"Cielec" to kilka ostatnich dni z życia Włodzimierza Ilicza Lenina. Wielki wódz rewolucji u kresu swego życia to bezbronny starzec majacy problemy z poruszaniem się. Całkowicie inaczej przedstawiony niż każdy z nas sobie go wyobraża, jako człowieka wspaniałego, wielkiego na miarę swych burzliwych czasów. "Cielec" to film bardzo powolny, czasami wręcz nużący. Zbudowany z długich czarno - białych kadrów. Brak tu jakiejś wartkiej akcji. Mimo to film pozostawia po sobie dobre wrażenie, nie żal nam spędzonego czasu.
Przesłanie filmu wydało mi sie bardzo smutne. Oto Lenin wódz bolszewików będąc niegdyś słuchanym przez miliony, teraz odpowiedź na własne wołanie otrzymuje jedynie od tytułowego cielaka.
Tatiana Aleksińska pisze - " Spotkałam Lenina w 1906 r. Wolałabym nie wspominać tego spotkania. Lenin uwielbiany przez wszystkich lewicowych socjaldemokratów, wydawał mi się legendarnym bohaterem (...) Jakże dotkliwe było moje rozczarowanie, gdy ujrzałam go na przedmieściach Petersburga (...) Kiedy ktoś na widok nacierającej na tłum konnicy zakrzyknął - "Kozacy", Lenin pierwszy rzucił się do ucieczki. Przeskoczył przez barierkę. Zgubił melonik, odsłaniając naga czaszkę, spoconą i błyszczącą (...) upadł podniósł się i biegł dalej (...) miałam dziwne uczucie."