Oczywiście to skojarzenie nie wynika z jakości obu filmów bo "Amelia" jest nieporównywalnie lepszym filmem ale działa na podobieństwie patentów i zabiegów reżyserskich. Oglądając "Cudowne lato" miałem nieodparte wrażenie, że Ryszard Brylski bardzo lubi film Jeunet'a i stara się iść podobną drogą. Zauważcie podobieństwa: ta niewinnie urocza lecz nieco nieprzystosowana do życia dziewczyna, szukająca miłości i bojąca się jej jednocześnie, ta śmieszno-straszna śmierć matki, trudne relacje z ojcem i otoczeniem, ta magiczność/bajkowość/metafizyczność (niepotrzebne skreślić) przenikająca oba filmy i wszystko podlane uroczymi melodiami z akordeonu i tym podobnych instrumentów....
Ta zbieżność działa trochę na niekorzyść "Cudownego lata" bo odbiera mu nieco świeżości, lekkości i wrażenia pewnej nowości choć jak na polskie kino to wciąż ciekawe i w sumie udane kino, udana próba nawiązania do takich jak "Amelia", nieco autorskich pomysłów.
I tylko ten plakat to jakiś koszmarek przywodzący na myśl najgłupsze komedyjki romantyczne rodem znad Wisły...
p.s W podobnym tonie i przynajmniej równie udany jest polski film sprzed kilku lat "Ogród Luizy", polecam tym, którym "Cudowne lato" się spodobało.
To stara prawda, że najbardziej podobają się filmy, które już kiedyś widzieliśmy... bo większość filmów to remaki, sequele, adaptację i ponowne adaptacje. Chociaż porównania nie ma, bo film był dosyć nudny, przewidywalny i była to raczej bajka dla grzecznych polskich dzieci, gdzie wszyscy żyli długo i szczęśliwie, nawet jeżeli byli oderwani od rzeczywistości.