PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=555037}

Cristiada

For Greater Glory: The True Story of Cristiada
7,2 15 572
oceny
7,2 10 1 15572
Cristiada
powrót do forum filmu Cristiada

Zaznaczam, że nie jestem katolikiem, co można bez problemu sprawdzić czytając moje komentarze np.: http://www.filmweb.pl/serial/Labirynt-2012-635593/discussion/Super,2094289!
Z tym, że w tym filmie pokazani zostali zwyczajni, prości ludzie, których jedynym bogactwem była wiara (choćby nie wiem jak irracjonalna), a którą to wiarę chciał im odebrać jakiś lewak, zwany prezydentem. Utożsamiam się z Andy Garcia, który fenomenalnie wcielił się Enrique Gorostiete, generała w stanie spoczynku, który sprawy wiary traktował zaledwie z pobłażaniem, a za sprawą bezkompromisowej wiary nastoletniego chłopca odkrył na nowo sens życia. Film ma prawo nie podobać się ateuszom i wszelkiej barwy lewakom, i to oni będą w tym miejscu bić pianę, ponieważ film ten bezpośrednio dotykać będzie ich najbardziej czułego miejsca, - bez wiary w Boga (co nie jest rzeczą wszystkich) człowiek co najwyżej może być jedną z form istnienia białka, czyli wielkim G! To wiara, bez względu na jej mankamenty, nadaje sens życiu. Film bardzo dobry. 10

ocenił(a) film na 10
filozof71

Trywializując tak potężne zjawisko społeczne, jakim jest wiara w ogóle, a w tym przypadku wiara chrześcijańska dokładnie przekłamujesz rzeczywistość. Swoim komentarzem przyznajesz rację moim słowom "Film ma prawo nie podobać się ateuszom i wszelkiej barwy lewakom, i to oni będą w tym miejscu bić pianę, ponieważ film ten bezpośrednio dotykać będzie ich najbardziej czułego miejsca,"

aabraq

Niestety wyzywanie mnie od lewaka dyskwalifikuje cię jako poważnego dyskutanta. Jestem samodzielnie myślącą jednostką a nie lewakiem. Do lewactwa mi tak samo daleko jak to twoich śmiesznych mitów.

ocenił(a) film na 10
filozof71

Nikogo nie wyzywam od lewaków, podkreślam jedynie, że film ten, niejako z "urzędu" ma prawo nie podobać się lewakom, ale może równie dobrze nie podobać się księżom, czy nawet samemu papieżowi. Tym bardziej, że duchowny - generał, który wysadził w imię Boże pociąg z pasażerami ma się nijak do prostej wiary młodego bohatera tego filmu, jak do powolnej metamorfozy ku wierze w tego samego Boga, generała, zagranego, nie przez przypadek, prze Andy,ego Garcie, emigranta z komunistycznej Kuby. Garcia na własnej skórze doświadczył dobrodziejstw komunizmu w wydaniu bandy Castro.

aabraq

"Film ma prawo nie podobać się ateuszom i wszelkiej barwy lewakom, i to oni będą w tym miejscu bić pianę, ponieważ film ten bezpośrednio dotykać będzie ich najbardziej czułego miejsca," Hurr Durr na stos lewaków i ateuszów, na stos. Niechaj spłonie diabelskie nasienie w imię pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

Nnorm

Akurat im mniej lewactwa na świecie, tym lepiej - i dla gospodarki, i dla społeczeństwa, i dla pojedynczych jednostek.

_surreal_

zamień "lewactwa" na "prawaczy" i będzie się zgadzać.

ocenił(a) film na 7
Nnorm

To lewacy doprowadzili do upadku Polskiej gospodarki podczas komunizmu.

filozof71

Właśnie przeglądałem katalog wrażeń wywoływanych przez ów film - czyli tutejsze komentarze. I jak zwykle spostrzegłem, że gdziekolwiek rzecz nie dotknie ludzkiej wiary w Boga, tam powstają silne tarcia i iskry sypią się wokół gęstymi snopami.
Dyskusje prowadzą zazwyczaj donikąd, bo i tak trą się w nich emocje zamiast argumentów, zaś nawet kiedy do głosu dojdą argumenty, to i tak emocje nie pozwalają im nimi być. Obie strony przekonują się do tego, co pozostać musi rzeczą przekonań, i obie strony nie rozumieją, że wiara bądź niewiara powstaje gdzieś na peryferiach tych umysłowych zmagań.

Teraz napiszę językiem typowo teologicznym - więc czytelnikom na niego uczulonym ścierpnie tym sposobem skóra na grzbiecie, za co nie jest mi przykro:
Jeżeli ciężar wiary sięga poza rzeczywistość widzialną i jej obecność wespół z tym czego doświadczamy namacalnie dopiero tworzy całą rzeczywistość to wówczas nie należy oczekiwać jej naukowego wyjaśnienia, które z konieczności musi wymykać się możliwości przeprowadzenia jakiegokolwiek dowodu. Człowiek niewierzący z kolei rzecz ucina prosto. Czego nie widać, tego nie ma, a reszta jest wymysłem. Religia to rodzaj malowniczego folkloru, choć nie pozbawionego okrucieństw - swoją drogą, powstającego nie z motywacji religijnej, ale tej, że człowiek lubi wypaczać nawet najszlachetniejsze idee i podporządkowywać je podlejszym motywacjom, które otacza parawanem religii.

Wobec takiego obrazu wiary trudno więc jakkolwiek argumentować. Miałem napisać językiem teologicznym.
Jeżeli założyć, że wiara ogarnia człowieka przez zbliżenie się do niego samego Boga, to wówczas potyczki emocjonalne na takim jak to, forum, nie mają większego znaczenia. Są jedynie zwyczajnym biciem piany. Jeżeli ciężar wiary leży poza tym czego doświadczamy zmysłami to jesteśmy w niej na pewien sposób bezradni. I człowiek niewierzący nie odnajdzie w sobie siły by zapytać z przekonaniem właściwym temu który wierzy: "a jeżeli kwintesencją tego co rzeczywiste jest to, co istnieje poza tym co na co dzień dotykamy jako rzeczywistość? - jeżeli to co pozostawiamy umarłszy, jest rozstaniem z pewną iluzją, platońskimi zjawami pląsającym jako cienie we wnętrzu mrocznej jaskini?" Te pytania zada człowiek wierzący, zaś niewierzący z nich zakpi. Zapyta na odwrót, ugruntowany w swoim przekonaniu, mniej więcej tak: "a jeśli ten cały wszechświat bez liczby atomowej - zwany pociesznie światem nadprzyrodzonym - jest tylko garścią impulsów, rozbłąkanych pod zbolałą czaszką, to co wtedy?"

To nie jest więc dyskusja na argumenty ale zderzenie przekonań, których początki sięgają skądinąd. To jak to nieuchwytne, ale przejmujące doznanie człowieka odczuwającego drżenie, kiedy zaniepokojony, wchodzi do ciemnego, nieznanego pomieszczenia i ulgi, kiedy znajduje na ścianie przycisk włącznika, którym zapala światło. Zagadka początków wiary, bądź jej braku drzemie - takie jest moje przekonanie - w tych właśnie stanach, wywołanych obecnością w powszedniości tego, co na przekór niej, nad nią wyrasta.

Przyglądam się zabarwieniu emocji jakie oblepiły komentarze kolegi filozofa i stwierdzam, że brakuje w nich taktu jaki należy się osobom wierzącym, nawet jeśli wydawać się mogą żałosnymi ślepcami bądź nie wyrośniętymi z zabobonów dziwakami. Podejrzewam, że osobę wierzącą zaboli nazwanie jej Boga, "facetem który chodził po wodzie". Swoją drogą to brzmi prawie jak tytuł gangsterskiego filmu ;) : "człowiek który wiedział zbyt wiele". No i ta odzywka o "śmiesznych mitach" też nie daje nadziei na szacunek jej autora do ludzi odmiennych przekonań.

ocenił(a) film na 10
drzewiarz

Gratulując teologicznego elaboratu, chciałbym jednak wrócić do samego filmu, abstrahując od jego przesłania. Muszę przyznać, że oglądając ten obraz z pozycji człowieka, który ma tyle wspólnego z katolicyzmem, co za przeproszeniem świnia z astronomią, złapałem się na tym, że film ten drażni mnie, nie tyle od strony warsztatowej, co właśnie "teologicznej". Dlatego po projekcji zadałem sobie pytanie, jakbym odebrał ten film gdybym nie był agnostykiem, i musiałem przyznać, że film jest bardzo dobrze "skrojony", a aktorzy pokazali się, moim zdanie, z jak najlepszej strony. Więc o co chodzi/? Skąd te rozdrażnienie? Ano stąd, że ideologicznie byłem na "nie", ale od strony warsztatowej, jak najbardziej na "tak". Stąd i mój komentarz... Pozdrawiam.

drzewiarz

Witam, Wybacz, ale ograniczam się tylko do ostatniego akapitu. Doświadczyłem dużo różnych sytuacji, w których fakt, że jestem niewierzący i nie jem mięsa powodował uznanie mnie za dziwaka i powodował nietolerancję, więc moje wypowiedzi są tylko małym rewanżem w stronę Katolickiej większości. Obiektywnie to wiara w mity jest czymś nienaturalnym. Kwestia czyje są to mity - czyjeś śmieszne, moje święte - tacy są Katolicy. Dla mnie zabobon jest zabobonem o tyle bardziej żałosnym, że większość zjawisk których dotyczył została już wyjaśniona naukowo. Pomijając Twoje górnolotne teologiczne rozważania - wiara to kupczenie ludzkim strachem przed śmiercią i nadzieję na życie wieczne, usprawiedliwienie nieudolności i związanej z nią ziemskiej niedoli, pogodzenie z losem poddanego - na korzyść elit rządzących.

filozof71

Pociągnąłeś kilka sznurków naraz. Spróbuję więc przyjrzeć się bliżej kilku sprawom z osobna.
Przyznawszy się, że chciałeś się zrewanżować pewnej grupie nieżyczliwych Ci ludzi, w gruncie rzeczy dołączyłeś do niej. Pozornie tylko poróżniliście się argumentami, ale upodobniliście się działaniami. Jak napisałem wcześniej, w tego typu sporach, racje okazują się pozorami. Są pretekstem do skoczenia sobie do gardeł. Mimo rozbieżności przekonań pojawia się zbieżność działań, które obnażają obłudę sporu o przekonania. Przekonania okazują się lichą podpałką pod wspólnym paleniskiem.

Druga sprawa: sięganie do uogólnień łamie Twoje argumenty wpół - "tacy są katolicy". Tacy są nie katolicy, ale obciachowcy. A to, że za takich się mają, nie czyni ich katolikami. Podobnie jak noszenie sułtany nie gwarantuje jej użytkownikowi dożywotniego tytułu chrześcijanina, nawet jeśli poddał się rozmaitym kościelnym obrzędom.

Sprawa jedzenia bądź niejedzenia mięsa, za którą spotkały Cię przykrości dla chrześcijanina powinna być dostatecznie zrozumiała. Wystarczyło Ci odesłać Twojego miłośnika mięs do 14 rozdziału listu do Rzymian, żeby oddalił się zawstydzony nieznajomością własnych świętych pism. Tam nawet przeczytałby o tym, że lepiej byłoby mu nie jeść mięsa ;)

Rzecz następna: wiara w mity. Sprawa z chrześcijaństwem nie jest mitologiczna, przez wzgląd na historyczną osobę jej założyciela. Złożona jest oczywiście dyskusja o tym jaki jest zakres tej historyczności. Na ile postać z Ewangelii jest historyczna, ale zważywszy na to, że tutejsze forum służy jednak do omawiania filmów, zrezygnujemy z tego rodzaju rozważań.

Wiara oczywiście jest czymś nienaturalnym, ale to wynika z tego co napisałem w poprzednim wpisie. Nienaturalnym, ponieważ wykracza poza możliwość wytłumaczenia jej tym co odbieramy powierzchnią ciała. Na pewien sposób jednak sami w sobie nie mieścimy się w kręgu zjawisk powszednich. Stąd również wynika niemożność rozstrzygnięcia tych kwestii naukowo. Nauka wypracowuje swoje wnioski w warsztacie doświadczenia zmysłowego i namacalnych eksperymentów, dlatego nie może też orzekać o sprawach wiary. Wierząc lub nie wierząc nie orzekamy naukowo. Przychylamy się jedynie do pewnych przesłanek, a i tak nie od nich zależy to czy wierzymy, bądź nie, ale o tym wyczerpująco rozpisałem się w poprzednim wpisie - zwanym przez jednego z czytelników "teologicznym elaboratem".

Koniec Twojej wypowiedzi zmusza mnie do porzucenia nadziei, że zechciałbyś obdarzyć stronę z którą się spierasz, szacunkiem: "żałosny zabobon", "usprawiedliwienie nieudolności". W istocie rzeczy wiara nie ma nic wspólnego z poddaniem się losowi i wykazaniem się nieudolnością. Najlepszym przykładem jest pewna przypowieść o talentach, w której, wystraszony i nieudolny dzierżawca waluty, decydując się zakopać ją w ziemi, zamiast jej zainwestowania, został przez gospodarza skarcony i przepędzony. Wydaje mi się jednak, że to iż tak sądzisz, wynika ze stereotypowego spojrzenia na ludzi wierzących i to, że oni sami dają niejednokrotnie powód, by tak o nich sądzić.
Podejrzewam, że niejednokrotnie popełniamy ten sam błąd wobec muzułmanów, z grubsza szeregując ich do grona fanatyków i zamachowców. Stereotypowe myślenie ma ogromną popularność i siłę rozprzestrzeniania. I jest tyleż samo krzywdzące. Tego z resztą pewnie sam nie raz doświadczyłeś.

Ale jak napisałem. namiętności religijne tylko ukrywają się za argumentami i dyskusjami. Dlatego nie ma sensu więcej się tu o tym rozpisywać.

Pozdrawiam miłośników kina.



drzewiarz

Szanowny dzewiarzu. Takich ludzi jak Ty zapewne szanuję, jednak kościół katolicki w Polsce ma całkiem inną twarz. Katolicy akceptują zbyt wiele zła w swoim kościele, żebym mógł widzieć ich i odróżniać "obciachowców", którym jest zapewne odkryty niedawno polski misjonarz-pedofil wyświęcony przez JP2 (że też duch święty na to pozwolił). Którą część KK należałoby uciąć wedle zaleceń Jezusa? Może cały polski episkopat o takimi osobistościami jak np. Sławoj?

Wiara, zawsze kazała zgadzać się na swój marny los i cierpienie. Przez lata KK był elementem ciemiężenia i wyzysku, jakoś nie nawołując do rewolucji. Niewolnik ma pozostać niewolnikiem, cierpieć i liczyć na nagrodę w życiu przyszłym. Cóż z Twoich górnolotnych wypowiedzi skoro nie dostrzegasz tego.

drzewiarz

>>>>> Sprawa z chrześcijaństwem nie jest mitologiczna, przez wzgląd na historyczną osobę jej założyciela.

Jakiej historyczności? Czyżby istniały jakieś źródła historyczne pozwalające stwierdzić, że Jezus – nawet jako zwykły człowiek, na którym zbudowano mitologię chrześcijańską – w ogóle istniał? O ile wiem, a wiem niemało, to nawet na to nic nieznaczące twierdzenie nie ma użytecznych dowodów historycznych.
A co dopiero na istnienie Jezusa, jako dokonującego cudów syna/wcielenia ugarycko-kananejskiego boga Jahwe.

Jeśli chciałbyś, szanowny drzewiarzu, o tym porozmawiać, to bardzo chętnie, ale na wszelki wypadek kliknij sobie najpierw na moim nicku, żeby nie powtarzać tego, czego błędność już zademonstrowano.

impactor

Kolego, o niemałej wiedzy, i bogatym zbiorze odnośników. Sprawa historyczności prowincjonalnego mędrca o zasmucającym kresie żywota nie mogłaby pewnie liczyć na wiele szczęścia do historycznego przekazania jej potomnym. Parę wzmianek mimo to otrzymała spod pióra co znaczniejszych Rzymian. Co prawda to zaledwie kilka zwięzłych i krótkich informacji, w rzymskim stylu, ale jasno wzmiankują o grupie osób mających związek z istniejącym nauczycielem. Ponieważ wiesz niemało, nie ośmielam się nawet uściślać, którzy to kronikarze i co napisali, żeby Cię nie urazić.

Wiem, że kiedy się człowiek uprze, że będzie wierzył w to co chce wierzyć, dyskusja staje się pozorem. Przypomina bardziej nerwowe pilnowanie granic swoich własnych poglądów. Pewnie nie ma się czemu dziwić, bowiem kwestie wiary w cokolwiek, co zapewnia poczucie sensu tego, co się na co dzień robi, zawsze będą odczuwane boleśniej i wywoływać będą mocniejsze reakcje obronne. Tak jak żona, która chce wierzyć, że jej mąż jej nie zdradza, i uwierzy bardziej kwiatom przyniesionym przez męża, niż życzliwym podejrzeniom sąsiadki.

Chyba nie chcę toczyć dyskusji na tak naszpikowanym polu minowym, po którym lubisz się poruszać. Nie dlatego, że nie warto, ale dlatego że zrobiłem to do syta. Dzięki temu rozumiem sens zakłopotania Sokratesa, który mógł się poszczycić nieprzeciętną wiedzą i umiejętnością docierania do sedna spraw. W ostatecznym rozrachunku zdał sobie sprawę z wątpliwej siły i objętości ludzkiego umysłu, mimo iż jego możliwościami mimo wszystko pozostał zafascynowany, zaś wartości zdobytej wiedzy także nie zaprzeczył. Pokora i ostrożność w przemykaniu po świecie możliwych zdobyczy intelektualnych niezmiennie jest dla mnie punktem wyjścia wszelkich, a w szczególności religijno - humanistycznych rozważań.

Przejrzałem kilka wskazanych przez Ciebie linków ze znajomymi mi kwestiami. Są one wartościowe o tyle, że próbują operować konkretami, ale towarzysząca im kpina i poczucie miażdżącej przewagi intelektualnej nad stadem niepełnosprawnych umysłowo chrześcijan budzą moją szczerą odrazę. Nawet bowiem jeśli człowiek wierząc myli się w tym co ma nadzieję, że jest prawdą, zasługuje bardziej na współczucie niż na pogardę lub szyderstwo.

Jeden z podanych przez Ciebie odnośników porusza kwestię złotej zasady, by czynić innym tak, jakbyśmy chcieli by obchodzono się z nami. W tej dla wielu ludzi oczywistej wskazówce dostrzegalna jest zachęta do tego, w jakim klimacie powinno się takie dyskusje prowadzić. Zadziwia mnie natomiast ile złej woli trzeba wykazać, żeby tą dość zrozumiałą wskazówkę Jezusa przeinaczyć. Żeby wykazać jej absurdalność zostaje znaleziony dla jej podważenia patologiczny przykład samodestrukcyjnego osobnika, którego intencje miałyby podważyć bezwzględny charakter tej życiowej rady. Uderza mnie sztuczność tego zabiegu i nieumiejętność dostrzeżenia, iż jest to nauka zakładająca zgodnie ze zdrowym rozsądkiem to, iż chcemy dla siebie na ogół dobra, i tego by nas ceniono, podziwiano, szanowano i kochano - pod czym większość myślących ludzi raczej się podpisze - i zgodnie z tym założeniem zachęca do tego by z tymi dobrymi oddziaływaniami wychodzić jako pierwsi, nie zaś tylko spodziewać się ich od innych. I takie, moim zdaniem jest znaczenie tego pouczenia. Brak chęci i umiejętności dostrzeżenia tego prostego wyjaśnienia nauki jest dla mnie niezrozumiały. Tak jakby piszącej to osobie bardziej zależało na podważeniu nauki niż jej zrozumieniu.

Zrozumiałe jest jednak dla mnie to, że ostatecznie nie to kto i ile będzie miał racji w dyskusji jest najważniejsze w całych tych umysłowych zmaganiach, ale to jaki dadzą one na ostatek efekt w naszym nastawieniu do innych. Zbyt często dostrzegam, że stają się one jedynie drogą do podbudowania swojego poczucia intelektualnej wyższości nad innymi, więc od dawna staram się ich unikać.

Pozdrawiam kinomanów. Wybaczcie, że zachwaściliśmy to forum kolejnym niefilmowym postem.

drzewiarz

>>>>> Parę wzmianek mimo to otrzymała spod pióra co znaczniejszych Rzymian. Co prawda to zaledwie kilka zwięzłych i krótkich informacji, w rzymskim stylu, ale jasno wzmiankują o grupie osób mających związek z istniejącym nauczycielem. Ponieważ wiesz niemało, nie ośmielam się nawet uściślać, którzy to kronikarze i co napisali, żeby Cię nie urazić.

Masz na myśli tych?
http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra+ekranizacja+słabej+ fikcji+(cz.+3),2246770?page=8#post_11056463

Podsumowując:
1 - żaden nie używa rzymskich źródeł, ani żadnych źródeł administracyjnych, nieważne skąd
2 – prawie wszyscy opisują jedynie istnienie sekty chrześcijan, w co nikt nie powątpiewa
3 – jedyne dwie wzmianki o założycielu chrześcijaństwa pochodzą z opowiadań zasłyszanych od... chrześcijan

Tak więc równie dobre źródła mamy na Prometeusza, że o boskim Kserksesie nie wspomnę.



>>>>> Chyba nie chcę toczyć dyskusji

Również lubię oszczędzać czas. Proponuję więc, żebyśmy wspólnie nie pisali elaboratów, tylko żebyś podał mi jakiś jeden – najlepszy wg Ciebie – argument za istnieniem boga. Jakiegokolwiek Ci się podoba.


>>>>> Pokora i ostrożność w przemykaniu po świecie możliwych zdobyczy intelektualnych niezmiennie jest dla mnie punktem wyjścia wszelkich, a w szczególności religijno - humanistycznych rozważań.

Bardzo mnie to cieszy. Ufam więc, że w duchu tej idei, zgodnie z myślą Sokratesa, nie przyjmujesz za prawdę wierzeń pozbawionych poszlak bycia prawdziwymi.



>>>>> kpina i poczucie miażdżącej przewagi intelektualnej nad stadem niepełnosprawnych umysłowo chrześcijan budzą moją szczerą odrazę.


>>>>> Nawet bowiem jeśli człowiek wierząc myli się w tym co ma nadzieję, że jest prawdą, zasługuje bardziej na współczucie niż na pogardę lub szyderstwo.

Jasne, że tak. Dopóki rozmówca posługuje się rozsądkiem i próbuje tworzyć merytoryczne argumenty, to dyskusja pozostaje wolna od drwiny.

Ale kiedy ów wierzący mówi „mam nadzieję, że moje wierzenie jest prawdą” i „wiem że moje wierzenie jest prawdą!”, podczas gdy WSZYSTKO co robi jest doskonałym przeciwieństwem dążenia do odkrywania prawdy, a przy tym ma jeszcze czelność zarzuć niewierzącym kłamstwa i stronniczość, to z jaką reakcją powinien się taki wierzący spotkać?

Na pewnym etapie, kiedy merytoryczne argumentu odbijają się jak groch od ściany, po prostu trzeba się poddać i powiedzieć szczerze takiej osobie co się myśli o jej postawie.



Cieszę się, że czytałeś fragment „Głupstwa Jezusa”, chociaż domyślam się, że przyciągnął Cię on akurat tym tytułem i wiele więcej nie przeczytałeś. W każdym razie zarzucasz mi, że wypaczam jego słowa „czynić innym tak, jakbyśmy chcieli by obchodzono się z nami”. Czyżby?

Chrześcijanie przypisują Jezusowi geniusz dawania doskonałych rad. Tymczasem złota zasada jest starsza od Jezusa o dziesiątki tysięcy lat, więc Jezus nic nowego tutaj nie wymyślił. W dodatku sformował ją w tak niezręczny sposób, że nie trzeba być żadnym psychopatą, aby prowadziła ona do nieszczęścia.

Oczywistym jest, że to co podoba się jednej osobie, nie musi podobać się innej, a Jezus właśnie do tego namawia – róbcie innym tak, jak sami chcecie mieć robione. Czyli jeżeli chciałbym by obca dziewczyna za mną chodziła całe dnie bo sprawia mi to przyjemność, to ja powinienem stalkingować obce dziewczyny.
Jeśli ja chciałbym by moje ciało było spalone po śmierci, to i Ciebie spalę. Jeśli ja chcę mieć usunięte wszystkie zęby za młodu, żeby później nie mieć problemów z dentystą, to i Tobie je usunę. Jeśli ja chciałbym jako młoda dziewczyna wyjść za mąż przed 22 rokiem życia, to i moją córkę do tego zmuszę.
Itd, itp.

Nie ma w tym żadnego przeinaczania. Właśnie do takich patologii prowadzi rada Jezusa. A skoro ma on być wcieleniem istoty doskonałej, i najwyższym nauczycielem moralnym, to takie bezmyślne rady nie miały prawa przejść mu przez usta.

Nawet w przedchrześcijańskim Buddyźmie złota zasada była lepiej sformowana. Ile trzeba myśleć, żeby wpaść na o wiele lepszą (chociaż wciąż niedoskonałą) wersję złotej zasady brzmiącej „czyń drugiemu tak, jakby chciał by było mu czynione”?
2 minuty? No cóż, najwidoczniej to za długo dla przedwiecznego, doskonałego boga.

Nauki Twojego Jezusa i Twojego boga dzielą się na dobre (mniejszość), niemądre, głupawe, niemoralne, wybitnie złe i antyludzkie. A Twoje chęci mrożenia oczu tak długo, aż wszystkie zaczną wyglądać na objaw geniuszu moralnego, nie zmienią wymowy słów i wydarzeń zapisanych w Biblii.

impactor

Widzę, że tak czy owak masz instynkty myśliwego. Z jednej strony elegancko przyznajesz, że chrześcijanin sobie wierzący nie jest godzien pogardy, jeśli nie ulega chęci ekspansji, ale jednak z lubością ciążysz myślami do tych natrętnych i mało krytycznych chrześcijan, którzy pchają się na twoją linię strzału. Niemniej jednak jakakolwiek myśl o tych wierzących w Jezusa, których nie ma powodu odstrzeliwać - tylko argumentami na szczęście, choć mimo wszystko jadowitymi, z powodu czego pewnie nie widzisz powodu do zażenowania - nie wydaje Ci się atrakcyjna.

Wydaje mi się, że gubi Cię w przypadku interpretacji tamtej prostej reguły - pal ją sześć, kto ją wygłaszał wcześniej - to, że na siłę, być może by ją zdyskredytować, szukasz dla niej jakiś specjalnych konfiguracji i wygłupów. Tymczasem w tym przypadku trzeba ją ugryźć, jak to mówią na prowincji, na chłopski rozum i wiadome wtenczas jest jej przesłanie. Doszukiwanie się hedonistów, gwałcicieli i przeróżnych popaprańców, żeby wypaczyć sens prostej zasady, świadczy że pasja logika, matematyka, nie pozwala Ci na rozwinięcie niektórych subtelności humanisty. Pewnie Cię to ukłuje, ale widzę to w tym przypadku dość przejrzyście.

Myślę, że w głębi ducha nie masz szacunku do żadnego wierzącego człowieka i spotwarnia Cię swego rodzaju zarozumialstwo. To dość uderza w rozmowach z ludźmi ostatecznie przekonanych o doskonałości swych intelektualnych poczynań. Padają wprawdzie słowa o pokorze, szacunku i tym podobnych, ale nie mają one większej wartości w ich wypowiedziach.

Na końcu swojej wypowiedzi jedziesz już po bandzie, aż snopy iskier sypią się z karoserii. Tracisz zarazem rezon logika i pozwalasz sobie na przypuszczenie, przechrzczone śmiało w twierdzenie o tym, że przynależę do osób wyznających Jezusa Galilejczyka. Nie posiadam również skłonności do zamydlania oczu. Wydaje mi się, że klucz do pewnych spraw tkwi w prostocie, a nie w komplikacji. Szczególnie w przypadku rozważań moralnych. Z tego co pamiętam to Jezus nawet sam proponował słuchanie jego słów w prostocie serca, co daje podstawy przypuszczać, że takie matematyczne rodeo jakie uprawiasz, może wyprowadzić Cię na manowce, zaś sugerowane przeze mnie rozwiązanie zagadki: "czyń innym tak jakbyś chciał, by Tobie czyniono", wydaje mi się bardziej sensowne i poniekąd naturalne. Poza tym śledząc podobne wypowiedzi Jezusa można łatwo wyeliminować takie pokrętne dociekania - na pierwszy rzut oka jest to Łk 3 ze wskazówkami wyraźnie piętnującymi negatywne zachowania i zachęcającymi do przeciwstawiania dobrych poczynań tym, które są im przeciwne.

Ale znajdujesz raczej to co chcesz znaleźć. Jeśli się już uparłeś, żeby podoszukiwać się wszelkiej złej, słabej i wypaczonej woli u wszelkich możliwych, poważnie traktujących swoją wiarę w Jezusa osób, to uda Ci się to. Ale raczej dogodzisz bardziej swojej umysłowej pasji aniżeli zbliżysz się do pewnych pozytywnych skutków, jakie wynikają z tego, że niektórzy ludzie ukierunkowują swoje życie zgodnie z tym w kogo wierzą.

Znam kilku ludzi, których podziwiam, gdyż spotkałem się z ich strony z szacunkiem, wyrozumiałością i pokorą. Również z doskonałym poczuciem humoru i serdeczną sympatią dla innych ludzi. Dostrzegam w tym pozytywne skutki ich szczerej wiary, którą deklarują. I ma to dla mnie zdecydowanie większą siłę oddziaływania niż twoja pisanina. To taki argument z życia. I takie są dla mnie w zupełności wystarczające. W takich intelektualnych zapasach jest wiele frajdy, czasem i dramatycznych wątpliwości, ale ostatecznie uspokaja mnie logika ludzkiego, codziennego podwórka.

Dosyć grafomanii.

Pozdrawiam i życzę lekkości umysłu i większej łagodności w obejściu z resztą ludzkiej gromadki.

drzewiarz

Widzę, że lubisz pisać w ekscentrycznym stylu, który – jak Ci się wydaje – przyda Ci pozorów wyważonego myśliciela. Szkoda, że poziom ekscentryczności jest w Twoim stylu odwrotnie proporcjonalny do treści. Np. cały Twój pierwszy akapit jest kompletnym nonsensem. Przywodzisz mi na myśl nastolatka, który wpadł na genialny pomysł, że wypowiadając się w ten sposób wytworzy inteligentny i wyważony obraz własnej osoby w oczach innych.
Szkoda tylko, że inne nastolatki są zbyt głupie, by to zauważyć, a człowiek dorosły zbyt mądry, by grafomańsko zamęczona intelektualna forma wypowiedzi (tak sztuczna i nieumiejętnie naciągana, że aż się krzywić trzeba) przesłoniła mu brak treści i jakiegokolwiek walentnego argumentu.

To tak gwoli początkowej refleksji przed zapoznaniem się z resztą postu.


Owa prosta regułą dyskredytuje się sama, nie ma moim poście niczego na siłę. Nie napisałeś nic nowego, więc walentność mojej krytyka z poprzedniego postu stoi nienaruszona.

To, czy mam szacunek do jakiegokolwiek wierzącego, nie ma żadnego znaczenia. Ważne, czy chcę ograniczyć przysługujące im prawa człowieka – czyli tolerancja. A dopóki nie krzywdzą innych, tolerancję mają.


Akapit nr 4 to znowu nastoletnia grafomania, więc nie ma czego komentować, poza jednym:

>>>>> śledząc podobne wypowiedzi Jezusa można łatwo wyeliminować takie pokrętne dociekania

Masz na myśli:
- chwalenie przez Jezusa niewolnictwa,
- niszczenie przez niego własności prywatnej nienależącej do niego,
- niszczeniu drzewek w złości że w zimie nie mają owoców
- nieodpowiedzialne wypowiedzi nakazujące ludziom brak myślenia o jutrze i rozdawanie swojego majątku,
czy
- nakaz przestrzegania starotestamentowych praw np. w jaki sposób należy gwałcić kobiety, sprzedawać córki w niewole seksualną, czy kamieniować czarownice
?

Masz rację - Jezus jednoznacznie piętnował negatywne zachowania.


>>>>> W takich intelektualnych zapasach jest wiele frajdy, czasem i dramatycznych wątpliwości, ale ostatecznie uspokaja mnie logika ludzkiego, codziennego podwórka.

:) Oj, człowieku...
Podwórkowa logika? Przecież Ty nawet nie wiesz, co słowo „logika” znaczy.


>>>>> Dosyć grafomanii.

No popatrz, jaki ze mnie prorok... Jednak możemy się w czymś zgodzić :)


impactor

Ho ho! Myśliwy powrócił! Wcześniej czy później musiało się to stać! Zew krwi nie pozwala Ci na ułagodzenie instynktów ludzkiego drapieżcy. A jednocześnie piszesz o bezlitosnym Galilejczyku dewastującym drzewo figowca.

Próbowałem dać Ci do zrozumienia, choć niestety bezskutecznie, że bez względu na imponującą wymianę argumentów, czy też po prostu opinii ( nie możesz obrażać ludzi za to, że ich wypowiedzi nie spełniają Twoich oczekiwań i nie są zdaniami o bezbłędnej konstrukcji logicznej - a tak robisz! ) na końcu tego wszystkiego pozostaje zawsze ludzki szacunek. Twoja ostatnia wypowiedź względem mnie, uświadamia mi jasno, że nie wytrzymujesz presji, jaką wywiera na Ciebie Twoja własna umysłowa konstrukcja, którą wzniosłeś, powołując się na zasady logiki. Dlaczego? Ponieważ zatracasz umiejętność odnoszenia się do innych ludzi z szacunkiem. Od początku naszej wymiany opinii dałem Ci to do zrozumienia, choć - przyznam się - bez większych nadziei na to, że odniesie to pozytywny skutek.

Widzisz - nawet nie potrafisz zaakceptować, że niektórzy ludzie znajdują upodobanie w kształtowaniu języka, który jest wspaniałym tworzywem mającym różnorodne właściwości, i które w potocznym jego wykorzystaniu pozostają niestety w dużym stopniu niewykorzystane . Przypisujesz temu niepotrzebnie skłonności do ekscentryzmu, zapominając o tym, że słowo jest narzędziem, które może być użyte w bogatej i różnorodnej mieszance kombinacji, i istnieje po to właśnie, by umieć je wykorzystać. Przykro mi, że w tej formie nie przypadł Ci on do gustu. Ale jedną z rzeczy, która mą przykrość ogranicza, jest to, że moja swoboda i sposób wypowiedzi nie istnieje po to, by musiała Ci się podobać.

Zapomniałeś też o tym, że odwiedziłeś forum filmowe, i bezlitośnie pastwisz się nad tutejszymi kinomanami, którzy pojawiają się tutaj przede wszystkim jako wielbiciele kina, a więc sztuki, która funkcjonuje w kategoriach piękna, a więc i język, którego się tutaj używa, również i ten dla Ciebie niecodzienny ( ekscentryczny ), jest tu jak najbardziej na miejscu. Żenujące jest Twoje niepogodzone z tym faktem stwierdzenie, że mógłby ten mój styl wypowiedzi okazać się uwodzicielski dla umysłów biednych, bezradnych nastolatków. Nastolatków z góry przepraszam w imieniu kolegi, że posądza je o wytłumaczalną ich wiekiem głupotę w tym zakresie. Nie dorośli pewnie do tej logiki, której niebywałe opanowanie przez "Impactora" nie pozwala dać im cienia nadziei móc pocałować go w buty.

Ze sprawą zrozumienia prostych pouczeń Jezusa utknąłeś w prostocie. Sprawa jest jak mniemam stracona. Pozostałe kwestie, które poruszyłeś są z tego co zauważyłem, bardziej złożone, ale jeśli wykazałeś tak mało dobrej woli w bardziej swobodnym ( nie tak nieznośnie spiętym ) uchwyceniu zawartych w niej przesłanek. dalsze parcie na przód mija się z celem. Musiałbym się z Tobą solidnie zmęczyć, a szkoda mi na to życia. Ty zgrywałbyś ucieleśnienie logiki, a ja zdawałbym Ci się producentem lingwistycznych figur, które wprawiałyby Cię w nieznośne konwulsje intelektu.

Z tego co wiem, w całej aferze związanej z istnieniem chrześcijaństwa pada jeszcze mnóstwo innych istotnych pytań, które wykluczają Twoje dosłowne interpretacje żywcem wyczytanych zapisków. Kiedy wspominasz o źródłach historycznych wspominających o istnieniu Jezusa, decydujesz się przyjąć, że fakt istnienia wspólnoty powołującej się na założyciela to za mało by uznać jego istnienie. Choć swoją drogą , to iż te kilka przekazów, które wspominają o wspólnocie Jezusa, miałyby dotyczyć człowieka, którego w rzeczywistości nikt nigdy nie ujrzał na oczy, jest jeszcze dziwaczniejszym przypuszczeniem.

Pomyśl sobie tak bez uprzedzenia, jeśli jesteś w stanie: Podanie informacji o Jezusie, prowincjonalnym ekscentryku, bardziej przemawia za tym, że ktoś taki istniał , czy też nie istniał? I czy wzmianki rzymskich urzędników nosi cechy odwołań do mitologii? Piszę to w razie czego, bo zaraz mi napiszesz, że o wyznawcach Zeusa, czy innych dziwolągów, też jest mnóstwo przekazów pisemnych. Tu zaś mamy proste, krótkie informacje. Bez zamiłowania do gawędziarstwa i fantazjowania.

(Nie miałbyś może ochoty podważyć istnienia paru innych osób? Na przykład niektórych apostołów ;) Byłoby to może całkiem wykonalne...)

Rozsądny człowiek raczej zastanowi się na ile ta historyczna postać ma wspólnego z jego hagiografiami - czyli ewangeliami i cała setką innych pism pozostających w obrębie, czy też na obrzeżach przyjętego kanonu pism biblijnych. Z tym bowiem jest rzeczywiście grubsza sprawa i tu miałbyś szersze pole do popisu niż to na którym ugrzęzłeś. Moje stanowisko w tej sprawie niekoniecznie jest ortodoksyjne, jak pewnie mógłbyś przypuszczać. Wiele rzeczy w tej kwestii poddaję w wątpliwość. Mam zastrzeżenia do tego na ile sprawozdawcy chcieli relacjonować, a na ile mogli to w ogóle robić, co do nich dotarło, ile uległo zniekształceniom i przeinaczeniom, ile zaś dodali od siebie w przypływie pobożnych uniesień. To takie puszczenie oka w Twoją stronę. Również jestem krytycznym człowiekiem i lubię zadawać niewygodne pytania, i niekoniecznie upieram się przy tym, że dobrze na nie odpowiedziałem. Wolałbym jednak nie wylewać dziecka z kąpielą.

Niepokoi mnie Twoje stwierdzenie, że nie ma znaczenia Twój szacunek okazywany innym. Jednocześnie jednak wiele wyjaśnia. Jesteś jedynie tolerancyjny, ale to też bzdura, bo Twoje słowa, które kierujesz do innych są również sposobem wkraczania w czyjś świat, i jeśli robisz to bez szacunku, naruszasz czyjąś godność i nie szanujesz równorzędności wolności innego człowieka. Jednocześnie możesz nawet mieć stuprocentową rację w tym co mówisz, ale nie będzie to już miało żadnego znaczenia. Zastanów się nad tym dobrze.

Zakańczam moją korespondencję z Tobą. Bez żalu rzecz jasna. Życzę Ci dobrze - przede wszystkim dystansu do siebie samego i do efektów swoich niepodważalnych i piorunujących spostrzeżeń. Bo ostatecznie są to tylko jedne z wielu rozmaitych sądów, a przed Tobą jeszcze ciekawiej i w znacznie doskonalszej formie wyraziło ich tysiące ludzi, spośród których większości z nich nawet nie chciało się ich zapisywać. Ale podejrzewam, że mimo tego, niekoniecznie musieli pozwolić sobie na tak elementarne zaniedbanie zwyczajnie ludzkiego odruchu szacunku. I niekoniecznie nawet trzeba się odwoływać do jakiejkolwiek religii, żeby zdać sobie z tego sprawę.

Wiem o czym mówię, gdyż objechałem trochę świata, odnajdując w nim urzekających ludzi, tych wierzących na przeróżne sposoby, od osobowych sprawców szczęść i nieszczęść po plastykowe gadżety, i tych niepewnych czegokolwiek w tych sprawach, jak i tych za nic w świecie nie dających się przekonać o istnieniu pierwotnego dobrodzieja. Stworzywszy z nimi serdeczne i inspirujące relacje, uświadomiłem sobie to, czego życzyłbym Tobie. Umieć fascynować się ludźmi nawet jeśli wydają Ci się niewybaczalnie naiwni względem Twoich kryteriów ocen. Jest bowiem jeszcze wiele innych przejawów ludzkiej aktywności od wyrażanych przez nich przekonań dotyczących ich wiary bądź niewiary w cokolwiek.

Może niekoniecznie powinienem Ciebie o brak tej umiejętności obwiniać. Może inaczej nie potrafisz i tyle. Sam w głębi duszy jestem niepoprawnym estetą i może po prostu łatwiej mi przychodzi taki punkt widzenia. Nie faszeruję sobie głowy drobno zmielonym przecierem z logiki, mimo iż chętnie tracę głowę do wszelkich rozrywek logicznych.

No dobrze. Com rzekł tom wyrzekł! A karawana podąża dalej! A dokąd? Może uda nam się dowiedzieć. Może i ujrzeć. A może wymyślić ;)




drzewiarz

Znowu to samo...
No nic, spróbuję wyłowić z Twojego postu jakąś treść, do której da się odnieść.

Na wstępie nota ogólna:

Jeżeli ktoś wierzy w tak istotne twierdzenie, jak istnienie boga, i wszelkie argumenty, którymi próbuje to uzasadnić, okazują się być zbudowane albo na ignorancji, albo na przerażającym wręcz oderwaniu od jakiejkolwiek logiki, a mimo to taka osoba nadal uważa swoją pierwotną pozycję za wartą utrzymywania - to owszem, może zasługuje ona na szacunek (być może dokarmia bezdomne psy, albo adoptuje sieroty), ale na pewno nie za to, za co dała się w tej rozmowie poznać.

Jeżeli ktoś w jakiejś materii prezentuje postawę doskonale spełniającą słownikową definicję idioty, to dla niektórych przemilczanie tej obserwacji jest tym, z czym czuliby się najwygodniej. Ale ja idiotyzm uważam nie tylko za irytujący, ale i niebezpieczny. Mam więc nie tylko prawo, ale i społeczny obowiązek o tym mówić.
Poza tym zwrócenie na to komuś uwagi uważam za wyraz troski o tą osobę - zgodnie ze słowami Jezusa „czyńcie drugiemu tak, jak chcielibyście mieć czynione” – ja sam, prezentując w jakiejś materii postawę idioty, bardzo chciałbym, by ktoś mi to uświadomił. Dlaczego? Bo nie chciałbym tkwić w idiotyźmie.


Ty natomiast, drzewiarzu - niczym ksiązkowy Drzewiec, poza swoją grafomanią, nie masz wiele do zaoferowania. Żadnej pozycji. Dotychczas nie podałeś żadnego argumentu pozwalającego uznać pozycję teistyczną, której prawa bronisz, za wartą utrzymywania jako prawdziwą.
Owszem, styl wypowiedzi może być bardzo cenny, w dyskusji pożądany, i może zgrabnie zdobić treści wszelakie, jak np. tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=C0coBfi_2Cs
Ale kiedy rozmawia się na argumenty, to nie pieprzy się 80% stylu i 20% treści, tylko stara się osiągnąć możliwie wysoką zawartość rzeczowych argumentów, posypując co najwyżej stylem, niczym przyprawą.
Tymczasem Twoje posty, to prawie całkowity brak treści, po której dziury zapychasz próbami stylu, i to często tak na siłę męczonego, że się człowiekowi czytać odechciewa. I na domiar złego, ta Twoja przesiąkająca wszystko protekcjonalność...


To tyle gwoli wątku osobistego, którego kontynuację uważam za stratę czasu. Pora wyłuskać z Twoich słów jakieś argumenty proteistyczne.





>>>>> w całej aferze związanej z istnieniem chrześcijaństwa pada jeszcze mnóstwo innych istotnych pytań, które wykluczają Twoje dosłowne interpretacje żywcem wyczytanych zapisków.

Aby coś interpretować, należy posiadać ku temu dobry powód. Wobec braku takich powodów, interpretacja nie jest uprawiona i tekst traktuje się tak, jak jest zapisany. Szczególnie w wypadku zapisy wydarzeń, czy boskich nakazów.


>>>>> czy wzmianki rzymskich urzędników nosi cechy odwołań do mitologii? (…) Tu zaś mamy proste, krótkie informacje. Bez zamiłowania do gawędziarstwa i fantazjowania.

Nie istnieją wzmianki rzymskich (ani jakichkolwiek innych) urzędników n/t Jezusa, poza Flawiuszem, który pół wieku po „fakcie” powtarza jedynie zasłyszaną od chrześcijan pogłoskę o domniemanym istnieniu jakiegoś Jezusa.
http://www.filmweb.pl/user/impactor – dział „Jezus kontra historia”



>>>>> Kiedy wspominasz o źródłach historycznych wspominających o istnieniu Jezusa, decydujesz się przyjąć, że fakt istnienia wspólnoty powołującej się na założyciela to za mało by uznać jego istnienie.

1. Nie posiadamy żadnych źródeł, które pochodziłyby od osób, które Jezusa mogły spotkać. Wszystko, co mamy, to opowieści o opowieściach. Nawet same Ewangelie postały 2-5 pokoleń po domniemanej śmierci Jezusa, i nie mają nic wspólnego z apostołami, których imiona noszą (o czym można przeczytać nawet w co lepszym wydaniu Biblii).

2. Przyjmijmy, że człowiek imieniem Jezus istniał. I co z tego? Nie ma to żadnego znaczenia, bo problem nie leży w wierzeniu w jego istnienie, tylko w wierzeniu w nadnaturalne twierdzenia związane z jego osobą.


Mówisz o tym, że nie jestem tolerancyjny, bo moje wypowiedzi dotykają kogoś. No cóż – to nie jest definicja tolerancji. Wolność słowa polega na tym, że każdy może wyrazić swoją opinię. A jeżeli ta opinia kogoś innego bulwersuje – trudno. Teiści wkraczają z butami w świat mój, i innych, na co dzień i od tysięcy lat. Narzucają nam prawa dyktowane swoimi absurdalnymi i antyludzkimi przekonaniami. Określają co ma być dla innych dobre, a co złe, na podstawie nakazów swojego biblijnego boga-potwora o nieskończonej niesprawiedliwości, podłości, zezwierzęceniu, upodobaniu do tortur i wątpliwym poziomie intelektualnym.

Tak więc Twoje posądzenie mnie o nietolerancję względem chrześcijan jest nie tylko nieuprawnione, ale - co ważniejsze – odwracające rzeczywistość.

Ja też objechałem trochę świata - od Afryki Zachodniej, po Azję Wschodnią, z większością miejsc pomiedzy - więc Twoje obieżyświactwo nie robiłoby na mnie wrażenia nawet, gdyby było to jakimkolwiek argumentem. Urzekający ludzie i ich wierzenia nie są mi obce, bo ze względu na moje zainteresowania zawsze staram się dowiedzieć „w co wierzysz, i dlaczego uważasz to za prawdę”. Niektórzy z moich najlepszych przyjaciół to południowo azjatyccy buddyści i pasztuńscy muzułmanie. Jednak ani inspiracje, które czepią oni ze swoich wierzeń, ani moja przyjemność z obcowania z nimi, nie mają żadnego związku z tym, czy obiekt ich wierzeń jest prawdą. Lecz natychmiast, kiedy taka osoba zaczyna działać zgodnie ze swoim bezpodstawnym wierzeniem w sposób, który krzywdzi innych – wtedy każda odpowiedzialna osoba ma obowiązek o tym powiedzieć, niezależnie od tego jak bardzo inspirujący jest ów krzywdzący.

A doprawdy trudno o bezpodstawne wierzenia o szkodliwości większej, niż ta pochodzące z religii Abrahamowych.

Zamiast więc doradzać mi dystans do samego siebie, powinieneś zmniejszyć swój własny dystans od racjonalnego przyjrzenia się temu, co sam próbujesz bronić i co sam postulujesz.

impactor

Powtórka z rozrywki. Ręce opadają. Zasadniczo Ci już odpowiedziałem na moje wątpliwości względem Twojej postawy. Dalsze rozpisywanie się więc nie ma sensu. Brak dobrej woli w odczytywaniu tekstu zawęża jego zrozumienie. To takie moralne uwarunkowanie poznania. W szczególności dotyczy to religii. A to tylko jedno z możliwych ograniczeń.

Co do stylu wypowiedzi również ujawniłem Ci moje motywacje i upodobania. Sztucznie rozdzielasz formę i treść przypisując im stosunek procentowy. Forma niekoniecznie musi umniejszać pełnowartościową treść. Może nawet ją uwydatniać!

Być może czytałeś to co napisałem, ale bez zrozumienia. To nie do końca Twoja wina, ponieważ wydaje mi się, że leży to poza zakresem Twoich możliwości. I nie chodzi mi o to, że brak Ci błyskotliwego umysłu, ale jesteś pełen antyreligijnych uprzedzeń, które wyzwalają w Tobie spontaniczną wrogość do samej myśli o tym, że Bóg mógłby w jakikolwiek sposób istnieć. W związku z tym, każdy zarażony - jak pewnie domniemasz - tą rażąco absurdalną pomyłką człowiek, staje się celem podobnej wrogości jak zadomowiona w nim myśl, która Cię brzydzi i odstręcza.

Chrześcijanin w ostatecznym rozrachunku musi okazać się szkodnikiem. Nawet, jeśli chwilowo nie szkodzi. Tak czy owak jednak można się tego po nim spodziewać, gdyż jego umysł jest zatruty absurdem.

Formułuj swoje opinie szpikując je dowolnymi argumentami, nie zapominając jednak przy tym, że sposób w jaki to zrobisz nie jest bez znaczenia. Więcej nawet - ma to kluczowe znaczenie. Jeśli podepczesz czyjeś poglądy w sposób arogancki i wyniosły, zachowasz się przeciwnie temu do czego pretendujesz jako oświeciciel brzydzący się ponoć podobną arogancją u chrześcijan. Czym się wtenczas od nich różnisz, poza tym że wyznajesz przeciwne im poglądy, jeżeli doprowadzają Cię one do takiej samej arogancji? Ciągle kłania się Tobie pytanie. Po co to wszystko? Sztuka dla sztuki? Wiedza dla wiedzy? Jaki rezultat chcesz osiągnąć? Pozbawić ludzi wiary, żeby byli lepszymi ludźmi? Widząc Twoje bojowe nastawienie i żądzę upieczenia kilku bawołów na wolnym ogniu nie widzę, żeby wyszło Ci to na dobre. Pakujesz się "diabłu" wraz z nimi do jednego wora.

Pamiętam historyczne przekazy o próbach stworzenia nowych społeczeństw, uwolnionych od jarzma religii abrahamowych. Niedawna historia - dwudziestowieczna. Przypominam sobie, że skutkami tych prób były mało urzekające realia. Pewnie nie to masz na myśli pisząc o społecznej szkodliwości religii, którą warto byłoby raz na zawsze unieszkodliwić?

Nie bronię religii. Wykluczam tylko jednostronne wykazywanie jej szkodliwości, które Cię bez reszty pochłonęło.



filozof71

bardzo płytkim człowiekiem być musisz, albo za płytkich i głupich masz wszystkich Chrześcijan (nie tylko Katolików). polecam refleksję nad wszystkim, co zamierzasz napisać/powiedzieć - wyjdzie Ci tylko na zdrowie.

ocenił(a) film na 3
aabraq

Odpowiem tak: też nie jestem katolikiem, ale moja opinia o filmie jest zgoła przeciwna. Dawno nie widziałem tak słabego filmu.
Czy gdybym był katolikiem, to moja ocena byłaby inna? Wątpię. Ten film był po prostu słaby. Katolicy mogą się utożsamiać z bohaterami i stąd tak wysoka ocena na filmwebie. Ale jednocześnie powinni czuć się zażenowani, że ich wiara jest chwalona przez tak słabe dzieło.

ocenił(a) film na 10
Mario

"Katolicy mogą (...) Ale jednocześnie powinni (...)" - no witamy kolejnego socjalistycznego dyktatorka!

ocenił(a) film na 3
jacstr8985

jacstr8985, czepiasz się słówek.
Równie dobrze mogłem napisać: "gdybym był katolikiem, to czułbym się zażenowany, że moja wiara jest chwalona przez tak słabe dzieło." Tak jak byłem zażenowany filmem "Wiara czyni czuba" (http://www.filmweb.pl/film/Wiara+czyni+czuba-2008-437160), który mimo że bliski moim poglądom, jest filmowo równie słaby jak Cristiada.
Więc proszę, nie przylepiaj mi obraźliwych etykietek z powodu kilku użytych przeze mnie zwrotów. To tak, jakbyś nazwał dyktatorem prezentera pogody mówiącego, że "Wrocławianie powinni dziś wziąć parasole".

ocenił(a) film na 10
Mario

Mario nie chodziło bynajmniej o słówka.. Otwórz oczy! Spójrz na oceny widzów! Nawet na wyraźnie małokatolickim filmwebie ocena brzmi jednoznacznie FILM jest BARDZO DOBRY a Ty swoją ocenę ze skrajnego marginesu wyglaszasz z tak autorytarnie, że mi się skojarzyło z małym dyktatorkiem co to wiedział lepiej niż wszyscy.

ocenił(a) film na 9
Mario

dupisz farmazony.

ocenił(a) film na 10
aabraq

Cześć.A ja jestem katolikiem i uważam,że film jest kapitalny ponieważ ukazuję historię katolików i to jak wspólnie walczyli o wolność! To wiara nadaje życiu sens ! 10.

ocenił(a) film na 5
aabraq

Na tej wojnie obie strony dopuszczały się zbrodni i krwawych represji - co interesujące w zbrodniach osobiście brali udział także duchowni.

Film zamierzam dopiero obejrzeć w tym tygodniu, ale jeśli film pokazuje podział na dobrych i złych to przekłamuje rzeczywistość. No, ale takie jest już kino. W kinie wyważone i obiektywne spojrzenie jest nieatrakcyjne bo jeśli obie strony mają trochę racji, a trochę jej nie mają i jeśli obie strony robią złe rzeczy (na wojnie robi się złe rzeczy na ogół) to widz nie ma się z kim identyfikować. W filmie musi być sympatyczne i szlachetne dobro oraz niebudzące sympatii zło. Nie podoba mi się to bo filmy w ogromnym stopniu kształtują poglądy ludzi na historię. Większość traktuje je jak lekcje historii.

Co do wiary to katolicyzm nie jest chrześcijaństwem. Jezus, za którego walczyli Cristeros po prostu nadstawiłby drugi policzek. Pokornie pogodziłby się z represjami Babilonu. Tak jak Świadkowie Jehowy. Katolicyzm to zmutowana wersja chrześcijaństwa - gdy ktoś odbiera Kościołowi nieruchomości i kontrolę nad rzędem dusz to są gotowi przelewać krew aby temu zapobiec. Bardzo chrześcijańskie. Wojna nie ma nic wspólnego z pierwszymi chrześcijanami.

użytkownik usunięty
Richtie

RZĘDEM DUSZ, Bełkot?
Jesteś jeszcze większym wtórnym analfabetą niż sądziłem. Nie znasz nazwisk ludzi, nie znasz ortografii, o których piszesz, deprecjonujesz świadectwa ŚWIADKÓW Powstania warszawskiego.

RZĄDEM, niewyedukowany bar...nie,RZĄDEM, nie żadnym rzędem. Rząd dusz oznacza rządzenie duszami, a nie ustawienie ich w rzędzie jak ławki kościele. Nie wiedziałeś tego?
Aaaa w internecie o tym nie czytałeś:)

Czy ty naprawdę nie widzisz jakim ty jest nieoczytanym nieukiem?? Jak co chwilę piszesz jakieś brednie?

Jesteś produktem swojej epoki "ekspercie" od poprawiania świadków historii, edukacji w II RP itp.

ocenił(a) film na 5

Odejdź od komputera i znajdź sobie dziewczynę albo pracę bo ewidentnie nie masz co robić w życiu.

użytkownik usunięty
Richtie

I to, że odejdę na pewno zmieni fakt, że jesteś ignorantem i nieukiem, który próbuje pouczać innych. Tak sobie to tłumacz. :) Idź jeszcze do mamusi, niech cię pocieszy i utwierdzi w przekonaniu, że "synuś jest mądry"/

Elementarne braki wiedzy, czy po prostu inteligencji nadrabiane bezczelnością i wyuczoną pewnością siebie. To ślepe powtarzanie sloganów telewizyjnych o "polskim sukcesie", ręce opadają.


Mam co robić, o dziewczynę to ty się martw, bo ja nie mam z tym problemu, jak zresztą widać nie szukam wirtualnych "przyjaciółek" na filmwebie (czego nie można powiedzieć o innych). Niestety przez tobie podobnych "papierowych magistrów", których spotykam na codzień, muszę zużywać zdecydowanie więcej energii niż wynikałoby to ze stopnia skomplikowania danego problemu.

Pozostawiam ciebie w twoich , klimatach, z twoim ewidentnym , mentalnym ziomkiem:

https://www.youtube.com/watch?v=tvbyY7oMT2E

ocenił(a) film na 8
aabraq

Chciałam natrafić na komentarz traktujący o filmie a nie o wierze wyłącznie i udało się. Zrozumiałym jest że film ociera się o wiarę w każdej jego minucie więc nie można rozdzielić jednego od drugiego. Zgodzę się z powyższym, że jednak w filmie nie chodzi o nic innego jak o władzę, władzę nad ludźmi, nad Meksykiem w zestawieniu z wolnością i demokratycznymi wyborami jednostki. To co podobało mi się także to to, że niewierzący nie starał się na siłę przekonać do swoich poglądów, a wierzący nie probował na siłę nawrócić niedowiarka (co niestety dość często się zdarza). Nic z tych rzeczy, jedynie wątpliwości i padające na nie odpowiedzi. Pewnie, że jest też pod też publiczkę i raczej po produkcji można wnioskować, że skierowany był do kin komercyjnych, ale temat jest niebanalny i co ważne - autentyczny. Fajnie, cieszę się że na niego trafiłam i dziękuję za tą lekcję historii.

aabraq

>>>>> bez wiary w Boga (co nie jest rzeczą wszystkich) człowiek co najwyżej może być jedną z form istnienia białka, czyli wielkim G!

Bez wiary w boga człowiek jest ateistą, czyli osobą utrzymującą o jedno bezpodstawne wierzenie mniej.

Wiara, tak jak i wiedza, jest rodzajem wierzenia. Gradacja wierzeń wygląda następująco:


1. wierzenia absolutnie pewne (logiczne aksjomaty)
2. wierzenia które przyjmujemy za absolutnie pewne na podstawie dowodów wykazanych metodą naukową
3. wierzenia uzasadnione (których prawdziwość jest wysoce prawdopodobna)
4. wierzenia których nie ma podstaw uznania za prawdziwe
5. wierzenia, których są podstawy do uznania za nieprawdziwe
6. wierzenia, których fałszywość można wykazać

1-2 = Wiedza

4-6 = Wiara (dodatkowo potwierdza to definicja wiary podana w PŚ, lsit do Hebraczyków 11:1 )

Oczywistym jest więc, że wiara obejmuje wierzenia bezpodstawne, oraz wierzenia fałszywe.

Nadal chcesz twierdzić, że wiara to coś wartego utrzymywania?


>>>>> To wiara, bez względu na jej mankamenty, nadaje sens życiu

Jedno z dwóch największych kłamstw, którymi religie indoktrynują masy.

użytkownik usunięty
impactor

Kłamstw? A kim ty jesteś żeby autorytatywnie stwierdzać co nadaje sens życiu poszczególnym jednostkom? Ja od razu zrozumiałem z jego wypowiedzi, że chodziło mu o procesy występujące na całym globie wśród ludzi, których istnienia przez własne doświadczenia życiowe jest świadomy, a które wydają się być także dominujące w swej liczbie. Na naszym globie jest miliony, może miliardy ludzi, którym wiara nadaje sens życia. Ty przychodzisz jak Stalin i stawiasz sprawę jasno. NIE! Co masz jako człowiek, jako homo-sapiens tym ludziom do zaoferowania w zamian? Myślisz, że od podważania wiary religijnej staniesz się umysłem ścisłym, bardziej inteligentną istotą niż jesteś? Ludzie podważający istotę wiary, religii wszelakiej oraz wpływu jej na rozwój wszystkich cywilizacji robią to z jednego powodu. Uważają samych siebie za Bogów, a konkurencji nie znoszą. Zwłaszcza tej przy której zostaje im być tylko małymi plującymi robaczkami.

ocenił(a) film na 10

Spokojnie. Ateizm jeszcze nie zdechł. Trzyma się całkiem dobrze w Korei Północnej i na Kubie. Dzięki teoretykom ateizmu ludzkość doświadczyła najgorszych zbrodni. W jakiejś mierze pokazuje to ten film, który wcale nie wybiela zbrodni ludzi wierzących. Chodzi raczej o skalę. Ludzie, którzy w swoim życiu nie doświadczyli miłości, twierdzą, że miłości nie ma. Tak samo jest z doświadczeniem Boga.

aabraq

Nawet nie rozumiesz, czym jest ateizm.
Kliknij na moim nicku, może pomoże Ci to w jakimś stopniu zbliżyć swoje pojmowanie świata do rzeczywistości.

ocenił(a) film na 10
impactor

Nie pochlebiaj sobie. "Nawet nie rozumiesz, czym jest ateizm" Najważniejsze, że ty wszystkie rozumy zjadłeś, wszystko rozumiesz i możesz na wszystkich patrzeć z góry i pouczać nierozumnych!

aabraq

Daleko mi do zjedzenia wszystkich rozumów, ale jeżeli np. Ty sam demonstrujesz, że rozumiesz mniej i sam stawiasz się na demonstrowalnie nierozumnej pozycji, to jak najbardziej możesz być pouczany.

impactor

jedyne co jest na twoim blogu to jakies szczyny opetanego oszoloma. Zejdz na ziemie ! jestes chory z nienawisci. Opowiesz lepiej :kiedy ost byles w koscieie, jakie wrazenia jak przechodzisz obok. co czujesz? pytam serio. nadajesz sie na egcoryzmy, aczkolwiek sprobuj od spowiedzi. znam z autopsji. nie bede rozwijac tematu, ale radze ci na probe zmowic 10 razy zdrowas mario i obserwuj rosnaca w tobie agresje. good luck

>>>>> chodziło mu o procesy występujące na całym globie wśród ludzi, których istnienia przez własne doświadczenia życiowe jest świadomy

To, że swoje doświadczenie interpretuje jako boga, nie znaczy że jego interpretacja jest prawidłowa.


>>>>> Na naszym globie jest miliony, może miliardy ludzi, którym wiara nadaje sens życia.

I gdyby indoktrynacja Doliną Muminków była tak powszechna jak indoktrynacja np. chrześcijaństwem, to mielibyśmy miliardy ludzi, którym sens życia nadaje wiara w Dolinę Muminków.



>>>>> Co masz jako człowiek, jako homo-sapiens tym ludziom do zaoferowania w zamian?

Co mam do zaoferowania w zamian za naiwność? Brak naiwności.



>>>>> Myślisz, że od podważania wiary religijnej staniesz się umysłem ścisłym, bardziej inteligentną istotą niż jesteś?

Podważanie wiary nie wynika z inteligencją ani nauk ścisłych, tylko z zainteresowania prawdą i brakiem akceptacji bezpodstawnych wierzeń.


>>>>> Ludzie podważający istotę wiary, religii wszelakiej oraz wpływu jej na rozwój wszystkich cywilizacji robią to z jednego powodu. Uważają samych siebie za Bogów, a konkurencji nie znoszą. Zwłaszcza tej przy której zostaje im być tylko małymi plującymi robaczkami.

Jako osoba zindoktrynowana religijnie nie potrafisz zrozumieć, że stawianie czegokolwiek na miejscu boga jest głupotą. Więc nie potrafisz pojąć, że owo miejsce mitycznej postaci boga może pozostawać puste.

Czy Twoje niewierzenie w krasnoludki albo Spidermana wynika z tego, że chcesz się postawić na ich miejscu? Nie sądzę.

użytkownik usunięty
impactor

>>>>> To, że swoje doświadczenie interpretuje jako boga, nie znaczy że jego interpretacja jest prawidłowa.

Co to za debilny bełkot? Człowiek w prosty sposób napisał, że prawdziwego sensu życia nadaje wiara, a ty pieprzysz coś o tym, że niby coś interpretuje jako Boga. Powyginało ci klepki w mózgu i zwyczajnie odpowiadasz bezsensownym bełkotem.

>>>>> I gdyby indoktrynacja Doliną Muminków była tak powszechna jak indoktrynacja np. chrześcijaństwem, to mielibyśmy miliardy ludzi, którym sens życia nadaje wiara w Dolinę Muminków.

Co to jest za argument? Godny półiteligenta lub zwyczajnie smarkacza z liceum. "Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem". Skup się na faktach i na tym co jest, a nie wymyślaj sobie scenariuszy cywilizyacyjnych, żeby zapełnić pustkę jaka powstaje w twojej głowie, gdy masz odpowiedzieć na powyższe stwierdzenie faktu o ilości ludzi, którym wiara nadaje sens życia.

>>>>> Co mam do zaoferowania w zamian za naiwność? Brak naiwności.

Naiwność? Zdąrzyłeś jednemu z rozmówców zarzucić indolencję w kwestii ateizmu, a tutaj sam perfidnie popisujesz się kompletną ignorancją w sprawach wiary. Interpretujesz ją po przez regułki ateistycznych filozofów od siedmiu boleści i myślisz, że to ostateczna jej definicja. Wiara nie ma nic wspólnego z naiwnością. Jest wypełnieniem i lekarstwem dla zawirusowanej duszy i umysłu człowieka, które nabierają dziczy wraz z upływem czasu. Nie wiesz czemu cywilizacyjnie służy wiara w Boga, lub Bogów. Bredzisz o jakiejś naiwności. Jaka znowu naiwność. Skąd ty to w ogóle wytrzasnąłeś?

>>>>> Podważanie wiary nie wynika z inteligencją ani nauk ścisłych, tylko z zainteresowania prawdą i brakiem akceptacji bezpodstawnych wierzeń.

Nie pisałem (czyt. nie stwierdzałem) człowieku o tym z czego wynika podważanie wiary. Zadałem proste pytanie. Tak proste, że zrozumiałby je średnio kumaty gimnazjalista, a widać ty zamiast przeczytać tekst ze zrozumieniem zmyślasz i imputujesz mi jakieś wypowiedzi. To schizy, czy jakieś opętanie? Wszyscy dokładnie wiemy, że są ludzie, którym zdarza się wydawać, że jeśli będą podążać według jakiegoś wytyczonego kierunku, to staną się jakąś konkretną wersją człowieka. To czy jest to fakt, czy mają słuszność w swoich przekonaniach, czy nie, to zupełnie inna sprawa. Pytam więc czy ci się tak wydaje, że jesli będziesz tak agresywnie potępiał wiarę, to czy w twoich wyobrażeniach robi to z ciebie człowieka o ponadprzeciętnej inteligencji i umyśle ścisłym?

>>>>> Jako osoba zindoktrynowana religijnie nie potrafisz zrozumieć, że stawianie czegokolwiek na miejscu boga jest głupotą. Więc nie potrafisz pojąć, że owo miejsce mitycznej postaci boga może pozostawać puste.

Nie pisz bezczelnie, że jestem zindoktrynowany religijnie, bo g.. na ten temat wiesz. Po raz kolejny wymyślasz sobie coś w swojej głowie i uparcie wierzysz, że jesteś tak przenikliwy, że musiałeś trafić przecież w dziesiątke. Innej opcji nie dopuszczasz. Nie jestem żadnym zindoktrynowanym religijnie człowiekiem. Jestem agnostykiem, lecz prochrześcijańskim, bo rozumiem jak istotną rolę odgrywa chrześcijaństwo, religia i wiara nie tylko w życiu jednostki, ale i jaką rolę odegrała w stworzeniu mojej cywilizacji. Wy ateiści jako ludzie skrajnie egoistyczni i samolubni skupiacie się tylko na sobie. Patrzycie na wiarę tylko przez pryzmat własnego ego i odrzucacie ją ze strachu, że gdy tylko byście ją zaakceptowali w jakikolwiek sposób, to znaczyłoby to, że nie jesteście racjonalni, a więc albo nie homo-sapiens, albo nie inteligentni. To błąd. Jesteście nie inteligentni bo opacznie ją intepretujecie i przede wszysatkim dlatego, że ją agresywnie odrzucacie.

Oczywiście, że to miejsce może pozostać puste, ale istotą jest jak jego opustoszenie wpływa na człowieka, a i to jakby wplynęło na cywilizację gdyby miało być dominującym wśród ludzi. W sytuacji kiedy jednak jest przewaga ludzi wszelkiej wiary, to jednostkowy ateizm wśród ludzi wierzących jest mało szkodliwy. Wyrządziłby straszne szkody gdyby był wśród mas dominującym. Jest to rzecz oczywista, której ateistów ego, nie jest w stanie przyjąć.

>>>>> Czy Twoje niewierzenie w krasnoludki albo Spidermana wynika z tego, że chcesz się postawić na ich miejscu? Nie sądzę.

No i co to za poziom argumentu? Ty zejdź na Ziemię i zwróć uwagę, że nie jesteś na przerwie w szkoe, ani na ławce pod blokiem z kolegami. Dorośnij.

Tyle na temat twoich pseudointelektualnych tez i definicji oraz ciebie jako istoty rozumnej. Jesteś tak słaby w polemice, że jeśli tylko miałbym dalej wchodzić w pogawędkę z tobą, to wiem, że zwyczajnie zmarnuje swój cenny czas.

Bez odbioru.


Szanowny nieświadomy Ateisto,


>>>>> Człowiek w prosty sposób napisał, że prawdziwego sensu życia nadaje wiara

Jak coś nienoszącego żadnej poszlaki bycia prawdą może nadawać prawdziwego sensu życia?


>>>>> Co to jest za argument?
>>>>> nie wymyślaj sobie scenariuszy cywilizyacyjnych, żeby zapełnić pustkę jaka powstaje w twojej głowie, gdy masz odpowiedzieć na powyższe stwierdzenie faktu o ilości ludzi, którym wiara nadaje sens życia.

No i czymże to jest innym, jeśli nie argumentum ad populum, czyli jednym z najprostszych błędów logicznych?
Co ma ilość wierzących do tego, czy obiekt ich wierzenia jest prawdą, czy nie? Nic.


>>>>> Wiara nie ma nic wspólnego z naiwnością. Jest wypełnieniem i lekarstwem dla zawirusowanej duszy i umysłu człowieka, które nabierają dziczy wraz z upływem czasu. Nie wiesz czemu cywilizacyjnie służy wiara w Boga, lub Bogów. Bredzisz o jakiejś naiwności.

Wiara jest wierzeniem bez dowodów, lub wbrew dowodom. Przyjęcie jakiegoś twierdzenia bez dobrych powodów pozwalających uznać je za prawdę jest właśnie naiwnością. Przyjęcie twierdzenia przeciwko dobrym powodom pozwalających uznać ją za prawdę jest urojeniem.

A więc wiara, zależnie od wierzenia, jest albo naiwnością, albo urojeniem i cywilizacyjnie służy temu samemu, co naiwność i urojenie.


>>>>> Nie pisałem (czyt. nie stwierdzałem) człowieku o tym z czego wynika podważanie wiary. . Zadałem proste pytanie. Tak proste, że zrozumiałby je średnio kumaty gimnazjalista...

Wiem, Twoje pierwotne pytanie brzmiało inaczej, ale z litości pozwoliłem sobie pominąć etap wytykania nonsensu pierwotnej wypowiedzi, i odnieść się do jego mniej kulawej, poprawionej wersji. Dlaczego? Ponieważ podważanie wiary nie jest przyczyną, tylko skutkiem.

A więc poprawne pytanie przed zademonstrowaniem absurdu tezy jego autora powinno brzmieć:
„czy ci się tak wydaje, że jesli będziesz człowiekiem o ponadprzeciętnej inteligencji i umyśle ścisłym, to wyobrażasz sobie, że będziesz agresywnie potępiał wiarę?”

(Zignorujmy też bezsensowne tutaj słowo „umysł ścisły”.)

A odpowiedź na tak poprawione pytanie brzmi: nie. Potępianie wiary nie wynika z inteligencji, tylko z troski o dobro ludzkości i jednostek, dla których wierzenia naiwne i urojenia stanowią zagrożenie doskonale obrazowane przez historię, jak i dzień dzisiejszy.


>>>>> Nie jestem żadnym zindoktrynowanym religijnie człowiekiem. Jestem agnostykiem

Czyli jesteś ateistą nieznającym znaczenia słowa ateizm. W ramach wyprowadzenia się z błedu polecam kliknięcie na moim nicku, a następnie wybranie pierwszego artykułu „Czym jest ateizm”



>>>>> rozumiem jak istotną rolę odgrywa chrześcijaństwo, religia i wiara nie tylko w życiu jednostki, ale i jaką rolę odegrała w stworzeniu mojej cywilizacji.

No widzisz, a ja rozumie, jakim obciążeniem było chrześcijaństwo, religia i wiara w życiu jednostki, ale i powstawaniu mojej cywilizacji.


>>>>> Wy ateiści jako ludzie skrajnie egoistyczni i samolubni skupiacie się tylko na sobie.

Nie bardziej, niż ludzie niewierzący w Dolinę Muminków.



>>>>> Patrzycie na wiarę tylko przez pryzmat własnego ego

Błąd. Patrzę na wiarę przez pryzmat tego, czy są podstawy uznania jej obiektu za prawdę, czy nie.



>>>>> i odrzucacie ją ze strachu, że gdy tylko byście ją zaakceptowali w jakikolwiek sposób, to znaczyłoby to, że nie jesteście racjonalni

Ateizm jest rezultatem, nie przyczyną. Przyczyną mojego ateizmu jest sceptycyzm. Więc po części zgadza się - jako sceptyk odrzucam wiarę, bo gdybym jej nie odrzucał twierdzeń bezpodstawnych, to byłbym nieracjonalny.
Ale nie robię tego ze strachu, tylko z chęci utrzymywania możliwie dużej ilości wierzeń prawdziwych, i możliwie niewielkiej ilości wierzeń fałszywych.

Nie wiem, co jest przyczyną Twojego ateizmu, ale po Twoich wypowiedziach nie sądzę, by była to zdolność krytycznego myślenia, bo trochę ona u Ciebie szwankuje.

>>>>> a więc albo nie homo-sapiens, albo nie inteligentni.

Wiara jest domeną homo-sapiens, więc ta część zdania jest nonsensowna. A co do inteligencji, to bycie inteligentnym nie chroni przed utrzymywaniem wierzeń bezpodstawnych. Przed tym chroni zdolność krytycznego myślenia, a to nie to samo.

Swoimi opiniami o ateizmie demonstrujesz, że – posługując się Twoimi słowami - „po raz kolejny wymyślasz sobie coś w swojej głowie i uparcie wierzysz, że jesteś tak przenikliwy, że musiałeś trafić przecież w dziesiątke. Innej opcji nie dopuszczasz. „


>>>>> Oczywiście, że to miejsce może pozostać puste, ale istotą jest jak jego opustoszenie wpływa na człowieka, a i to jakby wplynęło na cywilizację gdyby miało być dominującym wśród ludzi. Wyrządziłby straszne szkody gdyby był wśród mas dominującym. Jest to rzecz oczywista, której ateistów ego, nie jest w stanie przyjąć.

Otóż brak wiary w bogów wpływa na społeczeństwa tak samo, jak wpływa brak wiary w Zeusa, Kecalkoatla, Ahura Mazdę i krasnoludki.
Być może powinieneś zainteresować się powszechnością badań socjologicznych demonstrujących, jak wraz ze spadkiem odsetka ludzi wierzących w społeczeństwie wzrasta ogólny poziom szczęścia, dobrobyt, długość życia, wszystkie pozytywne wskaźniki społeczne, oraz spadają negatywne wskaźniki społeczne jak np. częstotliwość brutalnych przestępstw, przemoc w rodzinie, gwałty itd.

I czemu się tu dziwić, skoro bóg chrześcijański to jedna z najbardziej niemoralnych postaci literackich, co jest doskonale odzwierciedlone nie tyko w jego biblijnych zachowaniach, ale i jego prawie?


>>>>> No i co to za poziom argumentu?

Taki, jaki jest poziom wiary. Wierzenie w boga jest IDENTYCZNIE uzasadnione, co wierzenie w krasnoludki – jest wierzeniem bezpodstawnym, czyli wiarą.
Sam uznajesz absurd wiary w jedno, ale w drugie – identycznie walentne twierdzenie – już nie. Dlaczego? Otóż dlatego, że mimo bycia ateistą, jesteś ofiarą indoktrynacji religijnej, która zaślepiła Cię na absurd pozycji teistycznej.


>>>>> Jesteś tak słaby w polemice, że jeśli tylko miałbym dalej wchodzić w pogawędkę z tobą, to wiem, że zwyczajnie zmarnuje swój cenny czas.

Jeśli nieposługiwanie się błędami logicznymi i bezpodstawnymi twierdzeniami to u Ciebie oznaka pseudointeligencji i słabej polemiki, to rzeczywiście mamy zupełnie inne standardy.

użytkownik usunięty
impactor

Nie rozumiem po co się powtarzasz. Przecież wszystko co napisałeś po raz kolejny, zostało przeze mnie definitywnie obalone w poprzedniej mojej wiadomości. Drugi raz z rzędu sypiesz tutaj tylko chorymi regułkami wkutymi do łba. Jesteś zbyt tępy by to zrozumieć i zbyt pusty by dyskutować na temat wiary. Jesteś pustym człowiekiem. Tak jak napisał aabraq, formą istnienia białka, czyli wielkim G. Współczuje tak pustym i prymitywnym ludziom jak ty. Jednak wiem, że większość z nich w końcu dostrzega swoją pustotę i głupotę, która kazała im się tak błaźnić walcząc z wiarą i próbując empirycznie podważać jej sens.

Haha, masz poziom, facet :)
No nic, jak podkulasz ogon, to nie ma już z czym się tu mierzyć. Ale dzięki za rozrywkę, której przyspożył mi Twój ostatni post :)

użytkownik usunięty
impactor

Zapewniam cię. Zignorowanie cię jako osoby niegodnej polemiki, to żadna ucieczka. Bronisz się jak dziki pies przed napastnikiem. Jesteś psuty.

Dziękuję za kolejny przykład Twojej merytoryczności.

użytkownik usunięty
impactor

Mógłbym być merytoryczny gdyby twoje wypowiedzi były i miały jakąś podstawę ku temu. To co wypisujesz, to tylko zbiór schematycznych reguł wyrażanych w pewnej formie (pseudointelektualnej) - czysty bełkot. Wydaje ci się, że gdy będziesz stale używał tej formy, w odpowiedni sposób budował zdania i podważał nimi jakiś wybrany aspekt, to tym sposobem będziesz wśród innych uchodził za człowieka ponadprzeciętnie inteligentnego, a już na pewno, oj na pewno nie NAIWNEGO. Ty cierpisz człowieku. W swojej chorej obsesji posunąłeś się tak daleko, że założyłeś bloga traktującego głównie o ateizmie i w swojej treści dezawuującego wszelkie objawy wiary w Boga lub Bogów wśród ludzi, na portalu filmowym. Jesteś tak zniewolony, że utrudnia ci to dostrzec, że ostentacyjnie wpychasz się ze swoją religią w kompletnie nie pasujące do niej miejsce. Ten twój obsesyjny zapał, to nic innego jak umysłowy fundamentalizm nie różniący się w swej strukturze od tego religijnego. Steruje nim ten sam mechanizm, a mimo to tylko jedną jego formę dezawuujesz i poddajesz w wątpliwość. Gdzie jeszcze prowadzisz bloga o ateizmie? Na portalu ogrodniczym, fryzjerskim, muzycznym, historycznym? A może na portalu sportowym? Drugi i ostatni raz ci piszę. Zejdź na Ziemię zamiast taplać się w tym swoim pseudointelektualnym bagnie regułek, mitów, pseudofilozfii i przede wszystkim intelektualnego zniewolenia. Żegnam.

>>>>> Mógłbym być merytoryczny gdyby twoje wypowiedzi były i miały jakąś podstawę ku temu. To co wypisujesz, to tylko zbiór schematycznych reguł wyrażanych w pewnej formie (pseudointelektualnej) - czysty bełkot.

Więc proszę – wybierz sobie jedno moje twierdzenie i wykaż, że jest bzdurą. Tak jak ja to zrobiłem z Twoim poprzednim postem rojącym się od bzdur.

użytkownik usunięty
impactor

To tylko twoje wyobrażenie, że czegoś dokonałeś. Bełkotem nie da się tego zrobić. Dalsza dyskusja miałaby sens gdybyś był otwarty. Gdybyś potrafił przyjąć pewne rzeczy do wiadomości. Niestety ty jesteś ograniczonym ateizmowym fundamentalistą. To co uprawiasz tutaj i na swoim blogu nadaje się do dyskusji podczas paneli dyskusyjnych dla ateizmowych dzikusów. Żadne z twoich twierdzeń nie jest godne zachodu bo wieje od niego tylko twoją sekciarską mentalnością i umysłowym zniewoleniem. Nie mam czasu na rozmowę z ludźmi zamykających się w intelektualnym getcie. Ateista, to człowiek, który nie wierzy, ale nie dezawuuje, nie walczy - przyjmuje inny punkt do wiadomości. Ty nie jesteś ateistą, ty jesteś ateistycznym dzikusem. Takim odpowiednim materiałem na palikociarskie szambo. Nie łudź się, że będę uwiarygadniał twoją smutną postać wchodząc z tobą w polemikę. Niczego jak dotąd nie zrozumiałeś z tego co napisałem, bo wciąż agresywnie dążysz do jednego. Do bezproduktywnego bełkotania.

PS. Tak nazywaj to sobie jak chcesz. Tchórzostwem, podkuleniem ogona itd. Nie mam z tym żadnego problemu, bo nie mam problemu gdy ktoś popada w mechanizm obronny - jesteś dzikusem, więc ci wolno.

PS2. I tak gwoli ścisłości. Jako ateista przynajmniej nie nazywał byś mnie, agnostyka, ateistą. Zajrzyj do słownika jeśli nie rozróżniasz tych pojęć.

Drogi kolego ateisto demonstrowalnie błędnie opisujący się nieadekwatnym terminem.

Wierzysz, że bóg istnieje? Jeśli Twoja odpowiedź brzmi inaczej, niż TAK, to jesteś ateistą.
Agnostycyzm odnosi się do wiedzy, a nie do wierzenia, i większość teistów jest właśnie teistami agnostykami.


Wracając do odpowiedzi właściwej - ależ ja jestem w pełni otwarty i przyjmuję do wiadomości wszystko, co zademonstrujesz walentnym argumentem niezbudowanym na wypunktowanych błędach logicznych, najniższych form erystyki, oraz zwykłej ignorancji.

Jeśli więc jesteś w stanie skonstruować jakiś argument - względem chociażby jednego punktu celem oszczędzania czasu – zapraszam.
Jeśli nie, to cóż można odpowiedzieć na Twoje sztuczki erystyczne wypełniające pustkę argumentacyjną? Zupełnie nic.

Życzę Wesołych Świąt Zimowego Przesilenia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones