tym niepowtarzalnym blaskiem kogoś kto kocha i jest kochany. Był dla niej podporą, jak rusztowanie dla rozrastających się pnącz winogrona.
To jak się zachował Tony, w kwestii małżeństwa, to nie kwestia osobowości. To kwestia tego, że nie czuł się jej wart, a przynajmniej niedowierzał, że ma ją zupełnie dla siebie, widać to w scenie z listem. Bardzo mocno się z nią związał i chciał, żeby miała jakąś kotwicę, która pozwoli mu do niego wrócić i nie zapomnieć, że ten etap jej życia istniał i był na tyle ważny, żeby był widoczny z perspektywy domu - zdawał sobie sprawę z tego, że "dom jest tylko jeden" i słowo może się okazać się zbyt słabą nicią.
Jestem pewna, ponieważ ogromnie poczuwam się do losów Ellis, bardzo dobrze rozumiem jej przeżycia i intencje od początku do końca filmu. Są historie miłosne, gdzie tylko nieznaczna przewaga decyduje o wyborze tego a nie tamtego - i zawsze są ci, którzy widzieli główną bohaterkę z tym drugim, zwykle w opozycji, bo oprócz takiej samej liczby zwolenników tego mężczyzny, który "zwyciężył", do zwycięzkiego pochodu dołączają się wszyscy, którym wystarcza szczęśliwe zakończenie, obojętnie z kim. Tu różnica między jednym wyborem a drugim jest tak wielka jak między dniem a nocą, podjęta decyzja tak wyraźnie lepsza od drugiej, jak to rzadko się zdarza.

ocenił(a) film na 7
Enterraz

Dzięki za wypowiedź. Szkoda, że komputer Ci się zawiesił i fajny tekst przepadł - złośliwość rzeczy martwych.

W zasadzie ja w tym wątku już wszystko powiedziałam, co miałam do powiedzenia (wcześniej w tym wątku i w odpowiedziach) i chyba się już powtarzam. Akceptuję to, że powrót do USA był konsekwencją jej wcześniejszych wyborów i szansą na budowanie nowego życia - jedną z opcji. Fajną, ale w sumie nie wiadomo czy najlepszą. Gdyby mogła zostać w Irlandii z Jimem, wcale nie musieliby mieszkać w tym zapyziałym miasteczku. Albo mogli zostać, ale podróżować-Jima przecież również ciągnęło do świata. Ale to i tak hipoteza, bo po jej ślubie to już była raczej przysłowiowa "musztarda po obiedzie".

Nie zmienię swojej opinii o tym, że ślub był pochopny i zmusił ją do powrotu. Gdyby nie brała ślubu, a mimo to zechciała wrócić do USA/Tony'ego - byłaby to dla mnie historia o wiele bardziej wiarygodna. A tak, końcówka dla mnie po prostu nie była spójna- nie uwierzyłam, w ten super happy end. I jeszcze raz powtórzę: w książce zakończenie zdaje się być bardziej wieloznaczne, a związek z Jimem przedstawiony bardziej dogłębnie.

Mówisz, że "podjęta decyzja tak wyraźnie lepsza od drugiej, jak to rzadko się zdarza". ? Ale która decyzja - o ślubie z Tonym, czy o powrocie do USA? Ja dalej podkreślam, że Ellis w momencie poślubienia Tony'ego nie miała już żadnego wyboru. W Irlandii zachowywała się jednak tak, jakby chciała zapomnieć o tym, że jest mężatką - to smutne, bo nie powinna raczej mieć takich wątpliwości zaledwie kilka dni po zawarciu małżeństwa. To chyba nie była jednak ta miłość "co to góry przenosi". Jim mnie przekonał, wydawał mi się dojrzały i na poważnie zakochany w Ellis. Tony w sumie też był ok, ale lekko narwany i troszku zbyt spontaniczny jeżeli chodzi o myślenie o przyszłości.

I jeszcze, cytuję: "Bardzo mocno się z nią związał i chciał, żeby miała jakąś kotwicę, która pozwoli mu do niego wrócić i nie zapomnieć, że ten etap jej życia istniał i był na tyle ważny, żeby był widoczny z perspektywy domu - zdawał sobie sprawę z tego, że "dom jest tylko jeden" i słowo może się okazać się zbyt słabą nicią." - Czyli jednak zdajesz sobie sprawę z tego, że Tony naciskał na ślub, żeby Ellis zatrzymać przy sobie? Według mnie nie było to do końca fair z jego strony. Wiem, działał z miłości - ale było to raczej lekko egoistyczne, bo chyba miał raczej na uwadze swoje dobro bardziej niż Ellis. Ellis dała się przekonać, chociaż z początku była sceptyczna. Okazuje się, że dziewczyna wiele rzeczy robiła właśnie pod wpływem osób trzecich - niestety.

ocenił(a) film na 9
Naethalee

O, co do tego się zgodzę - byłoby o wiele bardziej widoczne, co być powinno, gdyby nie potrzebowała pomocy starej sklepikarki, żeby otrząsnąć się z niepamięci. Nie wiem, być może sobie to dośpiewałam ale w mojej interpretacji bohaterka tęskniła za Tonym i zamierzała wrócić - po prostu do chwili spotkania ze swoim byłym pracodawcą czuła większy żal na myśl o rozstaniu z Jimem i bała się oświadczyn z jego strony, bo wówczas ich ostatnie chwile byłyby dalekie od ideału. Warto zauważyć, że nie zachowywała się jak mężatka, ponieważ mieli to zatrzymać w tajemnicy, jak sądzę przez wzgląd na okoliczności i uczucia jej bliskich. Jimowi nie powiedziała, ponieważ ciągle widziała w nim jakąś opcję, chociaż moim zdaniem nie z powodu miłości a z powodu perspektywy. Ponadto, w moim odbiorze Ellis od początku była raczej cicha w wyrażaniu uczuć.
Opcja z Jimem ciągle była do przyjęcia, ślub o niczym nie stanowił w obliczu możliwości rozwodu. Jak zauważyłaś, nie musieli nawet zostać w miasteczku, gdyby jej opinia rozwódki nastręczała ludziom problemów. Mogła wybrać Jima, więc nie zgodzę się ze stwierdzeniem o "musztardzie po obiedzie". Jeśli Jim ją szczerze kochał, przeszedłby nad jej przelotnym małżeństwem do porządku dziennego.
Cóż, stwierdzenie o jego naciskaniu na małżeństwo jest być może przesadzone. Jeśli potrzebowała pół minuty i trzech zdań na podjęcie decyzji to ciężko mówić o decyzji pod presją czy naciskiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej raczej nieskłonną do porywów osobowość. Gdyby powiedziała "nie",a Tony drążyłby temat, wówczas można by go posądzać o większy egoizm i wykorzystywanie sytuacji. Dziewczyna nie wydawała się żałować ani na ślubie, ani kiedy mówiła "Jestem Ellis Fiorello".
Nie miałam do czynienia z książką, nie mieszam jej do sprawy, ponieważ dla mnie film był skończoną, spójną historią.
Być może cała historia jest zależna od tego, jak się ją odbiera :) Widziałam film dwukrotnie i próbując spojrzeć na niego w innym świetle nadal postrzegam go w ten sposób.

ocenił(a) film na 7
Enterraz

Jak na zlosc tym razem to mnie zepsul sie komputer, takze musze sie obyc pozyczonym bez polskich literek, zeby Ci odpisac:(

Szanuje Twoje zdanie, ale nie zmienia to mojego. Ja caly czas mialam wrazenie, ze Ellis do Tony'ego nie tesknila. Olewala go wrecz, zapomniala o nim, bo tak bylo jej na reke. Nie powinna tez dawac Irlandczykowi nadziei, tylko od razu grac z nim (i ze wszystkimi wokol) w otwarte karty. Nie widze powodu, zeby grac na dwa fronty kiedy sie kogos kocha, a zwlaszcza kiedy sie tego kogos poslubilo. Po co to robila? Moze faktycznie poczula wiez z Jimem wlasnie i zaczela sie w nim zakochiwac.

Mowisz, ze Ellis nie wydawala sie zalowac swojej decyzji na slubie. Sceny samego slubu nie widzielismy, natomiast byla scenka w amerykanskim "USC", tuz przed jego zawarciem. ja wlasnie odnioslam wrazenie, ze to wylacznie Tony skacze z radosci i wylewnie sie tym faktem chwali obcym, a Ellis jest jakby mniej szczesliwa. Byc moze byla to roznica temperamentow, ale wciaz widac jak oboje malzonkowie skrajnie roznie do tego podchodza. Scena z okrzykiem: "Jestem Ellis Fiorello" bylo w koncu zaakceptowaniem swoich wczesniejszych decyzji i ich konsekwencji-ja to tak widze.

Natomiast po przyjezdzie do Irlandii wydawalo mi sie ewidentnie, ze Ellis ma momenty, w ktorych zaluje swojej decyzji. O nich juz wspomnialam w moim pierwszym poscie. Najbardziej chyba bylo to widoczne na slubie przyjaciolki. Bylo wtedy blizenie na twarz Ellis i ja te scene wlasnie odebralam jako sugerujaca zal, ze Ellis nigdy nie bedzie to dane. Ze ona juz swoj slub miala-sama z mezem, bez gosci, bez blogoslawienstwa ksiedza. Z drugiej strony ktos moze zinterpretowac te scene tak, ze wtedy wlasnie przypomniala sobie, ze jest mezatka i wlasnie zaczela za Tonym tesknic. Z drugiej strony tuz potem mamy scene tanca i rozmowy z Jimem, gdzie Ellis mocno sie do niego tuli. Miedzy nimi czuc wtedy chemie na kilometr. Poza tym Ellis wspominala ze chcialaby aby wszystko bylo tak jak przed jej powrotem do Irlandii. Takze momenty powaznych refleksji naprawde nastepowaly.

Co do naciskania, albo nienaciskania na malzenstwo -niestety nasza Ellis byla osoba wielce podatna na wplywy osób trzecich, tak w USA jak i w Irlandii. Duzo czasu, ani energii nie trzeba bylo zainwestowac, aby ja do czegos przekonac. Po prostu brak bylo jej tej zdrowej dozy asertywnosci i dlatego wlasnie przystala i na slub z Tonym i na to, by posiedziec w Irlandii dluzej niz planowala.

Byc moze masz racje co do Jima, przynajmniej czesciowo. Natomiast, ja uwazam, ze Ellis od poczatku traktowala go nie fair, a przemilczenie sprawy slubu bylo powaznym nadszarpnieciem zaufnia, juz od poczatku znajomosci -i w sumie nie wiem czy byloby w ogole mozliwe sie z tego wyplatac. A uwazam tez, ze zadne malzenstwo nie mozna nazwac "przelotnym", bo to jest jednak powazna deklaracja. Takze na dluzsza mete nawet nie wiem, co Ellis zamierzala zrobic. Tak jak mowilam, ciekawi mnie zawartosc listu do Jima.

ocenił(a) film na 7
Naethalee

W scenie kiedy Tony mówi "kocham cię" nic nie odpowiada nie dlatego, że go nie kocha tylko dlatego, że nie jest pewna czy on ją tak naprawdę kocha. Z opowiadań szefowej wynikało, że włosi to romantycy którzy na końcu łamią serce. Nie była pewna jego miłości, ukazane jest to też w senie kiedy dowiaduje się o pasji Tony-ego do baseball-u. W ostatniej scenie też jest ukazana ta niepewność bo gówna bohaterka do samego końca nie jest pewna miłości Tony-ego, jednak jej obawy okazują się płonne.

ocenił(a) film na 10
Naethalee

ja uważam, że Ellis wcale nie była szczęśliwa w ostatniej scenie kiedy widzi się z Tonym, po prostu wie, że to jedyne co jej pozostało, więc na to, jak na wszystko wcześniej, zwyczajnie się godzi, zapewne żałując tego do końca życia, bo w Irlandii zostawiła życie o którym marzyła

ocenił(a) film na 9
Naethalee

Nie mam niestety czasu, by przeczytac wszystkie wpisy i na dlugie wywody, wiec w wielkim skrocie.
Moze to moja dusza romantyczki, ale jestem za jej zwiazkiem z Tonym. To b. prostolinijny i porzadny mezczyzna. Sprawil, ze jej dni zajasnialy na obcej ziemi, wypelnil pustke i obdarzyl miloscia. Uwazam, ze nie mozna skreslac czlowieka ze wzgledu na jego dochody i wykonywany zawod, wazny jest charakter, a on byl jej oddany calym sercem, takiego meza zyczylabym kazdej.

Cieszyla sie z powrotu do domu, ale widziala tez roznice, tak jak ktos wspomnial to bylo jak urlop dobre na chwile, ale powody wyjazdu pozostaly, bo ona sie tam nudzila i marnowala i wkurzala ja malomiasteczkosc i wscibianie nosa w sprawy innych. Fakt miala teraz prace i szanse na zwiazek z bogatym facetem, ale niekoniecznie musialaby pokochac tego przyjaciela, a Tony'ego pokochala. Nie chciala czytac listow, zeby nie tesknic bardziej za mezem, poki musiala tam zostac. Bylo jej smutno zostawiac mame sama i nie wiedziala jak to pogodzic. Ostatnia scena i slowa jasno pokazuja, gdzie teraz jest jej dom.

Jej watpliwosci czy przedluzajacy sie pobyt byly zapewne zwiazane ze wspomnienia i wyrzutami sumienia, ze nie byla przy ludziach ktorych znala od dziecka, na pogrzebie siostry, wiec chociaz chciala zostac na slubie przyjaciolki i pobyc dluzej z osamotniona mama, wobec ktorej czula sie zobowiazana. Moze zastanowila sie chwile gdzie bardziej pasuje tu gdzie przezyla wiele lat, czy w nowym swiecie gdzie byla zaledwie rok, a jednak uznala, ze tam jest jej nowe zycie.
Tam pelna plaza, ale przez to tetniaca zyciem, mozliwosciami, a tu opustoszala plaza moze przypomniala jej o tej zasciankowosci, spokoju, dusznosci malych miasteczek (moze inni widza w niej spokoj, cisze, ale ona miala inny charakter, chciala uciec stad, zaznac wielkiego swiata, rozwijac sie, to nie bylo dla niej miejsce dlatego wyjechala, czemu mialaby wiec chciec tu zostac-nawet jej siostra czytajac listy sama chciala zobaczyc wiecej swiata, ale nie mogla...). Tu moze mialaby spokoj i u boku bogatego meza z domem - WYGODĘ, ale czy bylaby szczesliwa? - nie sądzę. A nowe nazwisko z duma wypowiedziala i ciagle powtarzala o planach powrotu.
Kazdy bedzie interpretowal rozne jej zachowania pod swoja teze, niech tak bedzie, a nawet jesli w ksiazce bylo inne zalozenie to zupelnie mnie ono nie interesuje, gdyz tu mamy ocenic film jako skonczone dzielo i taki scenariusz duzo bardziej mi odpowiadal. Film nie jest produkcji hollywoodzkiej, bo zarzucano tu z tego powodu happy end, nie zapomina sie pierwszej milosci, a jesli do tego byla silna i na powaznie to b. dobrze, ze wrocila, wszak czekal na nia kochajacy maz i perspektywa pieknego domu i zycia w wielkim miescie z wielkimi perspektywami zawodowymi.
Jesli ktos widzial film Mezczyzna imieniem Ove, tam tez czysciciel wagonow pod wplywem wyksztalconej zony zrobil kursy, ukonczyl szkoly, zdobyl dyplomy, moze on tez bedzie sie rozwijal, (to tak dla tych jesli jego zawod komus przeszkadza.... Moglabym tak pisac w nieskonczonosc, ale mnie takie zakonczenie b. odpowiada, uwazam ze Tony byl uroczy :)

ocenił(a) film na 9
Clio82

dopisek:
* czy byłaby szczęśliwSZa mialo byc, (napisalam tak, a zmienilo mi na szczesliwa, a szczesliwsza mialo swoje znaczenie).
Poczatkowo w USA tesknila za wszystkim co znala i odczuwala lęk przed nieznanym, ale gdy juz to poznala to pokochala i nawet milosc i poczucie obowiazku wobec rodzicielki jej nie zatrzymalo w Irlandii. To dzieki wyjazdowi do USA wydoroslala, stala sie pociagajaca dla rodakow u siebie i dla pracodawcow, majac kurs ksiegowosci w reku, a zmienila sie i zycie jej tam - na nieznanym terenie pomimo poczatkowej tesknoty - nie zbrzydlo dzieki milosci przemilego chlopaka... Dla mnie jedyne watpliwosci jakie miala po powrocie byly zwiazane z pozostawieniem samej mamy-skoro moglaby i tu ulozyc sobie zycie z chlopakiem i praca, a nie tyle wybor miedzy Tonym a Jimem to byl wybor miedzy obowiazkiem corki wobec matki, a zony wobec meza. Dla mnie piekny film i aktorzy swietnie sie spisali.

ocenił(a) film na 7
Clio82

Dzięki za wypowiedź. No co kto lubi:) Mnie się Irlandczyk Jim wydawał fajniejszym facetem i kandydatem na mężą, i to wcale nie z powodu kasy, a z powodu osobowości- bardziej powściągliwej, stonowanej i szczerej. Tony mnie lekko irytował już od początku jego zalotów, aż do jego zachowania podczas ślubu. Typowy, wylewny, głośny Włoch - raptus co to pięknie gada i leci na blondyny. Sytuacja materialna czy też wykształcenie nie było tu aż tak ważne. Na emigracji większość osób zaczyna przecież od zera.

Do Eilis mam zresztą wielkie pretensje, bo sobie z obydwoma chłopakami pogrywała i tyle. Z tym nieodpisywaniem na listy Tony'ego się nie zdodzę, że to było z tęsknoty za nim. Tesknota za kimś ze świadomością, że się go wkrótce zobaczy jest przecież bardzo pozytywną emocją, dodaje energii i radości. To akurat wiem z własnego doświadczenia:) Ona te listy Tonego długo ignorowała, ale w pewnym momencie je przeczytała i po prostu nie wiedziała co odpisać na jego "kocham cię", bo się sama w tym wszystkim pogubiła. Nie wydaje mi się, żeby Jim był jej obojętny, ale w końcu (z pomoca wrednej starszej pani i po niewczasie) zrozumiała, że jednak ma inne zobowiązania. No i że woli jednak ten nowy świat z daleka od domu.

ocenił(a) film na 9
Naethalee

Przeczytałam wszystkie komentarze, bo film wywarł na mnie bardzo silne emocje. Zapewne dlatego, ze sama przeżyłam niemalże taką samą historie. Niemniej jednak, cieszyłam się z faktu, ze wróciła, nie tyle z powodu trudnej do opisania relacji, co samego Nowego Yorku.

Człowiek samotny bardzo łatwo i szybko pada „ofiarą” ciepłego i czułego ramienia. W miejscu, gdzie jest się samotnym i wszechogarniająca pustka dobija bardziej niż można się było spodziewać, to jak wybawienie. Gdy wyjechałam na studia do Anglii miałam 18 lat, nagle zostawiłam wszystkich, których kocham i podpisałam pakt na opuszczenie domu co najmniej na 3 lata. Już w ciągu pierwszych 2 tygodni poznałam Egipcjanina, z którym niemalże od razu zaczęłam się spotykać. Z perspektywy czasu jedynym wytłumaczeniem mojej decyzji była ta głośna samotność.

Jednak czasy współczesne dają więcej możliwości i wszystkiego jest więcej, jest płynniej, co ma swoje plusy i minusy.

Pamietam swój pierwszy przyjazd do domu, gdy przyjechałam na święta i zostałam w domu miesiąc, prawie rzuciłam studia. Na samą myśl o powrocie było mi niedobrze i płakałam non stop. Ale obiecałam dokończyć rok, a potem „zobaczymy”. I zostałam. Mijają dwa lata, a każdy mój przyjazd jest dla mnie szczęśliwy i bolesny jednocześnie, bo nie chce wracać spowrotem. Czuje się ciagle zawieszona, jakbym już nie miała domu a nowego jeszcze nie znalazłam.

To jest największy minus emigracji, ze zanim poczujesz się w pełni elementem danej społeczności (o ile kiedykolwiek jest to w pełni możliwe) mijają lata.

Wiec wracając do scenariusza- myśle, ze Tony to ten sam bodziec, te same ramiona, które kojarzą jej się z bezpieczeństwem i nadzieja na lepsza przyszlosc. A za Irlandia tęsknić będzie już zawsze, tak, jak Ci starsi robotnicy, którzy mimo ubóstwa dalej są w Stanach, bo to ich nowy dom, ale nigdy nie rozstali się z irlandzka kulturą i do śmierci będą ja mieć w sercach. Tak, jak Elis. To kompromis, na który w przypadku emigracji musisz się po prostu zgodzić.

ocenił(a) film na 7
lelopopady

Dziękuję, że podzieliłaś się tak osobistą historią. Tak się składa, że ja również mieszkam poza Polską, a więc doskonale rozumiem o czym piszesz.

Pozdrawiam ciepło i powodzenia

Naethalee

Może ona nie umiała powiedzieć, że kocha? To wcale nie znaczy, że nie kochała. Chociaż on nie czuł od niej tej miłości. Była dosyć chłodna. Stąd wymuszał na niej te deklaracje, a kiedy obawiał się, że wyjedzie i nie wróci, namówił do ślubu. Trochę w złości na niego nie odpisywała na listy. Może miała żal za ppchopne decyzje związane ze ślubem. Ale mimo wszystko i tak by wróciła do niego. Ja czuję, że go kochała i uświadomiła to sobie w tych ostatnich chwilach w Irlandii. Nawet i bez tego ślubu by wróciła. Po prostu potrzebowała czasu, żeby to wszysyko przemyśleć i zrozumieć, że jego kocha, a Irlandia nie jest już jej domem. Finalnie mamy dwoje ludzi, którzy się kochali. Chociaż miłośc była jedna, to każde z nich kochało trochę inaczej. On dość zaborczo, bo tak naprawdę chodziło o niego i jego obawy, że ona może odejść. Ona dość chłodno i obojętnie. Musiała dojrzeć do tego uczucia. Dramatu by dodało, gdyby okazało się na końcu, że Tony znalazl już inną... ale jak wodac jego miłość, mimo że dość egoistyczna, była szczera. Więc te dwa, zupełnie różne, wybrakowane i nieco puste sposoby kochania - stworzyły jedną pełną miłość. Chyba o to w tym chodzi.

ocenił(a) film na 7
JustFurious

Dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami.

Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 7
JustFurious

Obejrzałam ten film po raz drugi- po latach i moja opinia pozostaje niezmienna. Jeden szczegół mi za pierwszym razem umknął, ale on tylko potwierdza moje sympatie i antypatie, o których już wspominałam. Otóż Tony tuż przed ślubem skonsumował swój związek z Ellish.- z naciskiem na "przed". Podkreślam, że to były lata 50te. Katoliczka Irlandka i katolik Włoch. Seks przedmałżeński nie był w tych czasach i środowisku czymś do zaakceptowania. I ten seks był narzędziem do przekonania wahającej się partnerki do zamążpójścia. Obrzydliwa kalkulacja. 


Po drugim obejrzeniu jeszcze bardziej zraziłam się do Tony'ego i jeszcze bardziej polubiłam Jima. Ale fakt faktem - Tony był symbolem tego nowego świata, nowego życia. 

Naethalee

Czasem te spontaniczne decyzje są najlepsze i z Tony'm tworzyła najlepszą parkę

ocenił(a) film na 7
Naethalee

Wracam do swojego starego tematu po latach po ponownym seansie filmu. Przy pierwszym obejrzeniu umknął mi jeden ważny szczegół- otoż Tony i Ellish jeszcze przed ślubem skonsumowali swój związek. Lata 50-te. Irlandka i Włoch- katolicy. 
Może nadinterpretuję, ale wydaje mi się, że to był ten ostateczny argument, żeby przekonać niezdecydowaną Ellish do ślubu. I może - jeszcze bardziej nadinterpretuję, ale Tony dążył do tego zbliżenia z premedytacją- żeby do ślubu na pewno doszło.

ocenił(a) film na 8
Naethalee

Też mam wrażenie, że główna bohaterka kompletnie się w tym wszystkim pogubiła i zwodziła męża. Odpowiadało jej życie w Irlandii- nagle stało się wymarzone, była podziwiana, znalazła świetną pracę i faceta marzeń. Miałam wrażenie, że próbuje zostawić sobie jakąś "furtkę", bo w przeciwnym razie od razu powiedziałaby jasno, że ma męża i nie interesują jej żadne flirty. Nie odpisywanie to też dość dziwne zachowanie u kogoś zaraz po ślubie , zwłaszcza że jednocześnie chętnie spędzała czas z kimś innym.Mam jednak wrażenie, że rozmowa ze sklepikarką utwierdziła ją w przekonaniu co do natury tego miasteczka i nagle straciła różowe okulary. Wcześniej jakoś nikt jej tam nie zauważał, nie adorował, była szarą myszką bez szans na dobrą pracę. Dopiero po wyjeździe do Stanów rozwinęła skrzydła, stała się atrakcyjna w tym również dla Jima. To Tony ją dostrzegł kiedy tak naprawdę nikt nie zwracał na nią uwagi. Myślę, że gdyby opadła pierwsza fala entuzjazmu z jej powrotu wszystko wróciłoby do punktu wyjścia. Tym bardziej, że Jim wcześniej też miał jakąś narzeczoną, więc też mógł nie być aż tak idealny. Podsumowując, też uważam że Jim bardziej do niej pasował. Jasne, że mogliby wieść wspaniałe życie, ale mógłby też nagle zmienić zdanie. To właśnie podoba mi się w tym filmie - nie sposób stwierdzić, że ktoś jest dobrym albo złym charakterem i który wybór na pewno jest trafny. Ellis wybrała tego, kto pierwszy nadał jej życiu sens, sprawił, że stała się bardziej pewna siebie i dał jej nadzieję na przyszłość. Pewnie za jakiś czas różnice miedzy nimi dadzą o sobie znać, ale przynajmniej na razie - wybrała sama, bez rad innych i doceniła męża, wprawdzie po czasie, ale jednak zaczeła go darzyć prawdziwym uczuciem.

ocenił(a) film na 7
Danicalifornia_2

No i faktycznie to może być tak, że ten film ma być o niezależności, wyzwoleniu się spod wpływu rodziny, szukaniu swojego miejsca w świecie, odcięciu się od toksycznej małomiasteczkowości itd. i to była główna motywacja bohaterki. A chłop to już sprawa drugorzędna.

ocenił(a) film na 8
Naethalee

Bardzo podobała mi się rozpoczęta przez ciebie dyskusja, fajnie że znów się wypowiedziałas, bo chciałam już dawno napisać, ale pomyślałam, że może za dużo lat już minęło:)

ocenił(a) film na 7
Danicalifornia_2

Ja tam uważam, że i po latach można ożywić wątek na forum.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones