+ scena z psem i strzałem w głowe
+ Bruce Willis i jego broda
+ płaczący Michael Wincott za to ze chca mu wyciąć psa dostającego kulke w głowe
- cała reszta
To u mnie odwrotnie, te niby zabawne sceny raczej byłabym skłonna uznać za pastiszowe. Bo ten film to w dużej mierze pastisz na Hollywood, jakby ktoś nie zauważył. W tym kontekście bardzo pasuje tu perspektywa właśnie producencka, pragmatyczna - odarta z tego całego niby artyzmu.
Producent widzi film jako produkt, na który najpierw trzeba zebrać kasę, a jako, że pieniądze nie śmierdzą - inwestorem może być każdy (w filmie chyba dwukrotnie jest akurat to fajnie pokazane, nie pamiętam profesji potencjalnych nowobogackich kapitałodawców, ale są z kategorii odjechanych).
Potem, jak już jest kasa musi użerać się z reżyserami, aktorzynami, których chore problemiki urastają do rangi wielkich (pies, broda). W międzyczasie facet ma większe problemy - np. rodzinne (córka, żona), a zajmuje się (bo musi) tymi bzdurami. I jest tego świadomy.
A wszystko po to, żeby zainwestowana w film kasa się zwróciła. Bo tu chodzi o zysk (szok) - to z kolei fajnie oddaje scena z plakatem, na którym jest tylko kwota z sumą pieniędzy jakie ów film wygenerował.
Jak można tego filmu nie zrozumieć? To nie jest stricte komedia. To przede wszystkim pastisz.
A i jeszcze w kontekście śmiesznych scen pastiszowych dodałabym:
- płaczącą w krawat małolatę od filmów z wampirami,
- Brada Pitta jako florystę (a to akurat zabawny obrazek, na jakiej zasadzie wybiera się, co produkować: sam scenariusz słaby, ale za to z gwiazdą).
Podobny klimat, o tworzeniu serialu:
www.filmweb.pl/film/Tak+się+robi+telewizję-2006-248612/