spoiler
TAK, JAK NAJBARDZIEJ TAK! to jest własnie mankament naszego społecznestwa ze nie
reagujemy, nie interweniujemy bo uwazamy ze nie mamy prawa mieszac sie w tzw. cudze
sprawy. a potem sluchamy w wiadomosciach mrozacych krew w zylach info o pobiciach na
smierc kilku miesieczne dzieci, zaglodzeniach dzieci albo pocwiartowaniu i wsadzeniu do beczki
itd.
LUDZIE , NIE STOJCIE BEZCZYNNIE- REAGUJCIE! TO MOZE OCALIC JAKIES DZIECKO!
Tak wlasnie dzialala głowna bohaterka- zamiast sie wstrzymywac od "mieszania' bo przeciez na
"oko nie ma zagrozenia zycia" - ona dziła aby ocalic te dzieci od zakletego kregu nijakosci,
marazmu i biedy intelektualnej.
trzeba patrzec szerzej.. juz taki projekt byl.. nazywal sie Lebensborn, ladne dzieci niemcy zabierali i dawali bezdzietnym malzenstwom.. bo przeciez lepiej im bedzie w Niemczech niz u podludzi.. kazdy medal ma dwie strony...
Oceniać z punktu moralnego można bardzo różnie. Jednak film na "1" zdecydowanie nie zasłużył. Co za żałosne obniżanie na siłę oceny...
Wiesz, ja właśnie wychodzę z założenia, że każdy ma swoje sprawy. Nawet nie chodzi o to, że nie obchodzą mnie cudze sprawy ale w ogóle się nimi nie zajmuję, nie obserwuję, nie podsłuchuję itd. Jak słychać krzyki, dziecko jest poobijane itd. to co innego ale nie chodzę na zwiady po domach sprawdzać czy wszystko u nich ok, bo mam swoje życie i każdy odpowiada sam za siebie. Nie będę zbawiać świata. Szczerze to jest od tego chociażby pielęgniarka środowiskowa, która powinna odwiedzić kobietę po porodzie i sprawdzić jakie ma warunki itd. :) to samo ksiądz chodzący po kolędzie itd. Także ja jednak uważam, że każdy ma swoje sprawy, choć nikt nie powinien oczywiście przejść obojętnie widząc cudze cierpienie - pomagać oczywiście trzeba.
A osobiście wolałabym klepać biedę i "robić w polu" mieszkając ze szczęśliwą rodzinką niż mieć ipady, wysokie kieszonkowe i wakacje na Hawajach z obcymi dla mnie ludźmi. Także uważam, że nie wolno się wtryniać w cudze życie dopóki nie ma się pewności, że się pomaga bo film moim zdaniem pokazał, że świadoma zmian dziewczynka nie była wcale szczęśliwa. A małe dzieci zapomniały kim były. Jednak nie ma to jak rodzina i żadne pieniądze jej nie zastąpią.
I dodam jeszcze, że główna bohaterka za to co robiła trafiła do więzienia, także nie powiedziałabym, że słusznie postępowała :D Co prawda trafiła tam niby za morderstwa, ale za samo porywanie dzieci też by poszła siedzieć. Także polemizowałabym z tym, czy było to dobre i takie prawe.
Nie! Nie miała takiego prawa. Wiem że dla dzieci to było dobre, ale dobro zależy od punktu widzenia. Ona i nikt inny takiego prawa nie ma.
Co innego byc obojętnym na cierpienie innych a co innego działac tak by krąg cierpienia poszerzac. Gł. bohaterka spowodowała cierpienie 18stu rodzin. Nie miała takiego prawa by bawic się de facto w Boga , osądzac innych, osądzac co dla kogo będzie lepsze. Zresztą ostatnia scena wiele mówi i zadaje pytanie do widza a twarz dziewczyny na końcu nie zdradza objawów radości i szczęścia.
Odpowiedź na zadane przez twórców filmu pytanie chyba nie jest tak oczywista jak w Twoim poście.
Ale takie prawo ma wiele systemów opiekuńczych w poszczególnych Państwach na świecie (w tym także w Polsce). Oczywiście interweniuje raczej w skrajniejszych przypadkach, jednak prawo i cywilizacja już dawno temu zinstytucjonalizowały odbieranie (czasowe lub stałe) dzieci ich biologicznym rodzinom. Główna bohaterka (i jej wspólnicy) tego filmu robili to po prostu nielegalnie i wg własnych kryteriów. Była to jednak prywatna działalność adopcyjno-opiekuńcza. :-)
Jeżeli ludzie działaliby w taki sposób w imię swojego własnego rozumienia DOBRA dla innych ludzi i łamali prawo zapanowałby chaos. Musi byc jakaś silna podstawa w funkcjonowaniu społeczeństwa i w tym przypadku jest to prawo . Inaczej ludzie zaczęliby wszystko relatywizowac.
W zasadzie to Ci ludzie prowadzili taki przyśpieszony ośrodek adopcyjny. :-)
Można dyskutować oczywiście co od wymiaru etycznego ich czynów, bo chyba jednak nie każde "odebrane" przez nich dziecko miało jakoś bardzo źle w swoim środowisku.
A co do wtrącania się w życie rodziny innych ludzi to sprawa ta ma 2 skrajne oblicza:
Po pierwsze są rodziny, które są bardzo patologiczne i które prędzej czy później skrzywdzą swoje dzieci (np. mama 4-letniego Michałka, utopionego w 2001r. przez jej konkubenta; matka dzieci "ukiszonych" w beczkach). I w tych właśnie przypadkach państwo, służby, otoczenie nie zareagowały na czas. A można było uniknąć tragedii...
Z drugiej strony są rodziny, które kochają swoje dzieci, tylko mają zbyt mało pieniędzy, albo trafi się choroba rodzica i służby odbiorą im dzieci. (np. głośna ostatnio sprawa polskich rodzin w Niemczech i Norwegii oraz kilka innych polskich spraw z ostatnich lat.)
Ale są to jedynie przykłady skrajne. Uważam, że w większości przypadków sądy, pracownicy społeczni i policja prawidłowo decydują w takich przypadkach. Jedynie czasem może się zdażyć zbyt pochopna decyzja, którą dodatkowo nagłośnią media i mamy gotową aferę.