PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=28}

Cienka czerwona linia

The Thin Red Line
7,6 96 509
ocen
7,6 10 1 96509
8,0 28
ocen krytyków
Cienka czerwona linia
powrót do forum filmu Cienka czerwona linia

Wyraźnie zestawia ze sobą piękno przyrody i okrucieństwo wojny - ale też porusza kwestie okrucieństwa samej przyrody - czyli jakby całej rzeczywistości. I to samo w sobie jest w sumie całkiem okej, ale odniosłem wrażenie, że nie podejmuje z tym dyskusji, nie stara się niczego omówić, tylko daje suche przykłady - ilustruje. Nawet jeżeli są to bardzo piękne ilustracje, to przekaz w stylu "przyroda jest okrutna" trąci trochę lenistwem - co jest jasne od samego początku i nie zachodzi w tym żadna zmiana w trakcie filmu - nie ma w tym historii, to ilustracja.

Postać Witta jest tutaj jakaś zupełnie oderwana od rzeczywistości. Poznajemy go w ogóle jako dezertera, który postanowił skosztować prostego pierwotnego życia w plemieniu aborygenów. Potem wykorzystuje to doświadczenie, aby lansować wizje "innego świata", w którym ludzie pokojowo koegzystują z przyrodą i ze sobą nawzajem. Ale był to bardzo jednowymiarowy obraz, Witt pełni tam rolę turysty. Ludzie dookoła niego harują na życie, a on sobie odpoczywa - widzimy go jak pływa w łódce, spaceruje - nie widzimy go, natomiast, jak staje się częścią tej społeczności. On jej nie rozumie. A mimo to, CCL stara się go nam przedstawić, jako adwokata tego rzekomego piękna przyrody, ale jest zbyt mało wiarygodny, aby rzeczywiście jego postawa mogła być brana poważnie.

Jego fascynacja śmiercią jest zupełnie nie na miejscu. Ani razu w filmie, nie widzimy śmierci jako łagodnego zapadnięcia w sen, tak jak figuruje to w fantazjach Witta. Pojawia się w ogóle kwestia jakiegoś "światła" - rozumiem, że to metafora, ale czego do cholery, czego!?

To chyba był Bell, który pisał listy do dziewczyny, o której wiemy tylko tyle, że ją zapinał - poważnie. Jeżeli w ich związku nie było czegoś, o czym film słowem nie wspomina(!), to ten finał nie wydaje się jakiś szczególnie poruszający. CCL stanowczo odmawia podjęcia z tym dyskusji i porzuca ten wątek w cholerę. Biedny Bell będzie musiał zadowolić się intymnymi chwilami z Betty Boop w zaciszu swojego namiotu. Wiem, że to nie to samo, ale to za mało, aby wzbudzić emocje, współczucie.

Sam konflikt między Kapitanem Buggerem a podpułkownikiem Tallem jest super - rzeczywiście fajnie się wpisuje w temat filmu. To był najciekawszy wątek w całym CCL - miał wszytko; wysokie stawki, starcie charakterów - ale jest tego mało! Dlaczego w ogóle poświęca się czas tak bezużytecznym postaciom jak Witt czy Bell, jeżeli historia, którą film pragnie opowiedzieć tkwi zupełnie gdzie indziej?!

W jednej scenie, anonimowy sierżant traci rozum, szkoda, że wiem o nim za mało, aby się przejmować!

Żołnierze dziękujący Buggerowi za ocalenie życia - Okej. Natomiast nie mamy pojęcia, jakie relacje łączą ich z Buggerem - nie mamy podstaw, aby stwierdzić czy są to relacje ojcowsko-synowskie. Tego zwyczajnie tam nie ma - pożegnanie Buggera jest zupełnie znikąd! Nie ma sensu!

Tak podsumowując, to jest ilustracja, miejscami bardzo piękna, ale nieruchoma i do tego niekompletna. Przypuszczam, że książka realizuje poruszony przez siebie temat od początku do końca, a do tego skacze na bungie i połyka ognie - ale nawet jeżeli tak jest, to film to zwyczajnie rujnuje! :/

Wskutek tego wszystkiego nie mam pojęcia, co ten film pragnął mi powiedzieć poza "Przyroda jest okrutna - popatrz, narysowałem nawet obrazek! Chcesz zobaczyć?".

Na co mogę tylko odpowiedzieć "bardzo ładne, pokażesz mi jak skończysz."

mosheh

Okej, mam. Wykminiłem. Poważnie! Teraz będę pisał do siebie :)

Staros odmawiając wykonania rozkazu, który, jak sądził, miał posłać jego ludzi na śmierć - przeciwstawia się prawu, co można porównać z przeciwstawieniem się prawu natury. Bo to człowiek przez swój wybór wprowadza piękno i miłość do okrutnej natury, albo i nie, co czyni go "psem". Może się to wydawać szyte grubymi nićmi, ale pasuje to do tego w jaki sposób film przedstawia społeczność aborygenów, walczących ze sobą żołnierzy oraz obraz przyrody.

Idąc dalej, okrucieństwo wojny w tym świetle może wynikać z okrucieństwa samej natury i ludzkiej opieszałości w zarażaniu jej miłością i dobrem.

Czyli cofam to, co powiedziałem, film realizuje temat od początku do końca... tyle, że w jednej scenie i na dodatek nie wiem czy sprawia to, że jest on mniej pretensjonalny :/.

Ale rzeczywiście dał mi do myślenia, więc nie jest to taka całkiem tylko ilustracja - choć w większości wciąż tak :/. Czy recenzenci w takich momentach nie powołują się na argument "film jest nierówny"? Bo zawsze trąciło mi to bełkotem...

mosheh

Cześć mosheh.
Odpowiadam rok później :) Właśnie jestem po seansie CCL, szukałam jakichś mądrych wypowiedzi na jego temat, trafiłam na Twoją, bardzo mi się podoba, podzielę się więc swoimi kilkoma przemyśleniami pt. O czym był ten film i co reżyser miał na mysli :

1. Po pierwsze, mnie uderzyło przedstawienie żołnierzy jako ludzi, z całym ich ogromnym lękiem i zagubieniem wypisanymi na twarzy. To nie byli jacyś superherosi, oni tam nie jechali atakować wroga z przekonaniem i zaparciem, oni się przede wszystjkim BALI. Gra aktorów tutaj była doskonała, od Bena Chaplina, przez Johna C. Reilly, po Adriena Brody chociażby, namacalnie wyczuwało się ten strach. W scenie, w której żołnierze przygotowują się do wyjścia ze statku na ląd, wspaniale pokazane są emocje lęku na ich twarzach. Oprócz może jednego osiłka, który walił w drzwi i chciał jak najszybciej postawić nogę na wyspie i przejść do akcji, wszyscy pozostali żołnierze niższej rangi byli przedstawieni z całym swoim STRACHEM. Każdy z nich tak strasznie się bał. Żaden tak naprawdę nie chciał zabijać. Wszyscy mieli bojaźń wypisaną na twarzy - raz, że zostaną zabici, dwa, że będą musieli zabijać. Dlatego właśnie uważam ten film za ważny i chciałabym obejrzeć go kiedyś ze swoim synem. CCL pokuzje ludzkie emocje ludzkich ludzi, którzy są włączeni w jakąś nieludzką, absurdalną, krwawą grę, do której zostali zmuszeni, choć tak naprawdę nie mieli na to żadnej wewnętrznej ochoty (co innego ćwiczenia w wojsku dla zabawy, a co innego prawdziwa krew i prawdziwa śmierć).

2. Po drugie, uderzył mnie bardzo dobrze pokazany LĘK przeciwnika i NIEWINNOŚĆ wroga. W momencie, kiedy amerykańskim żołnierzom udaje się w końcu dotrzeć do bazy Malezyjczyków - po jakiejś godzinie filmu, podczas której nie wiemy, jak wygląda adwersarz - nagle widz odkrywa, kim tak naprawdę jest przeciwnik. I ten cały rywal, wielki wróg, okazuje się być garstką wychudzonych, przestraszonych Malezyjczyków, którzy tak samo jak Amerykanie boją się przeraźliwie i tak samo nie chcą zabijać, ale tak samo biorą udział w tej chorej misji. Co mnie wtedy poruszyło, w tej scenie, kiedy wreszcie dorwali się do japońskiej bazy, to myśl : "ale oni wcale nie chcą tu być, w tej całej wojnie. są tu też z przymusu". Kiedy się modlili, kiedy płakali, kiedy prosili o łaskę, mi było naprawdę ich szkoda. CCL pokazuje, że tak naprawdę w wojnie wszyscy jesteśmy ofiarami. Nasz wróg też, okazuje się, jest ofiarą...

3. Zresztą powoli prawie wszyscy bohaterowie dochodzą do takiego stwierdzenia - bezsensu wojny, która opłaca się tylko generałom dowodzącym z bezpiecznej oddali, a nie mróweczkom-żołnierzykom odwalającym całą robotę na polu walki. Już po godzinie filmu padają rozważania typu "przecież tu chodzi tylko o posiadanie" - myśli kapitan Staros (Elias Koteas), kiedy odmawia wykonania rozkazu bo zgineło właśnie bezsensownie, totalnie bezsensownie jak dżdżownice na przynęcie wędki, na otwartym froncie kilku jego przyjaciół. Potem sam sierżant Welsh (Sean Penn), w drugiej części filmu, już po śmierci Witta, zaczyna zauważać i rozumieć, podczas przemówienia kapitana Georga Clooneya ;-) że "wciskają nam ściemę"...

Po 4. Czy was nie uderzył ten KONTRAST między złem wojny a dziewiczą naturą ? To rozwalanie ogniem, niszczenie tak pięknej, nieskazitelnej przyrody? Kontrast jest celowy i przepastny. Oto cudowna trawa, dostojne drzewa, czyste powietrze, kolorowe gatunki ptaków i ryb, zostają zatrute czarnym dymem wojny. Łamią się wiekowe drzewa, giną niewinne, oryginalne gatunki zwierząt. Te sceny trafiły w samo sedno mojej wrażliwości. Taka doskonała sceneria, niewinna, bogata, pachnąca - i nagle wchodzi sobie z buciorami człowiek tak zwany ucywilizowany, i wysadza wszystko w powietrze, brudzi krwią, depcze, niszczy, rozwala. To było dla mnie fenomenalnie w tym filmie pokazane !
Zresztą scena kiedy umiera Witt też jest przypięta do kontrastu - zaraz po tym, jak zostaje zastrzelony, widzimy w jego wspomnieniach, jak pływa w nieskazitelnie przezroczystej wodzie, z roześmianymi, niewinnymi dziećmi - toć to czysta energia, pozytywne wibracje szczęścia, ludzkiej radości, naturalnego środowiska, które jest z założenia dobre. W zestawieniu z bezsensownym, bezcelowym zabijaniem, krzykiem, łzami, bólem, przemocą, brudem, złem. Byłeś, żyłeś sobie, pływałeś, dawałeś radość i czułeś radość - i nagle cię nie ma, ktoś cię zmiótł w imię jakiejś wojny.

@mosheh : Dlaczego piszesz, że film przedstawia leniwą ilustrację pt. "przyroda jest okrutna" i z nią nie polemizuje ? Ja nie miałam wrażenia, że przyroda jest okrutna. Taki tekst rzuca podpułkownik Nick Nolte ;-) chcąc przekonać kapitana, że zabijanie jest usprawiedliwione. Ale dla mnie argument, że rośliny oplatają drzewa to jakaś ściema, - to jest czysta symbioza, korzystna dla obu gatunków, ja tego nie kupuję. Dlaczego środowisko naturalne miało by być okrutne ? Ja tego w CCL w ogóle nie dostrzegłam.

5. I w końcu postać Witta. Jest dla mnie totalnie charyzmatyczna i urzekająca :) To z nim identyfikuję się najabrdziej sposród wszystkich przedstawionych w filmie bohaterów. Nie znałam wcześniej tego aktora, ale dowiedziałam się, że to Jim zagrał Chrystusa w Pasji, muszę koniecznie obejrzeć tą produkcję, ale po CCL wcale się nie dziwię, że dostał taką rolę :) W tym filmie właśnie on jest jak Chrystus.

@mosheh : Dla mnie Witt nie jest leniem-turystą, on jest po prostu nowy. Społeczności swoją drogą też nie odebrałam jako ciężko harującej :) Witt i jego kompan żyją z nimi, bawią się z nimi (np. chodzenie na rękach z chłopcami, pływanie z dziećmi), widzimy, jak coś pletą i wyplatają, uczą się rzemiosła od aborygenów. Moim zdaniem Witt po prostu powoli i cierpliwie się z nimi zaprzyjaźnia i jak najbardziej chciałby stać się częścią tamtejszej społeczności.

PS. WĄTEK MIŁOSNY BELLA : Jeśli chodzi o uczucie jakie połączyło Bella i jego ukochaną, to ja nie wiem, jak tam mogłeś nie doszukać się niczego więcej niż zapinania :) Oglądałeś film w oryginalnej wersji? Przecież to jest czysta poezja ! Ej, serio, ale moment, kiedy Bell dostaje list od swojej laski, która pisze mu, że już nie mogła czekać i znalazła sobie innego - to był dla mnie i dla mojego męża najbardziej dramatyczny moment w całym filmie !!! (miejsce nr 2 ma śmierć Witta i jego wyraz twarzy, kiedy zdaje sobie sprawę, że za kilka sekund zginie). Bell przetrwał najgorsze, nie zginął, udało mu się uniknąć o włos śmierci i nagle przy happy endzie okazuje się, że właśnie zabija go to (ta), która była Sensem i powodem do życia na tej całej wojnie ! Jemu się w tym momencie wali wszystko, myślę, że w tamtej chwili żałował, że nie trafiła go żadna kula. To było mega mocne właśnie przez wielokrotnie powtarzanych w filmie jego wspomnień, jak dla mnie wspaniale nasączonych czułością, tęsknotą, uczuciem absolutnie wyjątkowym, oczekiwaniem. To były głównie wspomnienia cielesne, okej, ale z przekazem masy emocji i uczuć.

ocenił(a) film na 10
_Jowi_

Według mnie osiłek, który walił w drzwi nie chciał biegnąć do walki tylko chciał się wyżyć z nerwów bo był tak samo przerażony jak cała kompania C. Masz rację.. Kontrast między wojną a naturą jest świetnie pokazany a Witt jest świetny chociaż nie jest moim "faworytem".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones